"Kuba Europy". Twój stary grat jest tam wart tysiące!

Wraz z otwarciem się naszych granic na pracowników z Ukrainy, na polskie drogi powróciły liczne wytwory radzieckiej myśli technicznej.

Kierowcy starej daty spoglądają w stronę leciwych Samar czy 2107 z nieskrywanym sentymentem. W głowach entuzjastów kiełkują pomysły, by - z pomocą ukraińskich znajomych - sprowadzić zza naszej wschodniej granicy "klasyka PRL-u" w postaci Łady "kopiejki", "siemiorki" czy "czarnej wołgi", czyli Gaza 21 lub 24.

Entuzjazm pryska jednak, gdy zagłębimy się w arkana lokalnego rynku. Jeżdżące egzemplarze, mimo opłakanego stanu technicznego, często wyceniane są na kwoty powyżej tysiąca dolarów. Cieszący oko egzemplarz Łady "siódemki" to wydatek nawet 2,5 tys. dolarów. To więcej, niż zapłacić trzeba za auto w podobnym stanie w Polsce. Skąd biorą się tak absurdalnie wysokie ceny?

Reklama

Wbrew pozorom, nie chodzi wcale o to, że ukraińscy właściciele wyczuli rosnący popyt na radzieckie zabytki. Zaporowe kwoty przestają dziwić, gdy spojrzymy na ukraiński rynek z szerszej perspektywy. Wówczas okaże się, że tysiąc dolarów, jaki wydać trzeba na jeżdżącą Ładę 2107, to prawdziwa okazja w porównaniu do tego, na jakie kwoty wyceniane są auta zagranicznych marek.

Przykład? Opel Vectra A, czyli model produkowany w latach 1988-1995, to na Ukrainie wydatek - uwaga - między 2 a 3 tys. dolarów, czyli - zaokrąglając - między 7 a 12 tys. zł. Transakcyjne ceny tego modelu w Polsce - w zależności od rozmiaru zniszczeń poczynionych przez korozję - oscylują dziś w granicach od 500 do 3 tys. zł. Wniosek? Popularne auta, których wartość w naszym kraju odpowiada masie pomnożonej przez cenę skupu 1 kg złomu, ledwie 400 km od Warszawy mogą być wartę "fortunę".

Dzieje się tak za sprawą zaporowych ceł, mających na celu ochronę lokalnego runku przed napływem zużytych aut z Unii Europejskiej, a ściślej - lokalnych producentów nowych pojazdów pokroju AwtoZAZ.

W przypadku najstarszych samochodów cło wynosić może nawet 2 tys. dolarów, czyli wielokrotnie przekroczyć wartość pojazdu. Właśnie z tego względu, nawet w Kijowie, zobaczyć można lokalne taksówki na polskich numerach rejestracyjnych. Ukraińcy masowo kupują bowiem samochody w naszym kraju "na spółkę" z Polakami. Udział w spółce nie musi wcale wynosić 50 proc. Polacy często deklarują, że są właścicielami np. 1/10 samochodu. To wystarcza, by auto zatrzymało polski dowód i tablice rejestracyjne.

Pewna część "ukraińskich" samochodów rejestrowana jest przez polskich znajomych w ramach przyjacielskiej przysługi. W zdecydowanej większości Polacy oferują jednak swoje usługi za pieniądze. Znalezienie "słupa", który zarejestruje na siebie kupione przez Ukraińca auto nie jest trudne. Głośno było chociażby o mieszkańcu Podkarpacia, który zarejestrował na siebie - uwaga - ponad 3,3 tys. samochodów. Na jego brata wystawiono dalszych 1,5 tys. dowodów rejestracyjnych. W obu przypadkach mężczyźni są jedynie "współwłaścicielami" pojazdów, które w rzeczywistości poruszają się po ukraińskich drogach.

To właśnie abstrakcyjnie wysokie cła tłumaczą wysokie ceny "klasyków" u naszych sąsiadów. Dla lokalnych kierowców nie mają one bowiem wartości sentymentalnej lecz są - w pełni funkcjonalnymi - pojazdami codziennego użytku.

Właśnie z tego względu Ukrainę nazwać dziś można "Kubą Europy". Miejscem, gdzie na drogach wciąż spotkać można nie tylko "wiązane drutem" GAZ-y 24 czy Łady, ale też "rodzynki" w postaci "jedyny taki, kolekcjonerski, zobacz koniecznie" Opli Kadettów, Fordów Sierra czy np. pierwszej generacji Fiatów Tipo. Ich stan techniczny jest zupełnie bez znaczenia. Jeśli tylko mają ukraińską rejestrację i poruszają się o własnych siłach, w lokalnej rzeczywistości warte są nie mniej niż tysiąc dolarów. Z drugiej strony, na Ukrainie, podobnie jak w Rosji, nie brakuje nowych samochodów renomowanych zachodnich producentów.

Zmiana abstrakcyjnych przepisów dotyczących importu używanych aut z zachodu była jednym z haseł wyborczych prezydenta elekta Ukrainy - aktora i komika - Wołodymyra Zełenskiego.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy