Świnia na drodze

Duża sala, na wszystkich ścianach monitory. 16 mniejszych non stop wyświetla obraz z kamer rozmieszczonych na węzłach autostrady A2 między Koninem a Strykowem. - Czego my tu się nie naoglądamy, przechodzi ludzkie pojęcie - opowiada Łukasz Opas, operator Centrum Zarządzania Ruchem pod Strykowem.

Naszą rozmowę przerywa telefon.

- Widzi pan, świnia leży na autostradzie... Dziennie odbiera kilka takich zgłoszeń. A to komuś zabrakło paliwa, a to gałąź leży na ziemi.

- Przyzwyczaiłem się już, że ludzie wyzywają nas od głupków albo zapewniają, że podadzą do sądu za to, że stoją w korku, a za chwilę odlatuje im samolot. Historie są różne, czasami śmieszne, czasami dramatyczne.

- Pamiętam, jak ze słupka SOS zadzwoniła do nas dziewczyna. Przeskoczyła przez płot, chyba szukała pomocy albo przed kimś uciekała. Nie wiem. Zapłakana krzyczała do słuchawki, że ją ktoś zgwałcił. Pojechał po nią patrol autostradowy, zawiadomiliśmy też policję - dodaje Łukasz Opas.

Reklama

A co z sytuacjami drogowymi?

- Ze słupków SOS ludzie korzystają coraz rzadziej. Rozstawione są co dwa kilometry, więc w razie potrzeby trochę trzeba do nich dojść. Łatwiej sięgnąć po telefon. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy i korzysta z naszego systemu SOS, widzę to od razu na monitorze (wskazuje kolejny, stojący na biurku). Zielone kropki to kolejne słupki. Gdy świecą na czerwono, kończy się w nich bateria i muszę wysłać patrol autostradowy, żeby wymienili zasilanie. Wystarczy, że ktoś podniesie słuchawkę, od razu wiem, w którym miejscu znajduje się osoba potrzebująca pomocy.

Jedyny taki w Polsce

System monitoringu na A2 między Strykowem a Koninem to ewenement na skalę kraju. Zaczął działać 5 lat po otwarciu autostrady, czyli w lipcu 2005 roku, jako program pilotażowy. Przy jego budowie nie chodziło jedynie o zamontowanie paru kamer, lecz stworzenie spójnego systemu zarządzania ruchem. Obejmuje on kilkanaście znaków o zmiennej treści (to te, na których najczęściej wyświetla się nr telefonu informacji GDDKiA - 19 111 - lub komunikat o spowolnieniu ruchu) i stacje meteo. Dzięki nim dyspozytor może w każdej chwili wyświetlić odpowiedni znak lub komunikat. Jeśli nadchodzi deszcz albo mgła, szybko można ostrzec kierowców. Jeśli wydarzył się wypadek, taka informacja też trafi na tablice informacyjne.

- Nie kusi pana, żeby porozmawiać z kierowcami, pisząc im na przykład:  kierowco czerwonego Forda, zwolnij?

- Nie, mamy jasne procedury i ściśle określoną liczbę znaków zaprogramowanych w komputerze, ale napisać mógłbym w sumie, co chcę - uśmiecha się Łukasz Opas.

Na przeciwległej ścianie Centrum Zarządzania Ruchem wyświetlony jest schemat całego odcinka objętego monitoringiem. To trochę jak mapa linii metra z zaznaczonymi miejscami znaków o zmiennej treści. Kilka kliknięć na klawiaturze i informacja o objeździe na drodze lokalnej trafia do kierowców.

My nie podglądamy

Przyzwyczailiśmy się do wszędobylskich kamer miejskiego monitoringu. Wyłapują chuliganów, złodziei, rejestrują obraz, sprawiają, że czujemy się bezpieczniej.

- Na autostradzie kamery działają podobnie. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że ich wyczyny są nagrywane - opowiada Maciej Zalewski z łódzkiej GDDKiA. - Pamiętam, jak pierwszy raz opublikowaliśmy kilka filmów, na których kierowcy jeździli pod prąd, zawracali na środku drogi, wymuszali pierwszeństwo. To był szok i niedowierzanie, co ludzie potrafią wymyślić.

Nie chodzi tylko o sposób jazdy. Okazuje się, że kierowcy bardzo często wyrzucają przez okna śmieci, plastikowe butelki, nawet całe torby foliowe. Kamery rejestrują spacery pijanych pieszych i zwierzęta przeskakujące przez drogę, mimo że cała autostrada jest zabezpieczona siatką o wysokości 2,5 m.

- Macie swoich rekordzistów, pytam?

- Jasne, na przykład pewną starszą panią z Niemiec. Wjechała na autostradę w okolicach Strykowa i przez kilkadziesiąt kilometrów jechała pod prąd w kierunku Poznania - opowiada Zalewski. - To cud, że nikomu nic się nie stało.

- Jak w takim razie działa system, skoro przez tyle kilometrów ktoś może powodować zagrożenie?

- Nasz monitoring to 14 kamer na wszystkich węzłach między Koninem a Strykowem. Każda rejestruje obraz w zakresie 360 stopni i ma zoom x32. Do tego spryskiwacz i wycieraczkę. Pozwala to na dostrzeżenie z odległości około 3 km, czy ktoś ma zapięte pasy - wyjaśnia Zalewski. - Naszym zadaniem nie jest jednak wyłapywanie drogowych wykroczeń. Technicznie jesteśmy w stanie zmierzyć prędkość pojazdu, ale nie mamy odpowiedniej legalizacji urządzeń. Jak pan widzi, nie ma też tutaj policjanta. My monitorujemy ruch, czyli odpowiadamy za bezpieczeństwo na drodze.

Obraz z kamer jest rejestrowany. System wykrywa każdą nietypową sytuację na drodze. Jeśli samochód zatrzyma się na pasie awaryjnym, operator od razu zostanie o tym powiadomiony.

- Tak było w przypadku wspomnianej rekordzistki. System od razu dostrzegł pojazd jadący w przeciwnym kierunku. Powiadomiliśmy nasz patrol drogowy i policję. Nie mogli jednak zmusić jej do zatrzymania przez wiele kilometrów - kontynuuje Maciej Zalewski.

- A często kamery rejestrują wypadki śmiertelne?

- Na szczęście nie, choć i to się zdarza - mówi Łukasz Opas.

- I jak reagujecie, gdy widać, że zaraz dojdzie do wypadku? Czuje się Pan jak w kinie? - Od razu chwytam za telefon, wzywam pomoc i robię wszystko, by ostrzec innych kierowców - mówi Łukasz Opas i prosi, bym spojrzał w monitor: - To jeden z tragiczniejszych wypadków, jaki widziałem. Nie wiem, czy chcę na to patrzeć. W końcu się zmuszam. Noc. Auto osobowe jedzie spokojnie. Nagle w ułamku sekundy zjeżdża z pasa, odbija się od bandy i z impetem uderza w zakończenie bariery ustawionej przy rozwidleniu pasów. Samochód koziołkuje, zaczyna się palić.

- Cztery osoby zginęły, w tym dziecko. Wyrzuciło je na 15 metrów - opowiada bez emocji Łukasz Opas. Zapada cisza...

Twarda ekonomia

Gdy doczekaliśmy się długich i równych autostrad, w strategicznych miejscach pojawiły się posterunki autostradowe. Policjanci wyłapywali piratów drogowych, mieli własny system monitoringu. Posterunki nie przetrwały jednak długo. W wielu miejscach je zlikwidowano.

- Odkąd zniknęły, sytuacja na drogach stała się tragiczna. Radiowozy to teraz u nas rzadkość. Wcześniej przynajmniej było je widać i ludzie automatycznie zdejmowali nogę z gazu - mówi Łukasz Opas.

Dzisiaj nie ma posterunku autostradowego, choć naprzeciwko Centrum Zarządzania Ruchem jest komisariat policji. Wynajmuje budynek od GDDKiA. Działa jednak jak zwyczajny komisariat powiatowy. W praktyce oznacza to, że GDDKiA sobie, a policja sobie. Nie każdy film z zarejestrowanym wykroczeniem drogowym trafia do komisariatu. Jeśli jednak policja zwróci się do dyrekcji o udostępnienie materiału, ta przekaże jej nagranie, a pirat drogowy zostanie ukarany.

Więcej kamer

Czy jest coś, co pomogłoby im w pracy? Łukasz Opas bez namysłu odpowiada: - Więcej kamer na odcinkach pomiędzy węzłami i w MOP-ach (Miejsce Obsługi Podróżnych) oraz prawo odholowania samochodu. Teraz jedziemy tylko po to, żeby zabezpieczyć miejsce awarii lub wypadku. Stawiamy słupki i auto może tam stać praktycznie kilka dni. Gdybyśmy mogli odholować je do najbliższego bezpiecznego miejsca, byłoby bezpieczniej. A za głupotę, czyli jazdę na rezerwie, karałbym wysokimi karami finansowymi. Ostatnio zadzwonił do nas kierowca, któremu zabrakło paliwa. Wie pan, gdzie stanął? Dwa kilometry za stacją benzynową.

- Jakiś czas temu nasze kamery zarejestrowały przerażający widok. Auto stanęło na pasie awaryjnym, dzieci zaczęły wokół niego biegać, a dorośli stali blisko pasa ruchu. Nie mieli chyba wyobraźni, co się może stać. Przecież tutaj samochody jeżdżą z dużymi prędkościami! Nadal potrzebna jest edukacja i pokazywanie ludziom, jak powinni się zachowywać na drodze. W każdych warunkach, także w przypadku awarii - dopowiada Zalewski. - Widzi pan to zdjęcie?

Pokazuje fotografię zmiażdżonej furgonetki. - To nasz samochód lekko trącony przez 40-tonowego tira. Na szczęście nikogo nie było w środku.

Tekst i zdjęcia: Juliusz Szalek

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama