Szok. Na drogach w rok straciło życie 1,24 mln osób

Często słyszymy o horrorze rozgrywającym się na polskich drogach, o nadmiernej brawurze rodzimych kierowców, o pladze pijaństwa za kierownicą...

Te opinie nabierają innego wymiaru po lekturze najnowszego raportu o bezpieczeństwie ruchu drogowego na świecie, opublikowanego właśnie przez Światową Organizację Zdrowia WHO ("Global status report on road safety 2103"). Co prawda nosi on w tytule datę 2013, jednak odnosi się do danych wcześniejszych, bo z roku 2010. Z drugiej strony zawarte we wspomnianym dokumencie obserwacje i wnioski na pewno nie straciły na aktualności.

Zacznijmy od liczby doprawdy szokującej. Oto w 2010 r. na drogach całego świata straciło życie 1,24 mln osób. Tyle samo co w 2007 r. i jest to powód do lekkiego optymizmu, bowiem we wspomnianym okresie liczba pojazdów jeżdżących po naszym globie wzrosła o 15 proc. W 88 branych pod uwagę krajach nastąpił spadek liczby śmiertelnych ofiar wypadków drogowych. Niestety, w 87 odnotowano ich wzrost.

Reklama

Na największe niebezpieczeństwo narażeni są uczestnicy ruchu drogowego w Afryce. Co roku statystycznie w wypadkach giną tam 24 na 100 000 osób. Najniższe wartości osiąga ten wskaźnik, co nie jest raczej zaskoczeniem, w Europie. Dla całego kontynentu wynosi 10,3, lecz w poszczególnych europejskich państwach waha się od 6,3 do 18,6, więc w sumie wcale nie jest tak różowo.

Zaprezentowana w raporcie WHO analiza geograficzna pokazuje, że aż 80 proc. wszystkich ofiar śmiertelnych wypadków drogowych przypada na kraje, w których co prawda mieszka 72 proc. ludności Ziemi, lecz po których jeździ niewiele ponad 50 proc. wszystkich zarejestrowanych na świecie pojazdów mechanicznych.

Dokładnie połowę spośród osób, które rokrocznie tracą życie w wypadkach drogowych, stanowią motocykliści (23 proc.), piesi (22 proc.) i rowerzyści (5 proc.). 31 proc. to kierowcy i pasażerowie samochodów. Pozostałe 19 proc. mieści się w kategorii "inni". Zauważmy, że Polsce, gdzie mniej więcej co trzecia ofiara śmiertelna wypadku drogowego to pieszy, jest pod tym względem znacznie bliżej do Afryki czy Azji niż do Europy Zachodniej.

Prawie 60 proc. zabitych to ludzie młodzi, w wieku 15 - 44 lat. 77 proc. - mężczyźni.

Z omawianego dokumentu wynika, że w 111 krajach istnieje prawny obowiązek zapinania pasów bezpieczeństwa (można się zastanawiać czy aż w 111 czy tylko w 111). Co ciekawe, w grupie tej nie ma np. Stanów Zjednoczonych i Ukrainy. 89 państw wprowadziło przepisy, określające dopuszczalną zawartość alkoholu we krwi kierowcy. Oznacza to, że są całkiem duże obszary świata, gdzie można bezkarnie siadać za kierownicę na podwójnym gazie.

Raport WHO przynosi szczegółowe dane dotyczące bezpieczeństwa ruchu drogowego w ponad 150 krajach, od Afganistanu po Zimbabwe. Dowiadujemy się z nich, że na drogach Andory, położonego na pograniczu Hiszpanii i Francji państewka z zaledwie 85 tys. mieszkańców, lecz 71 tys. zarejestrowanych pojazdów, w 2010 roku zginęły... 3 osoby. Słownie: trzy. Dodajmy, że w Andorze nie trzeba jeździć w pasach, lecz i tak, jak wynika z badań, 6 na 10 podróżnych na przednich siedzeniach aut je zapina. Ci jeżdżący z tyłu są już u wiele mniej przezorni (10 proc. w pasach). Podobnie bezpiecznie jak w Andorze jest w Islandii: 8 ofiar śmiertelnych. To stukrotnie mniej niż na Kubie i 320-krotnie mniej niż w Etiopii, krajach z podobną co Islandia liczbą zarejestrowanych pojazdów.

Obfite żniwo śmierć zbiera na drogach Chin (65,2 tys. zabitych) czy Brazylii (38 tys.), ale to i tak nic w porównaniu z hekatombą w Indiach. W 2010 r. w wypadkach drogowych zginęło tam 134 tys. osób, i to przy niższej niż w Polsce liczbie samochodów osobowych (15,3 mln wobec 16,5 mln, według danych WHO, u nas). Cóż, aut jest tam mniej, za to motocykli i trójkołowców, zwanych tuk-tukami, aż 83 miliony!

Nie ma tygodnia, abyśmy nie słyszeli o wyczynach naszych pijanych kierowców. Według informacji WHO alkohol jest przyczyną 9 proc. śmiertelnych wypadków drogowych w Polsce. Owszem, to wskaźnik wyższy w porównaniu np. z Austrią (3 proc.) i... Rosją (8 proc.), ale niższy niż w Niemczech (11 proc.), nie mówiąc o Belgii (25 proc.), Francji (31 proc.), USA (32 proc.) czy Argentynie (33 proc.). Może zatem nie jest u nas aż tak źle, jak się to zwykło uważać?

Polub MOTO INTERIA na Facebooku. Tam znajdziesz więcej zdjęć, ciekawostki i... konkursy. Do wygrania wkrótce samochód na weekend!. Wystarczy kliknąć TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy