Rozmowa przez telefon zabroniona. A co z CB? Paradoks...

Przed nami jedzie samochód. Zaskakująco powoli, niepewnie, nie utrzymując precyzyjnie kierunku ruchu. W pewnej chwili jego kierowca skręca, nie włączając kierunkowskazu. Pijany? Eee, chyba nie... Po prostu rozmawia przez trzymaną w ręce komórkę. Ile razy byliśmy świadkami podobnej sytuacji? Ile razy zastanawialiśmy się, dlaczego ktoś, kogo stać na drogie auto, nie zafundował sobie zestawu głośnomówiącego?

Z badań zleconych przez Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego wynika, że z telefonów komórkowych w niedozwolony podczas jazdy sposób korzysta 1 na 25 kierowców (konkretnie 4,1 proc.). Tylu się w każdym razie do tego przyznaje. Odsetek ten wydaje się jednak znacznie zaniżony, na co wskazują nie tylko codzienne obserwacje na drogach, ale pośrednio również dane policji. W ubiegłym roku za wykroczenie, polegające na używaniu komórki w samochodzie bez zestawu głośnomówiącego, ukarano w Polsce 120 tysięcy osób, prawie czterokrotnie więcej niż jeszcze dwa lata wcześniej. We Włoszech, jak alarmuje tamtejszy automobilklub, rozmowa przez telefon trzymany w ręku przez kierowcę, jest uznawana za przyczynę 20 proc. ogółu wypadków. Komórkowe pogaduszki są statystycznie groźniejsze od alkoholu i przekraczania nadmiernej prędkości!

Reklama

Co o tym problemie myślą polscy internauci? Zdania są jak zwykle podzielone...

"Zawsze zastanawiam się, ile rąk mają ci, co rozmawiają przez telefon bez zestawu głośnomówiącego lub słuchawkowego. Mnie brakuje trzeciej ręki, szczególnie w trakcie jazdy po mieście, gdzie ciągle zmienia się biegi i pokonuje zakręty. Dlatego jeśli nie mam zestawu słuchawkowego, to nie odbieram, albo wiedząc, że jest to ważne, szukam miejsca, gdzie mogę się zatrzymać. Jeśli wiem, że pół dnia spędzę za kierownicą i mogę potrzebować porozmawiać przez telefon, to używam zestawu słuchawkowego. Wygodniej i bezpieczniej" - pisze "Miya".

""Kierującemu pojazdem zabrania się korzystania podczas jazdy z telefonu wymagającego trzymania słuchawki lub mikrofonu w ręku". A ilu gadających przez CB dostało mandat? Co prawda CB to nie telefon, ale wymaga trzymania mikrofonu w ręce. Telefon nie jest bardziej niebezpieczny od CB, a przecież wiadomo do czego to drugie jest używane - do uzyskania informacji, czy na danym odcinku drogi można bezkarnie łamać przepisy ruchu drogowego. Osobiście uważam, że jedno i drugie stwarza takie samo zagrożenie i powinno być tak samo traktowane przez prawo" - wyraża swoją opinię "Pog".

"Rozglądanie się za patrolem policji jest bardziej niebezpieczne niż sama rozmowa przez telefon. Może warto zmienić przepis wymyślony przez sprzedawców zestawów głośnomówiących" - proponuje "e".

"Głupota totalna. Tylko żeby ludzi oskubać. Co kogo obchodzi co ja robię w aucie?" - oburza się ";)".

"Tak serio to wszystko co nie jest prowadzeniem samochodu dekoncentruje kierowcę! Zestaw głośnomówiący? Też! Przecież nie o to chodzi, że coś mam w ręce, ale o to, że rozpraszam uwagę przez to, że robię coś innego niż skupianie się na drodze! Więc i papieros i rozmowa z żoną na tylnym siedzeniu, rozmowa z dzieckiem na foteliku, oglądanie reklam przy drodze. I wiele, wiele innych czynności! A telefony? To tylko po to, by władza miała kasę z mandatów!" -  twierdzi "Jankokatowitz ".

Niestety, chyba nie do końca ma rację. Rzeczywiście na kierowcę działa mnóstwo bodźców, odwracających jego uwagę. W przypadku telefonów chodzi jednak nie tylko o dekoncentrację podczas rozmowy, lecz również o to, że trzymając aparat przy uchu, prowadzimy auto jedną ręką. Dodatkowych kombinacji wymaga każde sięgnięcie do dźwigni manualnej skrzyni biegów.

Sytuację pogorszyło upowszechnienie smartfonów. Zachęcają one nie tylko do pogaduszek, wysyłania i czytania wiadomości tekstowych, ale i do sprawdzania podczas jazdy skrzynki mailowej czy wpisów w internetowych serwisach społecznościowych. Na domiar złego smartfony nie mają klasycznej klawiatury z wypukłymi klawiszami, co utrudnia wybieranie numerów. Nawiasem mówiąc, w podobnym kierunku zmierzają również producenci samochodów. Centralnym elementem wielu współczesnych aut staje się ekran dotykowy, za pośrednictwem którego, często poprzez skomplikowane, wielostopniowe menu, steruje się licznymi funkcjami pojazdu. A to też rozprasza i wymaga oderwania wzroku od drogi. Czy zatem również i takie wyświetlacze nie powinny być zabronione?

I najważniejsze pytanie. Musimy wozić w samochodach gaśnice, jeździć przez cały dzień z włączonymi światłami, zapinać pasy bezpieczeństwa... Każdy nowo wprowadzany na rynek model  samochodu musi mieć ABS, ESP, katalityczne dopalacze spalin, filtry DPF (w dieslach), a od niedawna także czujniki ciśnienia w oponach... Skoro tak, to dlaczego nie wprowadzić do obowiązkowego wyposażenia aut komórkowego zestawu głośnomówiącego? Zwłaszcza, że jego brak, jak się przekonuje, stwarza tak wielkie zagrożenie na drogach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy