Pasy bezpieczeństwa. Ratują czy zabijają? Temat do dyskusji

Pasy bezpieczeństwa. Ratują czy zabijają? Sporo kierowców wciąż zadaje sobie takie pytanie. I dzielą się na dwie grupy.

Pierwszą tworzą wyznawcy stereotypu, że samochodami bawarskiej marki - przeważnie starymi, mocno zdezelowanymi, sprowadzonymi z zagranicy - jeżdżą wyłącznie dresiarze. Szaleńcy, pozbawieni nie tylko zdrowego rozsądku, ale wręcz instynktu samozachowawczego. Z tą opinią nie zamierzamy tu dyskutować.

Druga, groźniejsza jeżeli chodzi skutki swojego myślenia grupa, to zdeklarowani przeciwnicy pasów bezpieczeństwa, twierdzący, że przymus ich zapinania w samochodzie nie tylko ogranicza wolność osobistą, lecz wręcz zagraża życiu. Przecież gdyby wspomniany na wstępie szczęściarz z doszczętnie rozbitego bmw pas zapiął, zapewne podzieliłby tragiczny los kolegów...

Reklama

I ta teza warta jest zastanowienia. Być może w tym konkretnym przypadku jej zwolennicy mają rację, jednak policjanci, komentujący to zdarzenie przywołują z własnego doświadczenia liczne sytuacje, kiedy działo się dokładnie odwrotnie: człowiek bez zapiętych pasów, wyrzucony siłą bezwładności na zewnątrz rozbijającego się pojazdu, uderzał z impetem o słup, murek, drzewo, asfalt - i ginął. Ci przypięci pasami wychodzili z opresji mocno pokiereszowani, ale żywi.

Oczywiście, nie zawsze się udaje. Zgodnie bowiem ze znanym powiedzeniem, nie ma bokserów odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni. Prawdę tę można odnieść również do samochodów. Te produkowane współcześnie są naszpikowane urządzeniami, mającymi chronić podróżnych. Pochłaniające energię uderzenia zderzaki i strefy zgniotu, wzmocnienia boczne, zagłówki, poduszki powietrzne, skuteczne hamulce, ABS, ESP, coraz doskonalsze pasy... Wszystko to daje poczucie bezpieczeństwa. Nader złudne, o czym dobrze wiedzą kierowcy rajdówek z ich klatkami bezpieczeństwa, czy bolidów Formuły I, wyposażonych w kosztowne, wyrafinowane systemy w rodzaju sławnego HANS-a. Ci, którzy zasiadają za kierownicami samochodów przeznaczonych do codziennego użytkowania, tkwią często w przeświadczeniu, że im nie może przytrafić się nic złego. Ich auta uzyskały przecież najwyższe noty w testach zderzeniowych NCAP, mają komplety airbagów, liczne wspomagacze, oznaczone trzyliterowymi skrótami, których nikt nawet nie próbuje rozszyfrować.

Tymczasem nie ma samochodów odpornych na wypadki. Są tylko te źle uderzone. Praw fizyki nie da się bowiem oszukać - wszelkie stosowane przez producentów samochodów zabezpieczenia są skuteczne do pewnej, granicznej prędkości. Zaskakująco niewielkiej, określanej zazwyczaj na 50-60 km/godz. Gdy zderzymy się z przeszkodą jadąc szybciej - nie pomogą nam żadne cuda techniki. Możemy liczyć tylko na szczęście. I nie jest to tylko kwestia zniszczenia struktury auta i odniesionych wskutek tego obrażeń przez podróżujących nim ludzi. Trzeba pamiętać, że każdy wypadek oznacza gwałtowne, dokonujące się w bardzo krótkim czasie wytracenie prędkości, do zera. Gdy ta początkowa jest zbyt wysoka, powstające przy takim hamowaniu przeciążenia nie dają człowiekowi niemal żadnych szans. Ludzkie ciało waży w tym momencie kilka ton (a leżący na tylnym siedzeniu telefon komórkowy, wyrzucony siłą bezwładności, zmienia się w parokilogramowy pocisk). O tym, co dzieje się z narządami wewnętrznymi najlepiej wiedzą lekarze, dokonujący sekcji zwłok ofiar wypadków drogowych.

Czy należy zatem zdać się tylko na łut szczęścia lub, jeśli kto woli, opiekę osobistego anioła stróża? Owszem, i jedno, i drugie zawsze się przyda, ale zarówno Fortunie, jak i Opatrzności warto jednak pomóc. Na przykład zapinając pasy bezpieczeństwa, które w większości nieszczęść na drodze, jeżeli nawet nie zagwarantują nam przeżycia, to przynajmniej zwiększą na przeżycie szanse.

Mity i prawdy o pasach bezpieczeństwa

Zapięty pas bezpieczeństwa uniemożliwia szybkie opuszczenie samochodu w razie jego zapalenia się...

To prawda, ale ze statystyk wynika, że tylko znikomy promil wypadków drogowych kończy się pożarem auta.

Pasy bezpieczeństwa krępują ruchy...

Te współcześnie montowane w samochodach nie krępują, chyba, że chodzi o ruchy, które przychodzą na myśl wyłącznie ludziom szerzącym podobne opinie.

Lepiej wcześniej wypaść z rozbijającego się samochodu niż, po przypięciu się pasami, tkwić w nim do samego końca...

A co będzie, jeżeli wypadając nie spadniemy na miękki trawnik, lecz uderzymy w betonowy mur?

Nie warto zapinać pasów, skoro w aucie są poduszki powietrzne...

Pas zawsze w takich sytuacjach jest pomocny, bo niejako naprowadza ciało kierowcy lub pasażera na otwierający się airbag...

To moja sprawa czy jeżdżę w pasach czy nie...

W takim razie również lecz się na własny koszt, gdy zostaniesz ranny wskutek nie zapięcia pasów...

Obowiązek zapinania pasów to zamach na wolności obywatelskie...

Lepiej być wolnym i martwym czy" zniewolonym" przez pasy, ale żywym?

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy