Ujawiamy prawdę o wypadkach drogowych. Prędkość nie jest problemem!

To, o czym mówiło się nieoficjalnie od początku stycznia, znalazło właśnie potwierdzenie w opublikowanym przez Komendę Główną Policji raporcie dotyczącym bezpieczeństwa drogowego.

Chociaż policjanci ochoczo korzystali z prawa pozwalającego im zatrzymywać prawa jazdy kierowcom, którzy przekroczyli w terenie zabudowanym prędkość o więcej niż 50 km/h, w zeszłym roku zwiększyła się liczba wypadków drogowych w Polsce! Jakby tego było mało, wzrosła też liczba ich ofiar...

Według najnowszych danych w roku 2016 doszło na polskich drogach do 33 664 wypadków. To o 594 więcej (1,8 proc.) niż dwa lata temu. W ich wyniku śmierć poniosło 3026 osób, czyli aż o 80 więcej (2,7 proc.) niż w roku 2015. Do 40 766 (2,1 proc.) osób zwiększyła się też liczba rannych.

Reklama

Skokowo wzrosła również liczba kolizji (czyli popularnych "stłuczek"), w których ucierpiały jedynie sprzęt i duma kierowców. W 2015 roku było ich 363 208. W zeszłym - już 406 622. Oznacza to wzrost o 43 414 zdarzeń, czyli o niemal 12 proc!

Niestety, wiele wskazuje na to, że osiągnęliśmy właśnie kres możliwości dotyczących minimalizowania liczby wypadków poprzez zaostrzanie przepisów i wysyłanie na drogi większej liczby policjantów. W raporcie czytamy, że "w 2016 roku zdecydowana większość wypadków, bo 23 869, miało miejsce w obszarze zabudowanym (70,9 proc.). Zginęło w nich 1275 osób (42,1 proc.), a 27 696 zostało rannych (67,9 proc.)". Poza obszarem zabudowanym miało miejsce 9795 wypadków - czyli zaledwie - 29,1 ogółu. Mimo tego skutkowały one śmiercią 1751 osób - odpowiadały więc za niemal 57,9 proc. zgonów! Obrażenia ciała odniosło w nich  13 070 uczestników ruchu, czyli 32,1 proc. ogółu.

Policjanci zaważają, że "w porównaniu z rokiem ubiegłym zanotowano znaczny wzrost wypadków i ich ofiar w obszarze niezabudowanym". Podsumowując: prawie w co szóstym wypadku, jaki wydarzył się poza terenem zabudowanym, zginął człowiek. Na obszarze zabudowanym - w co dziewiętnastym!   

Statystyki pozwalają niestety sądzić, że wymagana przez Unię Europejską poprawa stanu bezpieczeństwa na polskich drogach osiągnęła kres możliwości. Dalsza wymaga po prostu solidnych inwestycji w modernizację przestarzałej i przeciążonej sieci drogowej.

Potwierdzają to dane dotyczące głównych przyczyn powstawania wypadków na drogach jedno i dwujezdniowych. W obu przypadkach jako główny powód wymienia się "nie udzielenie pierwszeństwa przejazdu", a nie - jak sądzi się powszechnie - "niedostosowanie prędkości do warunków". Oznacza to, że współwinę za zdarzenia ponoszą nie tylko kierowcy, ale i zastosowane na drogach rozwiązania inżynieryjne (nieintuicyjne skrzyżowania itd.)!

Oczywiście prędkość znacznie potęguje ryzyko spowodowania wypadku, ale w obecnej sytuacji przestaje mieć priorytetowe znaczenie. Potwierdzają to chociażby dane dotyczące najszybszych dróg w kraju - autostrad. Chociaż, zgodnie z prawem możemy się po nich poruszać z prędkością 140 km/h (to jeden z najwyższych limitów w Europie!), w zeszłym roku zginęło na nich jedynie 50 osób. To o 11 ofiar mniej niż w roku 2015, mimo że - w ostatnim czasie - zanotowano wzrost liczby wypadków autostradowych (co poniekąd można tłumaczyć rosnącymi potokami ruchu).

Innym dowodem na współwinę polskiej sieci drogowej w ogólnej liczbie wypadków są statystyki dotyczące rodzaju wypadków. Na pierwsze miejsce wysuwają się zdarzenia, które zakwalifikowano do kategorii "zderzenie się pojazdów w ruchu". W 2016 roku wypadków takich było 17 484, co stanowiło 51,9 ogółu. W ich wyniku śmierć poniosło 1339 osób (44,3 proc. wszystkich zabitych), a ranne zostały 23 334 osoby (57,2 proc. ogółu rannych). Pierwszych skrzypiec nie grają tu jednak zderzenia czołowe, a "zderzenie boczne pojazdów". Na drugim miejscu sklasyfikowano "najechanie na pieszego". Takich zdarzeń było 8255  (24,5 proc.) - w ich wyniku zginęło 859 osób (28,4 proc. ogółu), a 7838  zostało rannych  (19,2 proc. ofiar). 

Nie musimy chyba tłumaczyć, że najmniejszy odsetek przytoczonych rodzajów wypadków zanotowano na autostradach, gdzie nie dochodzi do krzyżowania się kierunków ruchu i trudno spotkać poruszających się poboczami pieszych.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy