Opłaty paliwowej nie będzie. PiS przestraszył się suwerena?

Zapadła decyzja o wycofaniu projektu ustawy o Funduszu Dróg Samorządowych - poinformował prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Chociaż wywodzący się z PiS prezes PKN Orlenu Wojciech Jasiński zapewniał, że podwyżka nie wpłynie na ceny przy dystrybutorach, co samo w sobie stanowi kuriozum (jego zadaniem jest przecież dbać o finansowy wynik koncernu), eksperci nie mieli  żadnych wątpliwości. W ich ocenie zmiany w prawie spowodowałby wzrost cen paliw o co najmniej 25 groszy na litrze.

Warto wyjaśnić, że to właśnie na kierowców spadłby obowiązek sfinansowania wyborczych obietnic rządu. Wzrost podatku nie jest bowiem podyktowany koniecznością zwiększenia wydatków na rozwój sieci drogowych. Jak czytamy w komunikacie wystosowanym przez Forum Obywatelskiego Rozwoju, w ubiegłym roku wpływy z podatków paliwowych wyniosły 35 mld zł wobec zaledwie 20 mld zł krajowych wydatków na drogi! Suma 35 mld zł podatków drogowych obejmuje: akcyzę paliwową, opłatą paliwową i opłaty za przejazdy (nie uwzględnia m.in. podatku VAT od paliwa itd.).

Reklama

Inwestycje w wysokości 20 mld zł deklarowały GDDKiA i władze lokalne. Liczba ta nie uwzględnia dodatkowych 4,5 mld zł wydanych na drogi ze środków UE.

Jak widać, z kieszeni kierowców poza system budowy dróg "wypompowano" 15 mld zł! Oznacza to, że gdyby priorytetem rzeczywiście był rozwój infrastruktury, na podstawie wpływów do budżetu uzyskanych w 2016 roku od zmotoryzowanych, można by zwiększyć wydatki na budowę dróg o ponad połowę! Deklarowane przez rząd stanowisko jest więc niczym innym, jak mydleniem oczu kierowcom i próbą wyciągnięcia z ich kieszeni dodatkowych pieniędzy na pokrycie wydatków socjalnych...

Tymczasem tylko połowa środków pochodzących z nowej opłaty miała  trafiać na drogi lokalne, a druga połowa  do Krajowego Fundusz Drogowego, skąd minister infrastruktury mógł  ją po prostu zabrać i przeznaczyć na inne cele niż drogi. Warto też pamiętać, że nowa danina miała być... obłożona podatkiem VAT. To dlatego paliwo mogło podrożeć  o 25 groszy, podczas gdy sama opłata miała wynosić 20 groszy. Nie można też zapominać, że opłata miała być waloryzowana o wskaźniki inflacji.

Ciekawy głos w dyskusji dotyczącej podniesienia podatku paliwowego zabrali ostatnio przedstawiciele sieci sklepów motoryzacyjnych "Profiauto.pl". Na jednym z serwisów społecznościowych opublikowali grafikę obrazującą, ile litrów paliwa kupić może za średnią krajową statystyczny Polak w porównaniu do obywateli innych krajów.

Z zebranych danych wynika, że średnie wynagrodzenie w Polsce pozwala na zakup 851 l paliwa. Gorzej (709 l) mają jedynie Węgrzy. Paliwo stanowi za to mniejsze obciążenie dla Czechów (868 l), czy nawet pogrążonych w kryzysie ekonomicznym Greków (1613 l). Podobnie jest też w borykającej się z problemami ekonomicznymi Hiszpanii (1674 l).

Dla porównania, statystyczny Niemiec kupić może za swoją wypłatę 2255 l benzyny, czyli niemal trzykrotnie (!) więcej niż Polak. Powodów do narzekań nie mają też Francuzi (2025 l) czy Anglicy (2023 l). Wśród klasyfikacji obejmujących mieszkańców Starego Kontynentu na pierwsze miejsce wysuwają się Norwedzy z wynikiem 2319 l.

To jednak nic w porównaniu do ilości paliwa, na jaką stać dziś przeciętnego Amerykanina. Średnie miesięczne wynagrodzenie w USA pozwala bowiem na zakup - uwaga - 4924 l benzyny. To blisko sześć razy więcej niż w Polsce...

Wygląda na to jednak, że PiS poszedł po rozum do głowy i wycofał sie z tego projektu. "Będziemy szukać innych metod na zgromadzenie środków potrzebnych na budowę. Na pewno nie będziemy sięgać do kieszeni obywateli" - powiedział  prezes Prawa i Sprawiedliwości.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy