Prędkość zabija? Przecież to bzdura!

Według policyjnych raportów dotyczących wypadków, najczęstszą przyczyną tego typu zdarzeń jest nadmierna prędkość.

W minionym roku kierowcy, którzy nie dostosowali prędkości do warunków ruchu, spowodowali 9222 wypadki (ponad 30 proc. wszystkich), w których śmierć poniosło 1117 osób (42 proc. ofiar śmiertelnych), a przeszło 13 tys. zostało rannych.

Biorąc pod uwagę tę tragiczną statystykę nie dziwi fakt, iż różne media jak mantrę powtarzają nam, że "prędkość zabija". Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że to... nieprawda! Problemem Polski nie są wcale obdarzeni ułańską fantazją kierowcy, którzy nagminnie łamią ograniczenia prędkości. Prawdziwym zagrożeniem jest jakość naszych dróg.

Reklama

Obalamy mity

Całkiem niedawno, na łamach naszego serwisu, ukazał się tekst pt. "Tiry wiozą śmierć? Obalamy mity". Staraliśmy się w nim obalić sześć najpopularniejszych, nieprawdziwych, opinii dotyczących przyczyn powstawania wypadków na polskich drogach.

Artykuł odbił się szerokim echem w polskim internecie, wywołał również gorącą dyskusję. Część internautów zarzucała nam brak obiektywizmu i powoływanie się na "wyssane z palca" dane, mimo że jako źródła kilkukrotnie wskazywaliśmy policyjne raporty z lat 2008, 2009 i 2010.

To nie prędkość zabija

Sporo kontrowersji wywołała właśnie kwestia nadmiernej prędkości. Sugerowaliśmy, że prędkość sama w sobie nie stanowi zagrożenia, zmienia się jednak w wybuchową mieszankę w połączeniu z drogami, które pozostawiają wiele do życzenia nie tylko z powodu kiepskiej nawierzchni, ale całości rozwiązań inżynieryjnych.

Jako dowód przestawiliśmy statystyki dotyczące wypadków na autostradach, na których - od 1 stycznia tego roku - można się poruszać z prędkością 140 km/h. Przypominamy, że w zeszłym roku doszło na nich jedynie do 278 wypadków (z 38 832!), w których śmierć poniosło 28 osób (1 proc. ofiar śmiertelnych).

Oponenci zarzucali nam jednak, że przywołane dane są wybiórcze, gdyż autostrady stanowią w Polsce niewielki ułamek sieci drogowej, więc - statystycznie - nie dziwi fakt, że ginie na nich najmniej osób. Taki argument nie jest jednak zbyt rozsądny - nie uwzględnia bowiem poziomu natężenia ruchu na tego typu drogach.

Na płatnym odcinku A4

By uciąć spekulacje, po raz kolejny postanowiliśmy sięgnąć do statystyki. Tym razem skupimy się na płatnym odcinku autostrady A4 między Katowicami a Krakowem, który zarządzany jest przez firmę Stalexport Autostrada Małopolska.

Długość odcinka koncesyjnego to dokładnie 61 kilometrów. Biorąc pod uwagę całość sieci drogowej w Polsce, wartości tej rzeczywiście bliżej jest do promili niż procentów. Gdy jednak przyjrzymy się natężeniu ruchu, obraz nie będzie już tak jednoznaczny.

W 2009 roku średnie dobowe natężenie ruchu na tym odcinku wynosiło niemal 29 tysięcy aut. W ciągu roku, po drodze o długości 61 km przejechało więc 10,5 milionów samochodów, czyli połowa ze wszystkich zarejestrowanych w naszym kraju pojazdów! Takie natężenie jest niemal trzykrotnie większe niż na większości najpopularniejszych w Polsce dróg dwukierunkowych jednojezdniowych, na których dochodzi do największej liczby wypadków (w zeszłym roku, przypomnijmy, wydarzyły się na nich 32166 wypadki).

Bez ofiar śmiertelnych

Od początku 2010 roku, do dnia dzisiejszego płatnym odcinkiem autostrady A4 przejechało niemal 13,5 mln pojazdów - to ogromna liczba. W tym czasie na drodze nie doszło jednak do ANI JEDNEGO wypadku śmiertelnego! Czyżby więc po minięciu punktu poboru opłat polscy kierowcy zamieniali się w drogowe aniołki stosujące się do wszelkich przepisów ruchu drogowego, z ograniczeniami prędkości (przypomnijmy o podniesieniu dopuszczalnej prędkości do 140 km/h) na czele? Oczywiście, że nie. Problem nie leży bowiem w prędkości, ale projektach naszych dróg.

Na płatnym odcinku A4, podobnie jak na innych autostradach, nie ma żadnych skrzyżowań kolizyjnych. Dzięki temu niemal całkowicie udało się wyeliminować drugą najczęstszą - według statystyk - przyczynę wypadków w Polsce, czyli wymuszenie pierwszeństwa. Co dwa kilometry, po obu stronach drogi, znajdują się kolumny z telefonami alarmowymi, nad obsługą autostrady czuwa też pięć stacji meteorologicznych zapewniających możliwość podjęcia odpowiednich działań prewencyjnych. Kierowcy informowani są również o warunkach i zagrożeniach, jakie spotkać mogą na drodze przez sześć tablic świetlnych - w razie awarii mają też do dyspozycji szerokie pobocza.

Oczywiście, nie sposób wymagać, by wszystkie drogi w Polsce spełniały tak wysokie standardy. Jednak zrzucanie winy za wypadki na łamiących prędkość kierowców to droga na skróty.

Poważnej modernizacji wymaga większość naszej sieci drogowej. Zabieg taki nie może się jednak ograniczać wyłącznie do remontu zużytej nawierzchni - przebudowy wymagają skrzyżowania, pobocza czy przejścia dla pieszych. Na dużą liczbę wypadków wpływa również brak obwodnic czy wprowadzające w błąd oznakowanie. Prędkość - jako taka - nie stanowi więc dużego zagrożenia. Zmienia się w śmiertelną mieszankę wyłącznie w połączeniu z głupotą. Ta ostatnia dotyczy jednak nie tylko kierowców. Równie niebezpieczna jest głupota urzędników i projektantów dróg...

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama