Samochody autonomiczne a kwestia odpowiedzialności za wypadek

​Czy tego chcemy czy nie, czy się tej chwili boimy czy oczekujemy jej z nadzieją, ale pewne jest, że zbliża się dzień, gdy na nasze drogi wyjadą w pełni samodzielne, a zatem całkowicie obywające się bez kierowcy samochody.

To będzie prawdziwa rewolucja, z licznymi i chyba jeszcze nie do końca dzisiaj sobie uświadamianymi przez zmotoryzowaną część ludzkości skutkami natury technicznej, psychologicznej, kulturowej, a także prawnej. Jedno z bardzo ważnych pytań brzmi: kto będzie ponosił odpowiedzialność za wypadki, spowodowane przez auta, wiozące jedynie pasażerów, nie mających żadnego wpływu na funkcjonowanie pojazdu?

Jednoznaczne rozstrzygnięcie tej wątpliwości przynosi ustawa, przygotowana i mocno obecnie forsowana przez rząd Wielkiej Brytanii. Vehicle Technology and Aviation Bill zawiera rozwiązania, które mogą stać się wzorcem dla podobnych aktów prawnych w innych krajach, również w Polsce.

Reklama

Obecnie sytuacja jest jasna. Chociaż w myśl obowiązującego u nas prawa obligatoryjne ubezpieczenie OC przypisane jest do pojazdu, a nie do kierującego nim człowieka, to właśnie kierowca ponosi pełną odpowiedzialność za skutki swoich działań. Musi zatem dbać o własne kwalifikacje, zdrowie, stan techniczny samochodu, dostosowywać prędkość jazdy do indywidualnych umiejętności, samopoczucia i warunków zewnętrznych itp. Bardzo trudno jest przekonać sąd, że przyczyny wypadku mają charakter obiektywny, niezależny od kierowcy lub innych uczestników zdarzenia drogowego; że wynikają one z trudnej do przewidzenia usterki technicznej czy wady fabrycznej pojazdu (owszem, po karambolu z udziałem limuzyn Żandarmerii Wojskowej i ministra Antoniego Macierewicza oficjalnie ogłoszono, że winę za ów incydent ponosi zła tego zimowego dnia przyczepność na drodze, ale dopuszczenie takiego tłumaczenia trzeba uznać za wyjątek; zwykły śmiertelnik z pewnością by się w ten sposób nie wyłgał od odpowiedzialności).

Wyobraźmy sobie teraz, że dochodzi do zderzenia dwóch samochodów, prowadzonych przez komputery. Nie ma kierowców, więc nie ma też winnych wypadku. Kto zatem weźmie na siebie koszty naprawy uszkodzonych aut, kto zapłaci za leczenie poszkodowanych pasażerów? Kto przejmie ciężar wypłacania rent osobom, które w wyniku wypadku utraciły zdolność do pracy? A będą też przecież inne konfiguracje: zderzenie samochodu autonomicznego z tradycyjnym, potrącenie pieszego, uderzenie w nieruchomą przeszkodę, dachowanie itd.

Zdaniem autorów wspomnianej na wstępie brytyjskiej ustawy, wszelkie finansowe skutki wypadków drogowych powinny zostać pokryte przez polisy ubezpieczeniowe, niezależnie od tego, czy pojazd był prowadzony przez kierowcę czy poruszał się w trybie automatycznym. Vehicle Technology and Aviation Bill dopuszcza tylko dwa odstępstwa od tej zasady: firma ubezpieczeniowa nie wypłaci odszkodowania, gdy właściciel samochodu dokonał nieautoryzowanych zmian w oprogramowaniu auta lub zaniedbał wymaganych w umowie jego aktualizacji. Jako że ubezpieczyciele bedą mogli żądać rekompensaty od producentów samochodów, więc można się spodziewać licznych, także sądowych sporów na tym tle. To jednak przyszłość. Na szczęście mimo wszystko chyba nie tak bliska...

Na koniec warto dodać, że po wejściu w życie Vehicle Technology and Aviation Bill narzuci też obowiązek instalowania na wszystkich stacjach paliw punktów ładowania akumulatorów samochodów elektrycznych, z wytycznymi dotyczącymi zasad dostępu do publicznych ładowarek, ustalania cen tego typu usług itp.

Brytyjczycy są dumni, że przyjmowane przez nich rozwiązania, oznaczają milowy krok w kierunku nowoczesnej motoryzacji.         

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy