​W Chotomowie powiało grozą. A przecież wszyscy tak jeżdżą!

Mieszkańcy podwarszawskiego Chotomowa wynajęli radar i ustawili przed przejściem dla pieszych przy przedszkolu na ul. Piusa. Urządzenie przez kilka dni mierzyło prędkość przejeżdżających tamtędy pojazdów. Wyniki tego eksperymentu odbiły się szerokim echem w mediach. Powiedzmy wprost: powiało grozą. Choć prawdę mówiąc nie wiadomo, czy jest się czym emocjonować...

"W sumie zarejestrowano 26 tys. pojazdów. Okazało się, że wszyscy mierzeni kierowcy jechali szybciej przez pasy przy przedszkolu niż zezwala na to ograniczenie w tym miejscu. Najwolniejszy kierowca jechał 63 km/h" - czytamy w jednym z serwisów internetowych.

Ejże, coś tu nie gra. Spójrzmy bowiem na ilustrującą ten tekst tabelę z rezultatami pomiarów w Chotomowie. Jasno pokazuje ona, że radar, o którym  mowa, odnotował we wspomnianym wyżej okresie 80,36 proc. przypadków przekroczenia dozwolonej prędkości. 80 procent kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego to z pewnością nie "wszyscy", choć oczywiście bardzo wielu. Średnia prędkość namierzonych samochodów osobowych, to znowu dane widniejące w tabeli, wynosiła 49 kilometrów na godzinę. Dla pojazdów dostawczych  i ciężarówek była nieco niższa. Jak to możliwe, skoro "najwolniejszy kierowca jechał 63 km/h"? Powtórzmy, coś tu się nie zgadza.

Reklama

Dociekliwi dziennikarze zastanawiają się również nad legalnością działań aktywistów spod Warszawy. Pytają, w którym dokładnie miejscu stał radar, czy był prawidłowo zainstalowany, czy miał homologację itp. Są to pytania uzasadnione, aczkolwiek bez większego znaczenia dla istoty sprawy, czyli powszechnego lekceważenia ograniczeń prędkości przez polskich kierowców. Chotomów bowiem nie jest wyjątkowym siedliskiem piratów drogowych. Tak się jeździ wszędzie. Jeżeli natkniecie się na samochód poruszający się poniżej limitu, to istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że jego kierowca zwolnił, bo właśnie rozmawia przez trzymany w ręku telefon, ustawia nawigację, je śniadanie albo zapala papierosa. Zwłaszcza, jeżeli jest mężczyzną i liczy sobie mniej niż 85 lat. Taki mamy klimat.

Być może na ulicy Piusa w Chotomowie powinien zostać ustawiony na stałe już pełnoprawny, żółty fotoradar GITD. Jednak takie urządzenia z wyżej wymienionych powodów należałoby umieścić przed wszystkimi przejściami dla pieszych w kraju. Ba, trudno orzec, czy akurat to, które zyskało ostatnio tak wielki rozgłos, znajduje się w szczególnie niebezpiecznym miejscu. Owszem, zbitka: przedszkole i piraci drogowi działa na wyobraźnię. Z drugiej strony przedszkolaki rzadko pałętają się samopas po drogach. Są dowożone i odwożone przez rodziców, na spacery wychodzą w grupie, pod czujną opieką.

Aktywiści z Chotomowa domagają się od lokalnych władz m.in. zbudowania przy "zebrze" wysepki i "zakrzywienia toru jazdy w obu kierunkach jazdy, który wymusi zwolnienie do 40 km/h." Czy to ich uspokoi? Znamy w Krakowie szkołę z wyniesionym ponad nawierzchnię jezdni, dobrze oznakowanym przejściem dla pieszych. Z dwóch stron jest ono poprzedzone progami spowalniającymi. Chodnik od jezdni na długim odcinku oddzielają solidne, metalowe barierki. Wiszą na nich banery z ostrzeżeniem "Uwaga, dzieci!". Jest też specjalny pracownik, ułatwiający przejście uczniom na drugą stronę. A mimo to rodzice nie są wciąż pewni bezpieczeństwa swoich dzieci, czemu dają wyraz w korespondencji z dyrekcją szkoły.


    

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy