Rząd szykuje 10-krotny wzrost akcyzy na auta używane?!

​Budżet państwa udźwignąłby wprowadzenie zaporowej akcyzy na stare samochody z importu, zwłaszcza gdyby udało się jednocześnie zachęcić Polaków do zakupu nowych aut - oceniają eksperci. Drobna modyfikacja projektu ustawy z 2016 roku spowodowałaby, że akcyza na 15-letniego VW Passata wzrosłaby z obecnych 360 zł do ponad 3 tysięcy!

- Rozważamy powrót do regulacji, która była opracowana w ubiegłej kadencji, która podnosi akcyzę na samochody używane - zapowiedziała Jadwiga Emilewicz, wicepremier i minister rozwoju. Przypomniała, że nasz system akcyzowy jest dość archaiczny i działa w ten sposób, że "wzmożoną opłatę płacą ci, którzy mają samochód w lepszym standardzie ekologicznym".

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, wysokość podatku akcyzowego w Polsce zależy od pojemności silnika importowanego pojazdu. Dla silników do 2000 cm3 podatek wynosi 3,1% wartości samochodu, a powyżej 2000 cm3 - 18,6% wartości pojazdu. Założenie jest takie, że auta z silnikami powyżej dwóch litrów spalają znacznie więcej paliwa i tym samym stanowią większe zagrożenie dla środowiska. 

Reklama

To już dawno nieprawda. Downsizing spowodował, że nowe samochody bardzo rzadko napędzane są silnikami o pojemności większej niż dwa litry. Dotyczy to tylko najdroższych aut marek premium i to w najmocniejszych wersjach.

Zaporowy podatek

 - Chcielibyśmy stosunkowo szybko opracować regulację akcyzową, która sprawi, że samochodów używanych po prostu nie będzie się opłacało do Polski sprowadzać - zapowiedziała wicepremier. Dodała, że trwają rozmowy z Ministerstwem Finansów i Ministerstwem Klimatu dotyczące "konieczności normalizacji rynku".

Według danych Samaru, w okresie od stycznia do sierpnia do Polski wjechało 542 tys. używanych samochodów osobowych, ponad połowa z Niemiec. Średni wiek auta z importu wyniósł prawie 12 lat. 42% importowanych samochodów miało silnik Diesla. W 20019 r. import aut używanych przekroczył milion i był dwa razy większy od liczby zarejestrowanych nowych samochodów. A nowych samochodów nie kupują w Polsce osoby prywatne - 70 procent sprzedaży jest generowana przez firmy, co więcej te dane nie obejmują firm jednoosobowych.

3 miliardy wpływów z akcyzy rocznie, ale łącznie

Czy wprowadzenie akcyzy, która miałaby zastopować import starych aut jest w ogóle realne w obecnej sytuacji budżetowej? W 2019 roku wpływy z akcyzy od samochodów osobowych wyniosły ponad 3 miliardy złotych. Nie wiadomo, jaka część tej kwoty pochodzi od samochodów starych, a jaka od nowych, dlatego posłużmy się pewną symulacją. Skoro mediana wartości samochodu używanego oferowanego do sprzedaży wynosi 18,9 tys. zł, a mediana wieku niespełna 12 lat (dane AAA auto), to gdyby 100% aut, jakie wjechały do Polski w 2019 roku, miało silnik o pojemności nieprzekraczającej 2l i kosztowało tyle co mediana, wpływy z akcyzy wyniosłyby ok. 600 mln zł. Gdyby natomiast 80% aut miało silnik o pojemności do 2l, to dochody z akcyzy wyniosłyby prawie 1,2 mld zł.

Budżet udźwignie podwyżkę akcyzy

- Uszczuplenie wpływów budżetowych o kilkaset milionów złotych w skali roku nie miałoby większego znaczenia dla budżetu. Jeśli w następstwie wprowadzenia zaporowej akcyzy na stare samochody z importu, wzrosłaby w Polsce sprzedaż nowych pojazdów, to z tego tytułu mielibyśmy dodatkowe korzyści w postaci większych skumulowanych wpływów z różnych podatków: CIT, VAT oraz akcyzy na nowe auta. Samochody nowe są częściej serwisowane w autoryzowanych serwisach, więc spowodowałoby to ograniczenie szarej strefy w tych usługach. Podejrzewam, że w okresie 3 lat budżet mógłby nawet na tym zyskać- ocenia Marek Zuber, ekonomista, a prywatnie miłośnik motoryzacji.

Decyzja polityczna

- Zamożność społeczeństwa rośnie, pojawiają się też na rynku nowe sposoby finansowania samochodów, gdzie nie trzeba wykładać dużej gotówki na zakup. To są czynniki, które powinny stopniowo zwiększać zainteresowanie społeczeństwa nowymi autami - ocenia Marek Zuber.

Zwraca jednak uwagę, że ograniczeniem przy realizacji pomysłu wprowadzenia zaporowej akcyzy na stare samochody mogą okazać się kwestie polityczne. Wielu wyborców PiS to osoby z małych miast, często biedne. Odebranie im możliwości zakupu bardzo taniego samochodu, może spowodować nie tylko ich wykluczenie komunikacyjne, ale również, że przestaną głosować na PiS. Do tego dochodzi też lobby branży, która żyje ze sprzedaży i naprawy aut używanych. W to jest grupa kilkuset tysięcy osób, która ma na utrzymaniu rodziny i płaci podatki.

98 tys. zł akcyzy? Był już taki pomysł!

Przypomnijmy, że w 2016 do Sejmu trafił senacki projekt nowelizacji ustawy "Prawo o ruchu drogowym", który zmieniał konstrukcję podatku akcyzowego. Po pierwsze akcyza została w nim określona kwotowo, a nie procentowo i była uzależniona od dwóch parametrów: pojemności silnika (8 przedziałów zamiast obecnych dwóch) oraz normy emisji spalin, czyli de facto wieku pojazdu (cztery normy). Wzór na obliczenie akcyzy powodował jednak, że kwota podatku, wynikająca z takiej matrycy, była korygowana w dół o tzw. współczynnik deprecjacji. 

 Stawki akcyzy wg projektu z 2016 r. - kwoty w zł

Normy emisji spalin w projekcie z 2016 r. oznaczają pierwszą rejestrację w następujących latach:

  • Euro 6 - 2016 r. i później;
  • Euro 5 - od 2010 r. do 2015 r.;
  • Euro 4 - od 2005 r. do 2009 r.;
  • Euro 3 lub wcześniejsza - 2004 r. i wcześniej.

 Widać, że stawka akcyzy rośnie skokowo dla silników 2-litrowych i większych. Pomijając jeden przypadek, kwoty są tu 4-cyfrowe. Dla pojazdów z rocznika 2004 i starszych mamy akcyzę zaczynającą się od 29 tys. zł, a kończącą na 98 tysiącach (!) dla silników 4-litrowych i większych. To bardzo wysokie kwoty, które z pewnością zastopowałyby import. 

Kontrowersyjny wzór

Do tej tabeli dołączona była druga, przedstawiająca tzw. współczynnik deprecjacji. Wzór na obliczanie akcyzy powodował jednak, że im starszy samochód, tym stawka była... mniejsza (stawka z pierwszej tabeli miała być mnożona przez (1 minus współczynnik deprecjacji). Jeśli więc pomysłodawcy projektu chcieli nową akcyzą zastopować import startych aut, to sposób, w jaki ten współczynnik wpływał na wysokość podatku, tej tezie zaprzeczał.

Dla najstarszych pojazdów, mających ponad 14 lat, mnożnik wynosiłby zaledwie 0,1. Gdyby przepisy weszły w życie w proponowanym kształcie, samochód z silnikiem z przedziału 2-2,5 l z roku 2005 miałby akcyzę na poziomie 2070 zł. Bez mnożnika byłaby to kwota aż 20 700 zł!

 Połowiczne działania nie rozwiążą problemu

- Jeśli celem rządu jest zastopowanie importu do Polski starych samochodów poprzez uczynienie takiej transakcji nieopłacalną, to potrzebne są działania radyklane. Koncepcja akcyzy z 2016 roku wydaje się kierunkowo dobra, ale wymaga dopracowania ze względu na obecne trendy na rynku oraz wdrażane regulacje dotyczące emisyjności. Przede wszystkim dyskusyjny jest współczynnik deprecjacji, który w propozycji z 2016 roku znacząco ogranicza uciążliwość podatku. Skokowy wzrost akcyzy powinien obejmować auta 10-letnie i starsze  - ocenia Michał Knitter, wiceprezes Carsmile.

Kilka tysięcy zamiast kilkuset złotych

Posłużmy się przykładem. Cena VW Passata z 2005 r. z silnikiem o pojemności 1,5-1,99l oscyluje w graniach 7-15 tys. zł. Akcyza kwotowa (pierwsza tabela, pomijamy współczynnik deprecjacji) od takiego samochodu, gdyby pochodził on z importu, wyniosłaby według koncepcji z 2016 r. - 3320 zł (ale dla silnika od 2l wzwyż - już 20700 zł!). Gdyby więc oprzeć się tylko na akcyzie kwotowej, a pominąć współczynnik deprecjacji, sprowadzenie takiego pojazdu byłoby nieopłacalne. Dziś akcyza na takie auto wynosi ok. 220-460 zł (średnio ok. 340 zł) przy pojemności silnika do 2l. Różnica bałaby więc ogromna.

Co więc zrobiłby Polak, który miałby do wydania na auto wspomniane wyżej 15 tysięcy (a tak wygląda właśnie przeciętna kwota przeznaczona na auto używane w Polsce)? Czy poszedłby do salonu po nowy samochód za 80-100 tysięcy? Nie. Musiałby kupić auto nie za 15, a za 12 tysięcy, by 3 tys. zł odłożyć na akcyzę. Kupiłby więc auto starsze, w gorszym stanie, wyeksploatowane, emitujące więcej spalin i mniej bezpieczne.

Maciej Mazur, prezes Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych, zwraca uwagę, że projekt z 2016 roku jest jednym z kilku pomysłów na powiązanie wysokości akcyzy z poziomem emisyjności, jakie pojawiły się w ostatnich latach. Rozważne były też inne rozwiązania, jak podatek ekologiczny czy podatek emisyjny.

Kary nie wystarczą, potrzebne są zachęty

Zdaniem szefa PSPA, neutralności emisyjnej, która jest celem nadrzędnym, nie da się osiągnąć wyłącznie poprzez karanie osób, które zatruwają środowisko. - Konieczne jest stworzenie systemu bonus-malus, a więc połączenia narzędzi penalizacyjnych z systemem zachęt do zakupu samochodów zero- i niskoemisyjnych. Tylko takie zintegrowane działania mogą być skuteczne w walce z problemem przestarzałych samochodów na polskich drogach - podkreśla Maciej Mazur.

Na końcu zakaz rejestracji

Jego zdaniem temat, jak zastopować import starych wraków do Polski należy rozpatrywać w znacznie szerszym kontekście niż tylko niż tylko powrotu do projektu z 2016 roku czy wcześniejszych. - Powinien to być program obejmujący m.in. dopracowanie i zwiększenie obecnych dopłat do samochodów zeroemisyjnych, wprowadzenia zachęt podatkowych, jak np. możliwość odliczenia 100% VAT, a także określenie celu końcowego w postaci zakazu rejestracji samochodów z silnikami konwencjonalnymi w jakiejś perspektywie czasowej, jak ma to miejsce w innych krajach UE - ocenia prezes PSPA.

Maciej Pertyński: usunąć wraki z dróg

Znacznie lepszy pomysł na rozwiązanie problemu starych samochodów na polskich drogach  przedstawił dziennikarz i bloger motoryzacyjny Maciej  Pertyński. - Należałoby zacząć od usunięcia z dróg pojazdów faktycznie niebezpiecznych, nieekologicznych oraz nieuczciwe dopuszczonych do ruchu, co dla urzędów jest bardzo łatwe, a jest rzeczywistym działaniem na rzecz czystego powietrza i bezpieczeństwa ruchu drogowego - ocenia bloger. 

Pertyński podkreśla, że dziś mamy taką sytuację, iż wyśrubowane normy emisji spalin powodują, że ceny nowych samochodów - a zatem tych ekologicznych i bezpiecznych - są zawyżone i nie do zaakceptowania dla przeciętnego Kowalskiego, przez co nie ma on wyboru i kupuje stary samochód. 

Według danych Samaru, na koniec lipca br. średnia cena sprzedaży nowego samochodu osobowego wynosiła 121 804 zł i była wyższa o 11,4% od tej sprzed roku. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że 7 na 10 samochodów wyjeżdżających z salonu kupują firmy?

(zespół analiz Carsmile)

Od redakcji. Komentarz Pawła Rygasa

Obecnie, każdego roku, do Polski sprowadzanych jest około miliona samochodów używanych, które znajdują nabywców (to dane na podstawie liczby rejestracji). Ich średni wiek to 11 lat, a średnie ceny - w zależności od danych - wahają się w okolicach 25-30 tys. tys. zł.

Drastyczne podniesienie stawki podatku akcyzowego sprawi, że cofniemy się do sytuacji z początku lat dwutysięcznych, gdy zamiast lekko uszkodzonych lub popsutych (awarie mechaniczne) pojazdów - jak dzieje się to obecnie - na nasze drogi ponownie trafiać będą auta po poważnych wypadkach, których - w obecnej sytuacji - nie opłaca się już naprawiać nawet w Polsce. Mówiąc prościej - zamiast pojazdów w stosunkowo dobrym stanie technicznym, które zniknęłyby z niemieckich dróg wyłącznie z powodu nowych norm ekologicznych, handlarze znów sprowadzać będą tylko te najmocniej rozbite, które można będzie kupić za kilkadziesiąt, góra kilkaset euro. 

Różnicę w akcyzie trzeba będzie przecież zrekompensować ceną zakupu. Do łask wrócą więc usługi domorosłych blacharzy, którzy - tak, jak działo się to blisko dwie dekady temu - naprawiać będą samochody "na sztukę" - najtańszymi z możliwych metod. W efekcie nie tylko zauważalnie pogorszy się stan techniczny polskiego parku, ale też wzrośnie szeroko pojęta "przestępczość samochodowa". Już dziś, wg policyjnych danych, 90 proc. kradzionych w naszym kraju pojazdów rozbieranych jest na części. Postawienie tamy przeciw tanim samochodom używanym z zachodu sprawi, że części do naprawy tych, które już poruszają się po naszych drogach, trzeba będzie pozyskiwać w "inny sposób".

O tym, jak zaporowe obciążenia fiskalne wpływają na rynek aut używanych najlepiej świadczy przykład Ukrainy. By stymulować popyt na produkowane w kraju nowe auta (np. Lanosy) od wielu lat obowiązują tam drakońskie cła na nowe pojazdy. W efekcie po ukraińskich drogach wciąż masowo poruszają się tak "bezpieczne i ekologiczne" samochody, jak np. Fordy Sierra czy Ople Vectra A (oba zniknęły z oferty w 1993 roku!), a ich wartość na lokalnym rynku wynosi po kilka tysięcy złotych!

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy