Policjanci puścili pijanego kierowcę?

Wobec nagonki na pijanych kierowców, prowadzonej obecnie przez media oraz organy ścigania, wydawałoby się, że do sytuacji takich, jak poniżej opisuje nasz czytelnik, nie ma prawa dojść.

Niestety, wygląda na to, że ciągle nie wszyscy policjanci z powagą podchodzą do wykonywanej przez siebie pracy.

Oto list naszego czytelnika w oryginale:

"W dniu 21 października około godziny 22.30 byłem świadkiem zdarzenia na Placu Wolności w Zduńskiej Woli, w którym wyjeżdżający z miejsca parkingowego polonez uderzył we włączającego się do ruchu renault.

Z poloneza wysiadły cztery osoby, których ruchy wskazywały na to, że były one pod wpływem alkoholu. Mężczyzna, który kierował polonezem, w kierunku kobiety, która kierowała renault, użył ostrych słów, jakoby to ona spowodowała stłuczkę.

Reklama

Gubił się w tym, co mówił, bo w pewnych momentach twierdził, że to wcale nie jego samochód uczestniczył w stłuczce. Kolejny raz przyznając się do winy twierdził, że nie będzie w stanie pokryć szkody, bo nie ma pieniędzy, a za chwilę żądał od kobiety zapłaty używając słów wulgarnych, a szczególnie rażących w momencie, kiedy kierował je do kobiety, która była mocno zestresowana całą sytuacją. Ewidentnie nie był trzeźwy.

Poszkodowana kobieta próbowała wydobyć od kierującego polonezem jakiekolwiek informacje w postaci chociażby nazwiska lub po prostu spisać numer rejestracyjny jego pojazdu. Człowiek, który kierował polonezem, wydarł jej jednak notatnik i przymierzał się prawdopodobnie do uderzenia kobiety, jednak zgromadzeni gapie nie pozwolili mu na to.

Kierowca poloneza, którego pasażerką była inna kobieta, zmusił ją, aby to ona przyznała się do tego, że kierowała polonezem. Słyszała to większość gapiów. Kiedy pojawiła się policja, do radiowozu wsiedli: kierowca renault, kierowca i pasażerka poloneza, która przez żądania kierowcy stała się kozłem ofiarnym całej sytuacji. Po chwili z radiowozu wysiadł kierowca, który spowodował stłuczkę i w kierunku zgromadzonych gapiów wykrzyczał: "Zniszczę was wszystkich". Kiedy ktoś zwrócił uwagę policjantowi, aby ten zareagował, policjant z kpiną w głosie odpowiedział, że jeśli ktoś czuje się zastraszony, to zapraszają go na ulicę Dąbrowskiego 15 (gdzie znajduje się komisariat).

Policjanci nie przebadali żadnej z osób na obecność alkoholu w organizmie, mimo tego, że ich stan wybitnie na jego obecność wskazywał (mowa o osobach, które przyjechały polonezem).

Policjanci udali, że nie wiedzą, kto naprawdę kierował polonezem, mimo że dokładnie słyszeli od gapiów, że obwiniona kobieta była jedynie kozłem ofiarnym, a prawdziwy kierowca stał z boku i ledwo trzymając się na nogach zastraszał zgromadzonych!

Na uwagi gapiów, aby policjanci sprawdzili na przykład odległość fotela od pedałów w polonezie, która wykluczyłaby możliwość kierowania pojazdu przez kobietę, reakcja policjantów była zerowa.

Z późniejszej rozmowy z poszkodowaną wynikało, że policjant po samej rozmowie ocenił, że żadna z kobiet nie była pod wpływem alkoholu. Nie użył do tego celu alkomatu. Wypadałoby zatem poprosić policjanta o atest jego umiejętności.

Czy kierowców biorących udział w stłuczkach nie bada się alkomatem, szczególnie, że w tym wypadku to badanie było jak najbardziej wskazane? Zachowanie policjantów wskazywało na to, że nie mieli oni żadnych chęci, aby ukarać prawdziwego sprawcę zdarzenia, mimo że doskonale wiedzieli, kto nim był. Wydawać się może, że nawet go bronili.

Trochę śmiesznie brzmią informacje o różnego rodzaju akcjach mających na celu eliminowanie pijanych kierowców, kiedy to sami policjanci stają w ich obronie."

(dane kontaktowe do wiadomości redakcji)

O wyjaśnienie tej sprawy zwróciliśmy się już do policji.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kierowca | policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy