"On jest w 100% winny"

Kilka dni temu opublikowaliśmy kontrowersyjny list Czytelnika podpisującego się "Niepokorny".

Tematem był wypadek Macieja Zientarskiego, w którym zginął nasz kolega a jego przyjaciel Jarosław Zabiega. List ten pt. Wina za śmierć Zabiegi... spotkał się z falą krytyki, a swoje oburzenie wyrażaliście w komentarzach (znajdziecie je TUTAJ).

Poniżej kolejny list "Niepokornego" będący polemiką z Waszymi komentarzami.

Reklama

Mylą pojęcia ci, którzy łączą winę za wypadek z winą za śmierć.

Za spowodowanie wypadku odpowiada Zientarski w 100% podkreślam, że jego wina jest bezsporna, ale, za skutek śmiertelny w 50% odpowiada Warszawski Zarząd Dróg, który wiedział wcześniej o dwóch poprzednich podobnych wypadkach w tym miejscu, które również zakończyły się śmiercią osób biorących w nich udział.

Mimo tych informacji urzędnicy ZD nie zrobili NIC w celu uniknięcia podobnych wypadków w przyszłości. Trzeba było śmierci znanej osoby aby sytuacja w tym miejscu uległa nieznacznej poprawie.

Nie zmienia to faktu, że takich podobnych miejsc w Polsce nadal istnieją tysiące a nawet setki tysięcy.

Mam duże doświadczenie w korespondowaniu z Zarządem Dróg i wiem, że niechęć do współpracy w likwidowaniu niebezpiecznych miejsc jest trudna do opisania. Wymuszenie pozytywnych zmian od tych ludzi wymaga często wysłania nawet 20-30 maili, tworzenia obszernej dokumentacji fotograficznej i trwa to zawsze długie miesiące zanim zmiany zostaną wprowadzone.

Niestety w przypadku miejsc szczególnie niebezpiecznych godziny a nawet minuty decydują o ludzkim życiu. Obok miejsca w którym mieszkam istnieje niebezpieczne skrzyżowanie którego problem dałby się rozwiązać zmianą oznakowania pierwszeństwa przejazdu i pomimo wielu wypadków i wysłania do ZD obszernej dokumentacji fotograficznej nie wprowadzono zmian, niczym logicznym też nie uzasadniając podjętej decyzji. Odpowiedź ZD jest zawsze taka sama NIE bo NIE.

Ci ludzie myślą prostymi kategoriami albo postawią sygnalizację świetlną albo ustawią ograniczenie prędkości do 50,40,30,25 km/h i załatwione, byle po najmniejszej linii oporu i wyłączyć myślenie bo nie daj Bóg powstanie precedens i trzeba się będzie później bardziej starać.

W niczym ich działania nie zmieniają rzeczywistej sytuacji na drodze, kierowcy nadal przekraczają dozwoloną prędkość grzejąc ile im strach pozwala . Problem w tym że trafiają się "gieroje" którzy walą przez miasto 150km/h i nie mówię tu o dwupasmowej drodze jak w wypadku Zientarskiego, ale mówię o wiejskim dukcie o szerokości zaledwie 4 metrów.

Zawodowi kierowcy z MPO też nie lepsi 30 tonowymi pojazdami przejeżdżają obok szkoły podstawowej nawet 70km/h. Więc zastanówcie się wszyscy czy ta żółć wylewana przez was na Zientarskiego nie ma podłoża w próbie odreagowania waszych frustracji z polskich dróg zarządzanych przez nie przyznających się do żadnej winy i odpowiedzialności urzędników?

Dlatego warto zastanowić się czy Zabiega mógł przeżyć ten wypadek gdyby ZD stanął na wysokości zadania i zbudował stosowne zabezpieczenia. Może sprawa zakończyłaby się tylko na siniakach? Żyłby człowiek i byłoby normalnie. Tylko czy "normalnie" jest osiągalne w kraju gdzie ludzie mają problem analizować proste związki przyczynowo skutkowe i operują prostą logiką, według której ten kto spowodował wypadek jest winny śmierci osób biorących w nim udział.

A gdzie odpowiedzialność tych, którzy swoim zaniedbaniem pozwolili na kolejny śmiertelny wypadek w tym samym miejscu?

Dlatego po raz kolejny wołam do was ludzie, chcecie mieć bezpieczniej nie wrzeszczcie na innych na drodze, tylko napiszcie sensownego maila do Zarządu Dróg i opiszcie waszym zdaniem niebezpieczne miejsce na drodze!

Jeżeli nie dało się dobrocią wyegzekwować praw kierowców do bezpiecznych dróg to należy to zrobić wywierając możliwie największą presję na ludziach których dbałość o nasze bezpieczeństwo jest ich obowiązkiem zawodowym. Pozdrawiam niepokornych.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zabiegi | wino | winny | wypadek | 100
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy