Auto z zieloną chorągiewką

Zapewne wielu z nas zdarzyła się awaryjna sytuacja, wymagająca jak najszybszego dotarcia do szpitala.

Najczęściej szybszą metodą jest skorzystanie z własnego samochodu niż oczekiwanie na karetkę, która musi pokonać trasę w obie strony. Ponadto nie zawsze od razu jest dostępna.

Problem jest jednak jeden - kierowca spieszący do szpitala, od którego szybkości może zależeć uratowanie życia, nie jest w żaden sposób uprzywilejowany. Dla innych kierowców omijanie korka poboczem jest po prostu przejawem chamstwa, nikomu raczej nie przyjdzie do głowy, że samochodem podróżuje np. człowiek, który właśnie ma zawał serca... Stąd blokowanie i utrudnianie przejazdu, które nie miałyby przecież miejsca, gdy tylko wszyscy wiedzieli, że w tym wypadku chodzi o zdrowie i życie...

Reklama

24 kwietnia 2006 roku o godzinie 8.10 rano żona Piotra Brzyskiego poczuła skurcze sygnalizujące rozpoczęcie akcji porodowej. Młode małżeństwo ruszyło więc z domu w Piasecznie do szpitala przy placu Starynkiewicza w Warszawie, gdzie planowali poród. Natychmiast trafili na korek, który starali się objechać poboczem, dając znać w przeróżny sposób innym kierującym, iż nie spieszą się do pracy, a do szpitala.

Niestety, większość kierowców zajeżdżała im drogę uniemożliwiając przejazd. Pokonanie trasy zajęło im godzinę i czterdzieści minut. Na szczęście zdążyli i Oliwia urodziła się w szpitalu, na sali porodowej, a nie na poboczu ulicy, w samochodzie... Kosztowało ich to jednak wiele nerwów i strachu.

Happy endu brakło innej historii. W 2008 roku ojciec kolegi Adama Glembina miał atak serca. Dyspozytor pogotowia oznajmił, że karetka może przyjechać najwcześniej za 30 minut.

A przecież przy zawale liczy się każda minuta. Dlatego podjęto próbę jak najszybszego dotarcia do najbliższego szpitala. Używając wszystkich dostępnych sposobów (długie światła, klakson, krzyki, gestykulacja) koledzy starali się zwrócić uwagę innych kierujących na powód pośpiechu, oczekując pomocy w ułatwieniu przejazdu.

Niestety, większość uczestników ruchu utrudniało im przejazd, nie zdając sobie sprawy z powodu pośpiechu, biorąc ich za zwykłych cwaniaków próbujących ominąć korki. Czas przejazdu okazał się za długi - choremu nie można już było pomóc.

Adam i Piotr, mając w pamięci te traumatyczne przeżycia wymyślili sposób, który może pomóc w sytuacji, gdy liczy się każda minuta. Otóż kierowca spieszący się do szpitala mógłby oznakować swój samochód chorągiewką z zielonym krzyżem i napisem "HELP ME FLAG". To byłby znak dla innych kierowców, że w tym wypadku chodzi o ludzkie życie.

Oczywiście tak oznakowany samochód nie byłby w żaden sposób uprzywilejowany, ale mógłby liczyć na zrozumienie ze strony innych kierowców, którzy zdając sobie sprawę z powagi sytuacji mogliby ułatwić przejazd.

Powodzenie akcji zależeć będzie oczywiście od jej nagłośnienia. Będziemy przyglądać się tej sprawie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sytuacja | przejazd | auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy