Nie przyjąłem mandatu. A w sądzie był skandal

Pisaliśmy kilkakrotnie o kierowcach, którzy odważyli się odmówić przyjęcia mandatu za wykroczenie drogowe, a sądy, które rozpatrywały ich sprawy, przyznały, że mieli rację, przynajmniej częściowo.

Wniosek: jeżeli jesteście przekonani, że słuszność jest po waszej stronie, nie bójcie się i walczcie o swoje. Do końca, nie zważając na trudności i przejściowe porażki. Liczy się wygrana wojna, nie przegrane bitwy.

Ostatnio otrzymaliśmy list, którego autor, krakowski taksówkarz, też nie zgodził się z karą nałożoną na niego przez policjanta i odwołał się do wymiaru sprawiedliwości. Nie ukrywa, że uczynił to zachęcony naszymi tekstami. Niestety, jego bój zakończył się porażką. Postanowiliśmy przytoczyć ten list, bo choć sprawa dotyczy konkretnego wydarzenia na jednym z węzłów komunikacyjnych w Krakowie, to jednak ma wymiar ponadlokalny i powinna dać do myślenia wielu kierowcom. A także, mamy nadzieję - policjantom i ferującym wyroki sędziom.

Reklama

"(...) Jechałem w Krakowie przez Rondo Grunwaldzkie (nawiasem mówiąc, w sensie organizacji ruchu drogowego, nie jest to rondo - przyp. redakcji) . Z ulicy Barskiej wjechałem na ul. Konopnickiej i ustawiłem się na pasie do skrętu w lewo z zamiarem nawrócenia na rondzie i pojechania w kierunku "Jubilata".

Na skrzyżowaniu kontynuowałem jazdę lewym pasem. W ciągu ulicy Monte Cassino przede mną zatrzymało się kilka aut również skręcających w lewo. Ponieważ kieruję taksówką i rondo opuszczam prawym buspasem, ominąłem te auta, cały czas znajdując się w obrębie tego samego pasa, i stanąłem przed linią warunkowego zatrzymania. Można by uznać to za cwaniactwo, ale ja opuszczam rondo buspasem, więc nikomu nie przeszkadzam, nie wpycham się, bo reszta samochodów jedzie lewym pasem. A pas ten jest na tyle szeroki, że swobodnie mieszczą się na nim dwa rzędy aut.

Nie przyjąłem mandatu

Po zmianie świateł na zielone opuściłem skrzyżowanie wyjeżdżając na buspas na ul. Konopnickiej. U wylotu z ronda przed przejściem dla pieszych stał policjant, który mnie zatrzymał do kontroli (...) Stwierdził, że omijając auta musiałem najechać na linię ciągłą, bo na tym pasie jest miejsce najwyżej na motocykl. Całą sytuację obserwował z ok. 60 metrów i sam nie ukrywał, że nie mógł tego widzieć. Odmówiłem przyjęcia mandatu w wysokości 100 zł, a policjant wypisał mi wezwanie na komisariat.

Następnego dnia bardzo się zdziwiłem, dowiadując się, że wniosek do sądu zawiera nie tylko oskarżenie o przekroczenie linii ciągłej, ale dodatkowo dopisane zostało kolejne, za niezastosowanie się do art. 22 ust 2 pkt 2 Ustawy prawo o ruchu drogowym. Na moje pytanie, jak to możliwe, pracownik komendy z ironicznym uśmiechem powiedział: "Trzeba było przyjąć mandat". Czyli była to forma zemsty, mimo że prawo odmowy mandatu przysługuje każdemu. Nie wiem, czy są to powszechne praktyki policji i czy są zgodne z prawem.

Przekroczenie linii ciągłej jest kwestią sporną, bo to jest słowo moje przeciwko słowu policjanta. Udowodniłem, że na tym pasie mieszczą się swobodnie obok siebie auta, mimo to policjant upiera się, że to niemożliwe. Wydawało mi się, że w [polskim prawie] istnieje zapis o domniemaniu niewinności, ale w praktyce obowiązującym standardem jest domniemanie winy. Skoro jest możliwe przejechanie obok aut bez wjeżdżania na linię ciągłą, to jeśli się nie ma żadnych innych dowodów, powinienem zostać uniewinniony.

Co do drugiego przewinienia, to art. 22 ust. 2 pkt 2 mówi wyraźnie, że należy zbliżyć się do lewej krawędzi jezdni jednokierunkowej, jeżeli zamierza się skręcić w lewo. Na tej konkretnej jezdni są trzy wyznaczone pasy ruchu. Dwa do jazdy na wprost i trzeci do skrętu w lewo. Ja stałem na pasie do skrętu w lewo, więc jak mogłem złamać ten przepis? Przecież pas do skrętu w lewo jest przy lewej krawędzi. Nigdzie w przepisach nie jest napisane, w której części pasa mam stać.

Ciekaw jestem, co by było gdybym to ja pierwszy jechał i zatrzymał się przed linią na prawej części pasa. Pewnie wtedy byłoby to zgodne z przepisami. To nie moja wina, że pas ten jest taki szeroki. Na innych skrzyżowaniach maluje się część wyłączoną z ruchu i po problemie.

Sędzia mnie postraszyła

(...) Mandatu w wysokości 100 zł nie przyjąłem, sprawa trafiła do sądu rejonowego, który w trybie nakazowym (bez wzywania i informowania o rozprawie) uznał mnie winnym i nałożył grzywnę w wysokości 200 zł. Od wyroku złożyłem odwołanie i odbyła się rozprawa, podczas której po raz kolejny zostałem uznany za winnego, a grzywnę podniesiono do 300 zł.

Sędzia już na wstępie mnie postraszyła, żebym wycofał sprzeciw, bo dostanę surowszą karę za dociekanie prawdy, oczywiście podczas rozprawy trzymała stronę policji i wyrok był łatwy do przewidzenia.

Mimo dostarczenia przeze mnie dowodów w postaci zdjęć, na których wyraźnie widać, że mam rację, uparła się przy swoim. Myślałem kiedyś, że z faktami się nie dyskutuje, myliłem się bardzo.

Oczywiście mogę się odwołać od wyroku, ale obawiam się, że przeciętny człowiek bez doświadczenia w przepisach sądowych na tym etapie potrzebowałby wsparcia prawnika (...)

Chciałem wszystkich przestrzec przed próbą walki z naszymi sądami. Jesteście bez szans. Jedyny przypadek, gdzie ma to sens, to wtedy, gdy ma się w rodzinie lub znajomego prawnika, który gratis pomoże lub grzywna jest bardzo wysoka.

Negocjujcie mandat, ale nie idźcie do sądu

Moja rada jest następująca: próbujcie negocjować z policjantem na miejscu, a w przypadku wypisania mandatu niesłusznie, dla własnego dobra zapłaćcie. Wracając do domu pomyślcie sobie, że to forma podatku (...)

Chciałem jeszcze dodać, że jest jeszcze coś takiego, jak zdrowy rozsądek. Po Krakowie jeździ się coraz gorzej, są ogromne korki. Można je zmniejszyć przez wykorzystywanie całej wolnej przestrzeni na ulicach i ja to stosuję. Dzięki temu, że podjechałem do przodu, ktoś z tyłu nie musiał stać na torowisku.

(...) Prawo jazdy mam od 21 lat, taksówkę prowadzę od 12. W tym czasie przejechałem około miliona kilometrów, z czego zdecydowaną większość po krakowskich dziurawych ulicach. Nigdy nie byłem sprawcą wypadku, a co ważniejsze - ofiarą. Mandaty, które do tej pory dostałem, można policzyć na palcach jednej ręki i wszystkie za drobne przewinienia (...). To wszystko oznacza, że potrafię i jeżdżę bardzo bezpiecznie."

Tyle nasz czytelnik. Jego rozgoryczenie jest zrozumiałe. Pesymizm, przejawiający się w radach dla innych kierowców, by płacili bez szemrania nawet niesłusznie nałożone na nich mandaty - już niekoniecznie. My nadal będziemy zachęcali, by w sytuacjach, gdy jesteśmy przekonani, że zostaliśmy ukarani niesłusznie, nie bali się sądów i walczyli o swoje.

A tak przy okazji... Często narzekamy na fotoradary, tymczasem są to urządzenia być może bezduszne, ale jednocześnie obiektywne. W przeciwieństwie do policjantów, którzy mają gorsze i lepsze dni, gorszy i lepszy humor, zdarza się im widzieć coś, czego nie dostrzec nie mogli, po swojemu, nawet wbrew logice, interpretować nie do końca precyzyjne przepisy. A potem, z braku materialnych dowodów popełnienia wykroczenia, dochodzi do sytuacji, jak pisze krakowski taksówkarz: "słowo moje przeciwko słowu policjanta". I czujemy się bezradni...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wykroczenie drogowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy