Zamiast dodać gazu, naciskają hamulec. Po co?

Pas włączania tworzony jest na takich jezdniach, na których pojazdy osiągają duże prędkości i kwestią niezwykle ważną jest jest płynne i bezpieczne włączanie się w potok mknących pojazdów.

Na autostradach i drogach ekspresowych takie pasy są obowiązkowe, ale występują też na innych ruchliwych arteriach. Szkoda tylko, że nie wszyscy Polacy umieją z nich korzystać...

Pierwszy błąd - od razu na sąsiedni pas

Wielu kierowców próbuje od razu, na samym początku pasa włączania przejechać na właściwy pas ruchu. Powoduje to bardzo niebezpieczne sytuacje, zwłaszcza na autostradach i drogach ekspresowych. Dlaczego?  Pojazd  taki ma wówczas bardzo małą prędkość. Jeżeli wjedzie z tak niską prędkością na prawy pas drogi szybkiego ruchu, zmusi jadących nią do hamowania.  Może to być przyczyną lawinowego karambolu.

Reklama

Jeżeli pojazdy podążające prawym pasem poruszają się z prędkością np. 110 km/h, a tu nagle przed nimi pojawia się taka zawalidroga, która dopiero zaczyna się rozpędzać i ma na liczniku 20 km/h, to powstaje konieczność gwałtownego hamowania. Wystarczy, że jeden z kierowców zagapi się na chwilę albo nie zachowa właściwego odstępu i już następują lawinowe zderzenia.

Drugi błąd - powolna jazda pasem włączania

Inni kierowcy z kolei wjeżdżają na pas włączania i suną nim powoli. W rezultacie dojeżdżają do końca tego pasa i muszą się zatrzymać. Wtedy start odbywa się od zerowej prędkości, co jest jeszcze gorsze.

Długość pasa włączania wynosi zazwyczaj kilkaset metrów, co pozwala rozpędzić auto do znacznej prędkości. Im mniejsza będzie różnica pomiędzy prędkością jadących samochodów a prędkością  samochodu dopiero wpisującego się w ich kolumnę, tym lepiej. Nie zmusimy wówczas nikogo do raptownego hamowania.

Jak to zrobić prawidłowo

Wjeżdżając na pas włączania jedziemy nim śmiało do przodu, a jednocześnie patrzymy w lewe lusterko. Oceniamy sytuację za nami na prawym pasie ruchu, oceniamy prędkość zbliżających się pojazdów. Wykorzystujemy maksymalne przyspieszenie, aby osiągnąć jak największą prędkość. Ideałem były, gdyby zrównała się ona z prędkością pojazdów, przed które chcemy wjechać albo była nawet nieco wyższa.

Mamy włączony lewy kierunkowskaz, co w tym przypadku jest nie tylko sygnalizowaniem naszego zamiaru, ale i ważnym ostrzeżeniem dla innych kierowców, aby  zwracali na nasz pojazd.

Kiedy istnieje taka możliwość, zmieniamy płynnie pas ruchu i nadal jedziemy z taką prędkością, aby nikogo nie zmuszać do hamowania.

Uwaga! Jeżeli jedziemy pasem włączania za innym pojazdem, bądźmy czujni. Lepiej początkowo zwiększyć od niego dystans. Bądźmy też przygotowani na to, że nieroztropny kierowca przed nami może nagle zahamować i wówczas stłuczka będzie nieuchronna.

Drobna uprzejmość wymagająca myślenia

Jeżeli jedziemy prawym pasem jezdni i widzimy, że pasem włączania porusza się pojazd, który próbuje wjechać na naszą drogę, możemy (o ile pozwalają na to warunki) przejechać na sąsiedni pas, lewy lub środkowy. Wówczas ułatwimy tamtemu kierowcy bezpieczne wjechanie.

Jest to istotne szczególnie wtedy, gdy na pasie włączania widzimy ciężarówkę, autobus lub inny duży i relatywnie powolny pojazd. Jemu trudno będzie osiągnąć na pasie włączania dużą prędkość.

Niestety, zdarza się tak, że lewy pas jest pusty, a prawym jedzie ktoś pozbawiony wyobraźni i nawet nie przyjedzie mu do głowy, że mógłby innemu ułatwić życie. No, ale inteligencji nie da się kupić.

A pas wyłączania?

Pas wyłączania pozwala z kolei płynnie i bezpiecznie zjechać z danej drogi. I tu jednak trzeba wykazać się odrobiną wyobraźni. Zjeżdżamy na pas wyłączania z dotychczasową prędkością i dopiero na tym pasie hamujemy. Błędem jest to, co robią niektórzy - silne hamowanie na prawym pasie jezdni, a potem ślamazarne zjeżdżanie pasem wyłączania.

Pamiętajmy też, że jeśli przejechaliśmy pas wyłączania, to trudno, jedziemy dalej. Nie próbujmy gwałtownie hamować albo skręcać na ten pas w ostatniej chwili. Tym bardziej nie próbujmy cofać! Taki wypadek z udziałem polskich "mistrzów kierownicy" miał miejsce na autostradzie we Włoszech. Zakończyło się to zatrzymaniem kierowcy i pasażerów oraz  zarekwirowaniem samochodu.

W innych krajach nie ma żartów - tam głupota i cwaniactwo na drogach mogą drogo kosztować.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bezpieczeństwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy