Zielone światło to nie pierwszeństwo!

Myślisz, że zielone światło na sygnalizatorze równoznaczne jest z pierwszeństwem przejazdu? Nic bardziej mylnego. To tylko znak, że z innych kierunków jazdy nic nie powinno jechać. Dla wielu kierowców i pieszych nie zawsze jest to takie jasne.

Zielone światło wcale nie świadczy o pierwszeństwie przejazdu. Wynika to wprost z kodeksu ruchu drogowego. Jak tłumaczy Interii Marcin Kukawka ze szkoły jazdy High, zielone światło daje jedynie uprawnienie do wjazdu na skrzyżowanie. Nic więcej.

- Co do zasady, jeśli z danego kierunku masz zielone światło, to z innego kierunku przecinającego twój tor jazdy nie powinien odbywać się ruch innych pojazdów - tłumaczy Kukawka i podaje przykład:

- Jeżeli na skrzyżowaniu z jakichś powodów znalazł się inny pojazd i tam stoi, to nie oznacza, że jak ja mam zielone, to mogę w to auto wjechać - wyjaśnia Kukawka. - Sam kiedyś miałem taki przypadek. Pojazd nauki jazdy wjechał na skrzyżowanie na zielonym świetle. Nagle uderzył w go tramwaj, który również, jak się później okazało, miał zielone światło. Winę w tym wypadku ponosi motorniczy, który musiał sprawdzić przed wjazdem na skrzyżowanie, czy ma wolny przejazd - wyjaśnia Kukawka.

Winny na zielonym

Piesi, podobnie jak kierowcy pojazdów, również utożsamiają zielne światło z pierwszeństwem. To błąd. Zielone światło dla pieszych nie jest bezwzględnym uprawnieniem do przejścia przez przejście. - Jeśli pieszy się rozejrzy i widzi nadjeżdżający pojazd, to musi zastosować zasadę ograniczonego zaufania - wyjaśnia Kukawka.

Właśnie dlatego w kodeksie pojawiają się zapisy o zachowaniu ograniczonego zaufania do innych uczestników ruchu i zachowaniu szczególnej ostrożności. Takimi miejscami są skrzyżowania i przejścia dla pieszych, czyli zebry.

Reklama

Dobrym nawykiem jest więc sprawdzenie przed przejściem przez jezdnię, czy nic nie nadjeżdża i to również wtedy, gdy mamy zielone światło. Wchodzenie na zebrę z oczyma utkwionymi w smartfona, zdaniem instruktorów, jest niedopuszczalne. Nawet słuchawki w uszach mogą uśpić naszą czujność.

- Kiedyś poznański sąd miał zdecydować, kto był winny w zderzeniu - rowerzysta czy kierujący pojazdem. A sytuacja wyglądała tak: kierujący pojazdem na czerwonym świetle wjechał na przejście dla pieszych. Na zielonym pojawił się tam rowerzysta. Z pozoru sprawa wydawała się oczywista. Skoro wjechał na czerwonym, to winny - opowiada Kukawka.

- Sąd orzekł jednak, że winnym wypadku był rowerzysta, mimo że jechał na zielonym świetle. Kluczowy okazał się fakt, że rowerzysta nie przeprowadzał roweru po pasach, tylko wjechał na nie na kołach. Tym samym włączał się do ruchu, zjeżdżając z chodnika na jezdnie. Rowerzysta został uznany za sprawce wypadku, a kierowca samochodu dostał mandat za przejazd na czerwonym świetle - opisuję sprawę Kukawka.

Goście, goście

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Jezdnia, co wynika z przepisów, przeznaczona jest do ruchu pojazdów. Pieszy jest na niej w każdym wypadku gościem, choć ma pewne prawa wynikające z przepisów. To trochę tak, jak rowerzysta, który zawsze jest gościem na chodniku.

Przechodząc więc na zielonym świetle, zawsze spójrzmy, czy nic nie nadjeżdża z lewej lub prawej strony. Podobnie w przypadku samochodów. Jadąc na zielonym, stosujmy zasadę ograniczonego zaufania.

Juliusz Szalek

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy