Po tragicznym wypadku radiowozu zarzut dla kierowcy BMW

Łódzka prokuratura przedstawiła w środę zarzut paserstwa 34-latkowi prowadzącemu bmw, które w weekend policjanci ścigali ulicami Łodzi. Okazał się nim więzień na przepustce. Podczas pościgu w zderzeniu radiowozu z mazdą zginął 41-latek, a dwóch policjantów zostało ciężko rannych.

Łódzka prokuratura przedstawiła w środę zarzut paserstwa 34-latkowi prowadzącemu bmw, które w weekend policjanci ścigali ulicami Łodzi. Okazał się nim więzień na przepustce. Podczas pościgu w zderzeniu radiowozu z mazdą zginął 41-latek, a dwóch policjantów zostało ciężko rannych.

"34-letni Mariusz R. podczas przesłuchania nie przyznał się do zarzucanego czynu i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu kara do pięciu lat więzienia" - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. W czwartek prokuratura ma zdecydować, czy wystąpi do sądu z wnioskiem o jego aresztowanie.

34-latek został zatrzymany we wtorek po tym, jak stawił się w zakładzie karnym, skąd wyszedł w miniony piątek na przepustkę. Mężczyzna był już wielokrotnie karany za kradzieże i włamania. Według policji to on był użytkownikiem kradzionego bmw, które ścigali tragicznej nocy policjanci.

Reklama

Według policji przez kilka ostatnich dni mężczyzna ukrywał się, a tropy prowadziły m.in. w rejon ogrodów działkowych pod Tomaszowem Mazowieckim, gdzie w niedzielę policjanci znaleźli porzucone i podpalone bmw bez tablic rejestracyjnych.

Samochód bmw o wartości ok. 7 tys. zł został skradziony w czerwcu 2012 roku i prawdopodobnie były próby jego legalizacji. Śledztwo w tej sprawie prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Łódź-Bałuty początkowo zostało umorzone, ale po ostatnich ustaleniach, w związku z wypadkiem i po odnalezieniu auta, zostało ono wznowione.

Jak powiedział PAP prokurator Kopania, właśnie w tym śledztwie Mariusz R. usłyszał zarzut paserstwa, bowiem - według prokuratury - podejmował on działania w kierunku legalizacji kradzionego bmw.

Na razie 34-latek nie zostanie przesłuchany w śledztwie dot. tragicznego wypadku, które prowadzi Prokuratura Łódź-Polesie. Według śledczych obecnie nie ma dowodów, które pozwoliłyby na przedstawienie mu zarzutów popełnienia przestępstwa.

"Poleska prokuratura chce ocenić całą sytuację i prześledzić dokładnie zebrane dowody oraz przeprowadzić inne, jeśli będzie taka konieczność. Na chwilę obecną nie ma takich danych, które uzasadniałyby postawienie mu zarzutów popełnienia przestępstwa w związku z tragicznym wypadkiem" - zaznaczył Kopania.

Według śledczych z całą pewnością w tej sprawie można mówić o wykroczeniach polegających m.in. na niezatrzymaniu się do kontroli i złamaniu przepisów ruchu drogowego podczas pościgu.

Do zderzenia radiowozu i mazdy doszło w nocy z piątku na sobotę na skrzyżowaniu ulic Kilińskiego i Tymienieckiego w Łodzi. Policjanci znaleźli się w tym miejscu po kilkuminutowym pościgu za bmw, które wcześniej próbowali zatrzymać. Na skrzyżowaniu policyjny opel astra zderzył się z mazdą, która miała pierwszeństwo przejazdu. W wypadku zginął 41-letni kierowca mazdy, a dwaj funkcjonariusze w wieku 29 i 35 lat w stanie ciężkim trafili do szpitala.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa Łódź-Polesie. Dotąd nie było możliwe przesłuchanie rannych policjantów, którzy wciąż walczą o życie.

Prokuratura przesłuchała część świadków wypadku, zabezpieczony i analizowany jest monitoring z całej trasy pościgu oraz zapisy łączności pomiędzy policyjnym radiowozem a stanowiskiem dowodzenia. Z relacji świadków wynika, że jako pierwsze przejechało skrzyżowanie bmw, zaraz za nim znajdował się radiowóz policyjny. Świadkowie oceniają, że mazda poruszała się z prędkością ok. 60 km/h. Śledztwo ma też wykazać, czy kierowca mazdy mógł słyszeć sygnał dźwiękowy radiowozu, bo jest to teren silnie zurbanizowany.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: tragiczny wypadek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy