Wartość rezydualna, czyli wróżenie z fusów

Kupujesz dzisiaj samochód za 80 tys. zł. Za ile odsprzedaż go po 3 lub 5 latach użytkowania? Nie wiadomo? Nic bardziej mylnego! Już dzisiaj możesz sprawdzić, ile będzie wart w 2020 roku. Dużo w tym wróżenia z fusów, jednak są firmy, które obliczą spadek wartości.

Mawia się, że po wyjeździe z salonu auto traci ok. 20 proc. swojej wartości. Technicznie się nie zużyło, jednak jego wartość spadła. Skąd to wiadomo? No, bo tak. W dzisiejszych czasach to zdecydowanie za mało. Można sprawdzić ceny samochodów używanych w serwisach aukcyjnych. Ich rozstrzał jest jednak naprawdę spory, a konkretne kwoty zależą nie tylko od modelu i wyposażenia. Liczy się: pochodzenie, udokumentowana historia, dodatkowe wyposażenie, rzadko spotykana wersja. Co jednak zrobić, gdy do czynienia mamy z nowym modelem, którego nie można do niczego porównać?

Wszystko przez floty

Wartość rezydualna to nic innego, jak przewidywana wartość auta za dwa, trzy lub 5 lat. Czas jest dowolny. Pojęcie wartości rezydualnej rozpowszechniły floty. Przedsiębiorstwo musi bowiem wiedzieć w dniu zakupu, za ile odsprzeda samochód po czasie użytkowania. Im drożej, tym lepiej. Im wyższą cenę uzyska, tym spadek wartości jest mniejszy, a wartość rezydualna auta wyższa.

Reklama

Szacowaniem wartości zajmują się wyspecjalizowane firmy. Skomplikowane algorytmy biorą pod uwagę dziesiątki czynników. Wygląda to trochę jak wróżenie z fusów, bo kryteria są najróżniejsze. Od tych związanych z samochodem, po bardziej abstrakcyjne. Liczy się nie tylko rodzaj silnika, nadwozia czy kolor (żółte auto trudniej sprzedać), ale także dbałość o serwis i bezawaryjność auta.

Ważna jest też polityka marki, jej prestiż i strategia cenowa (czy udziela rabatów, czy trzyma sztywno cenę), a nawet postrzeganie marki przez klientów, możliwości jej rozwoju i częstotliwość wypuszczania nowych modeli oraz liczba faceliftingów. To trochę jak kiedyś obiegowa opinia płynąca pocztą pantoflową. Dzisiaj musi mieć jednak ona wymiar formalny i usystematyzowany. W gruncie rzeczy polega jednak na tym samym. Sprzedający i odkupujący (bank, firma leasingowa) umawiają się, że wartość danego auta za 5 lat będzie wynosiła "X" i za "X" wskazana firma je odkupi.

Właśnie dlatego, przy zakupach flotowych liczy się nie tylko cena auta, ale wartość rezydualna oraz całkowite koszty użytkowania (TCO). To one w dużej mierze wpływają na wartość rezydualną, a oznaczają nic innego, jak wszystkie wydatki związane z eksploatacją auta.

Liczą się emocje

W przypadku zakupów indywidualnych jesteśmy mniej dalekowzroczni, bardziej emocjonalni. Patrzymy na cenę i tylko na cenę. Z badania Instytut Millward Brown wynika, że dla 77 procent Polaków najważniejszym kryterium przy zakupie auta jest właśnie cena. Nie interesują nas koszty utrzymania auta, czyli zużycie paliwa i wydatki, jakie będziemy musieli ponieść na naprawy i serwis.

To błąd, bo może się okazać, że auto, które nas oczarowało, a na dodatek jest tanie w zakupie, będzie paliwożerne i awaryjne. Gdy będziemy je chcieli odsprzedać, będziemy musieli mocno zejść z ceny. Czyli jego wartość rezydualna będzie niska.

Firmy analityczne zakładają, że po 3 latach auto traci nawet 50 proc. Mniej tracą na wartości auta małe i kompaktowe, najwięcej drogie w zakupie i utrzymaniu luksusowe limuzyny. W ich przypadku szacowana wartość pojazdu po trzech latach może osiągnąć nawet 35 proc. ceny.

Właśnie dlatego przy zakupie samochodu dobrze zapytać sprzedawcę o wartość rezydualną interesującego nas modelu. Da nam to pojęcie, za ile będziemy mogli je odsprzedać? Choć w przypadku zakupów indywidualnych, nikt nie da nam gwarancji, że właśnie za tyle je sprzedamy. Być może trafimy klienta, który zapłaci znacznie więcej. Nikt nie może też wykluczyć, że w czasie eksploatacji przydarzy się nam jakaś stłuczka czy wypadek, które drastycznie obniżą wartość pojazdu...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy