Kolejna opłata do zwrotu?

Do 31 marca 2007 r. producenci pojazdów w Polsce muszą przedstawić Głównemu Inspektorowi Ochrony Środowiska (GIOŚ) sprawozdanie z tego, jak wywiązują się z obowiązku tworzenia sieci zbierania wraków samochodowych.

Kto się nie wywiąże, będzie musiał zapłacić tzw. opłatę recyklingową wysokości 500 zł od każdego wprowadzonego na rynek pojazdu.

- Z naszych informacji wynika, że w ubiegłym roku żaden producent samochodów nie utworzył sieci zbierania pojazdów wycofanych z eksploatacji. To oznacza, że na firmy spadną solidne kary finansowe - mówi Katarzyna Chmielewska z departamentu kontroli rynku w GIOŚ.

Reklama

Kulą w płot

Ustawa o recyklingu pojazdów wymaga, aby każdy, kto wprowadza na polski rynek pojazdy samochodowe, wsparł finansowo tworzenie i funkcjonowanie systemu zbiórki wraków oraz ich demontażu.

Firmy krajowe produkujące rocznie ponad 1 tys. sztuk pojazdów oraz duzi importerzy muszą samodzielnie stworzyć sieci lub podpisać umowy z istniejącymi sieciami demontażu. Jeżeli tego nie uczynią, będą musiały zapłacić po 500 zł od każdego nowego auta wprowadzanego na rynek.

W tym roku producenci i importerzy po raz pierwszy mają złożyć sprawozdania.

Natomiast osoby fizyczne, sprowadzające z UE używane samochody, przed rejestracją auta płacą po 500 zł od sztuki. Taki system obowiązuje od 1 stycznia 2006 r. Wczorajszy "Dziennik" podał, że opłata 500 zł płacona przez osoby fizyczne jest niezgodna z prawem unijnym i tak samo jak akcyza powinna być zwracana. "Dz" pisze, że "tylko patrzeć, jak tysiące Polaków ruszą do sądów z wnioskami o zwrot opłaty recyklingowej płaconej od początku 2006 r. od sprowadzanych z Unii aut".

Prawnicy jednak twierdzą, że nie ma podstaw do takich zwrotów.

Problem polega na tym, że autor tekstu zapomniał o tym, że krajowi producenci też muszą płacić na ochronę środowiska przed samochodowymi rupieciami. To ich sprawa, czy wydadzą niemałe pieniądze na sieć ich zbiórki, czy tak samo jak prywatni "importerzy" zapłacą za karę po 500 zł od wprowadzonego na rynek pojazdu.

Nie ma tu automatu

Prawnicy tłumaczą, że nie ma mowy o dyskryminacji. Zdaniem Łukasza Karpiesiuka, doradcy podatkowego z Baker & McKenzie, nie można w drodze analogii stosować niedawnego wyroku ETS w sprawie akcyzy do opłaty recyklingowej (trybunał stwierdził, że na auta używane sprowadzane z Unii była nakładana zbyt wysoka akcyza w porównaniu z akcyzą na nowe auta).

- Nasza ustawa recyklingowa realizuje wymogi dyrektyw unijnych w sprawie obowiązku budowy sieci zbiórki i demontażu wraków samochodowych.

Duzi producenci muszą stworzyć sieć zbiórki wraków lub zapłacić 500 zł od sztuki. Tyle samo kosztuje recykling zarówno 20-letniego wraku sprowadzonego z UE, jak i auta, które jako nowe zostało sprzedane w Polsce.

Nie można więc mówić o dyskryminacji prywatnych "importerów" - tłumaczy Łukasz Karpiesiuk. Marta Szafarowska, doradca podatkowy z kancelarii MDDP, wskazuje, że nie wiadomo, jak należałoby liczyć ewentualne kwoty zwrotów nadpłaty opłaty recyklingowej.

- Nie ma metody wyliczenia w kontekście opłaty recyklingowej tzw. wartości rezydualnej danego pojazdu, np. po 5 latach od sprowadzenia go do kraju - mówi Marta Szafarowska.

Jarosław Królak

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: kara | opłaty | Auta | opłata | producenci samochodów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy