Kuriozalny przetarg na autobusy. Skrojony na miarę Autosanu

Wojsko rozpisało kolejny przetarg na autobusy. Przypomnijmy, że poprzedni zakończył się w atmosferze skandalu, gdy wyszło na jaw, że oferta należącego do Polskiej Grupy Zbrojeniowej Autosanu została złożona 20 minut za późno, co spowodowało jej odrzucenie.

Jak udało się nam ustalić, poprzednie "spóźnienie" było najprawdopodobniej celowe. Nasza redakcja dotarła do dokumentacji przetargowej, z której jasno wynikało, że w ofercie Autosanu nie było żadnego modelu, który spełniałby wymagania Ministerstwa Obrony Narodowej. To się jednak zmieniło...

W założeniach dotyczących przedmiotu zamówienia poprzedniego przetargu mowa była o 47 miejscach siedzących (45 pasażerów + kierowca + pilot), klimatyzowanej kabinie sypialnej dla drugiego kierowcy, bagażnikach o pojemności 10 m3 i silniku o mocy co najmniej 300 kW. Najbliższy tym wymaganiom produkt z Sanoka - Autosan Lider 10, którego konstrukcja liczy sobie przeszło 20 lat, nie spełniał ŻADNEGO z tych kryteriów. Nawet w "najciaśniej" skonfigurowanej wersji wóz pomieścić może na miejscach siedzących między 41 a 44 osób, więc odpadał z rywalizacji już w przedbiegach.

Reklama

Jakby tego było mało, Lider nie jest też typową konstrukcją wysokopokładową (jakiej wymagało wojsko), lecz autobusem o średniej wysokości podłogi, co wyklucza korzystanie z niego w roli pojazdu dalekobieżnego. Przeszkodą były np. mieszczące zaledwie 3,4 m3 bagażniki - trzykrotnie mniejsze od minimalnej pojemności wymaganej przez MON. Rażące rozbieżności dotyczyły też jednostek napędowych. Silnik Cummins polskiego pojazdu (Autosan współpracuje z tym dostawcą od wielu lat) generuje moc 226 kW (307 KM), czyli o przeszło 100 KM mniej, niż wymagał tego zamawiający (300 kw).

Mimo naszej publikacji szef MON Antonii Macierewicz sugerował, że sprawą powinna zająć się prokuratura i kontrwywiad wojskowy (mimo że to właśnie pracownicy MON nadzorowali tworzenie dokumentacji przetargowej!). W zaparte szedł też prezes Autosanu, Michał Stachura. Na antenie radia WNET przekonywał, że "Byliśmy w pełni przygotowani, mieliśmy pełną logistykę do tego zamówienia, ja bardzo walczyłem o to zamówienie". W cytowanej przez PAP wypowiedzi prezesa można też było przeczytać, że autobus, który firma chciała dostarczyć do wojska, "produkowany jest od 10 lat" (w rzeczywistości ponad dwukrotnie dłużej - przyp. red).

W podobną retorykę wpisywał się też wiceminister obrony narodowej - Bartosz Kownacki. 28 sierpnia, we wpisie zamieszczonym na Twitterze, twierdził on, że media "wprowadzają w błąd", a "Autosan posiada produkt spełniający wymagania". Swój wpis zilustrował folderem reklamowym - uwaga - opisywanego przez naszą redakcję Autosana Lider 10, który jak wiadomo nie spełniał żadnego z podstawowych wymogów dokumentacji przygotowanej przez MON!

Oznacza to, że albo minister nie zadał sobie nawet trudu, by zapoznać się z warunkami przetargu, albo publicznie mijał się z prawdą, by nie powiedzieć - kłamał!

Słowa "kłamstwo" można jednak używać wyłącznie w czasie przeszłym. Jak ustaliło radio RMF FM, wojsko, a ściślej 2 Regionalna Baza Logistyczna, rozpisało właśnie kolejny przetarg, tym razem na dostawę 28 autobusów. Nowe wymagania są teraz zaskakująco zbieżne z ofertą polskiego producenta, chociaż ten nie zaprezentował żadnego nowego pojazdu. Jednym słowem - wojskowi tak drastycznie obniżyli kryteria, że obecnie Autosan rzeczywiście, zgodnie z zapewnieniami ministra Kownackiego, "posiada w swojej ofercie pojazd spełniający wymagania".

Minimalna moc silnika obniżona została do 210 kW (Lider 10 ma 226 kW). Z 45 do 41 zmniejszono też wymaganą liczbę miejsc siedzących. Najważniejsza zmiana dotyczy jednak pojemności bagażników. Wojsko wymaga teraz, by te, zamiast pierwotnych 10,3 m3, mieściły 3 m3 (Autosan Lider 10 ma pojemność 3,4 m3).

O tym, że w dalszym ciągu chodzi jednak o pojazdy dalekobieżne (tyle że bez bagażników...) świadczy m.in. wymóg wyposażenia autokarów w co najmniej dwa ekrany LCD, gniazdka USB dla każdej pary foteli czy "zbiorniki paliwa umożliwiające przejazd z maksymalnym obciążeniem minimum 1000 km". Co wymowne - zrezygnowano też z wymogu wyposażenia wozu w kabinę sypialną dla drugiego kierowcy. Ta, podobnie jak np. system awaryjnego hamowania czy elektroniczny układ sterujący siłą hamowania, trafiły teraz na listę dodatkowo punktowanego wyposażenia, które nie jest już niezbędne. Zniknął też wymóg wyposażenia wozów w aktywny tempomat. Teraz wymagany jest sam "tempomat".

Najbardziej kuriozalny jest jednak zapis mówiący, o tym, że zamawiający jeszcze w tym roku zobowiązuje się do udzielenia "zaliczki na zabezpieczenie dostaw" w wysokości - uwaga 8,4 mln zł! Dla porównania kwota wadium to zaledwie 800 tys. zł.

Co w tym dziwnego? Pamiętajmy, że w każdym przetargu dba się przede wszystkim o interes podmiotu, który przetarg ogłasza. To on wydaje swoje pieniądze, więc on ustala zasady. Dlatego wymagane jest wadium (by uwiarygodnić oferenta), dlatego - w większości przypadków - zwycięzcy płaci się dopiero, gdy wykona zadanie. Niespotykane jest wypłacanie pieniędzy przed realizacją zamówienia - oznacza to przecież, że zamawiający traci możliwość wpływania na wykonawcę, gdy ten nie wywiązuje się z umowy! W skrajnym przypadku można przecież zgłosić się do przetargu, wpłacić 800 tys. zł wadium, wygrać nierealnie niską ceną, przyjąć 8,4 mln zł i... No właśnie - zniknąć!

Oczywiście od tej reguły bywają wyjątki. Autobusy to jednak nie to samo, co np. ekstremalnie drogie okręty podwodne, czy myśliwce, do których szeroko pojętej awioniki nie trzyma się w magazynach, a realizacje kontraktów ciągną się latami. W przypadku nowych pojazdów ostatni z 28 sztuk trafić ma przecież do wojska przed końcem przyszłego roku. Płatność zaliczki za każdy jeszcze w tym roku zakrawa na skrajną niegospodarność!

Z naszej strony zarządowi Autosanu przypominamy, że termin składania ofert mija 30 października bieżącego roku, punktualnie o godzinie 8 rano... Na realizację zamówienia oferenci mają czas do 30 listopada 2018 roku.

Oczywiście nie mamy nic przeciwko wspieraniu państwowych producentów ze środków publicznych, bo w taki sposób rozumieć trzeba inwestowanie w polskie marki. Mamy jedynie nadzieję, że decyzje polityczne nie wezmą góry nad zdrowym rozsądkiem, a armia po raz kolejny (jak miało to miejsce chociażby z Honkerami) nie otrzyma pojazdów niskiej jakości. Takich, które trzeba będzie wycofać z eksploatacji zanim jeszcze obywatele spłacą ostatnie raty za ich zakup!

Warto przypomnieć, że w poprzednim przetargu wojsko zażądało, by główne podzespoły pojazdu (karoseria, silnik, skrzynia biegów) bez naprawy głównej wytrzymywały przebieg ponad 1,2 mln kilometrów. W dokumentacji dotyczącej nowego zamówienia czytamy, że "konstrukcja pojazdów i technologia ich wykonania musi zapewniać przebieg, co najmniej 1 mln km bez wykonywania planowych czynności naprawczych". Gwarancja trwać ma minimum 36 miesięcy (48 na perforację blach karoserii).

Mamy nadzieję, że Autosanowi uda się osiągnąć wymagany poziom jakości i państwowa firma - jak to często już w Polsce bywało - nie przeje po prostu publicznych pieniędzy. To chyba jedyne zmartwienie zarządu, bo - biorąc pod uwagę kryteria oceny (za 60 proc. odpowiada cena) - o wygraną raczej nie musi się martwić...

PS. Wiceminister Bartosz Kownacki pytany przez dziennikarzy RMF o to, czy celowo zmieniono warunki pod Autosana, odpowiedział: Nie.Jest taka sama specyfikacja.

Kilka godzin później, już po obradach sejmowej komisji obrony wiceminister przyznał, że warunki zmieniono. Dodał jednak, że "to czy jest 44, czy 46 siedzeń, czy jest 3 czy 6 metrów sześciennych - nie ma to znaczenia dla naszych potrzeb. Nie ma potrzeby śrubowania wymagań, jeśli przy niższych wymaganiach, bez szkody dla armii, udział w przetargu może wziąć udział polska firma."

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy