Ochroniarze walczą z piratami drogowymi. Z radarami chowają się w krzakach

Policja, straż miejska i gminna, inspektorzy transportu drogowego, straż graniczna, celnicy... Nie brakuje formacji uprawnionych do zatrzymywania, kontrolowania i karania kierowców. Ale to nie wszystko.

Oddzielnym zagrożeniem dla zmotoryzowanych są wewnątrzzakładowe służby ochrony. Co ciekawe, niekiedy wzbudzają one większy respekt i osiągają znaczniejsze sukcesy w egzekwowaniu porządku na drogach niż wspomniani wyżej funkcjonariusze, uzbrojeni w bloczki mandatowe i działający w oparciu o uprawnienia nadane im przez państwo.

ArcelorMittal Poland to polska odnoga wielkiego, międzynarodowego koncernu metalurgicznego. AMP zawiaduje sześcioma oddziałami: w Dąbrowie Górniczej (dawna Huta Katowice), Krakowie (d. Huta im. T. Sendzimira), Sosnowcu (d. Huta Cedler), Świętochłowicach (d. Huta Florian), Chorzowie (Huta Królewska) oraz w Zdzieszowicach (koksownia). Ich załogi muszą stosować się do zapisów ujętych w korporacyjnej "księdze bezpieczeństwa", której część dotyczy zasad ruchu drogowego na terenach poszczególnych zakładów. A są to, szczególnie w Katowicach i Krakowie, obszary naprawdę rozległe, pokryte gęstą siecią szlaków komunikacyjnych o długości liczonej w setkach kilometrów. Funkcjonuje na nich transport zbiorowy, jednak wielu pracowników, zwłaszcza z dozoru oraz firm zewnętrznych i służb remontowych, korzysta z samochodów osobowych. Panuje też intensywny ruch towarowy.

Reklama

Na drogach AMP obowiązują surowe ograniczenia prędkości. W Krakowie, Katowicach i Zdzieszowicach do 40 km/godz., w starych hutach śląskich - do 20 km/godz. Przestrzegania owych limitów pilnuje zakładowa ochrona.

- U nas ochroniarze dysponują mobilnymi radarami na trójnogach, takimi, jakimi posługiwała się do niedawna straż miejska. Tak wyposażeni zaczajają się w krzakach, ustawiają za węgłem. W żaden sposób nie idzie się z nimi dogadać. Są bezwzględni, konsekwentni i diabelnie skuteczni. Również dzięki surowym karom, które grożą zbyt szybko jeżdżącym kierowcom - opowiada jeden z menedżerów, pracujących na terenie dawnej Huty im. T. Sendzimira. Opowiada anonimowo, bo rzeczona "księga bezpieczeństwa" jest rzecz jasna dokumentem poufnym.

- Za pierwsze wykroczenie traci się na miesiąc imienne uprawnienie do wjazdu autem na teren zakładu. Za drugie - na trzy miesiące. Kto zostanie przyłapany po raz trzeci, żegna się z samochodową przepustką na zawsze.

To bardzo dotkliwa kara, bowiem krakowski oddział AMP to istne miasto w mieście. Poszczególne obiekty są tu oddalone od siebie o dobrych kilka kilometrów.

- Codziennie kilkakrotnie przemieszczam się po hucie. Nie wyobrażam sobie, że nie mógłbym jeździć autem. Zapewne podobnie myśli dużo więcej osób - kontynuuje nasz rozmówca. - Wizja utraty prawa wjazdu działa bardziej odstraszająco niż jakikolwiek mandat czy punkty karne na drogach publicznych. Dlatego każdy pilnuje się, by nie podpaść ochronie. Ludzie jeżdżą ostrożnie i powoli. Dzięki temu naprawdę zrobiło się bezpieczniej. Nie chodzi tylko o samochody osobowe, lecz także o ciężarówki. Dzisiaj nie obawiam się, że nagle zza zakrętu wypadnie na mnie pędząca wywrotka wyładowana gruzem czy metalowymi szpejami.

A co z plagą polskich dróg, czyli kierowcami jeżdżącymi na podwójnym gazie? W ich wypadku sankcje są jeszcze bardziej drakońskie. Trzeba być kompletnym szaleńcem, aby w którymkolwiek z oddziałów AMP przyjść do pracy pod wpływem alkoholu lub sięgnąć po coś mocniejszego w robocie. Ochrona ma prawo skontrolować alkomatem każdego pracownika w dowolnym miejscu i czasie, nie tylko osoby kierujące pojazdami. Wynik dodatni oznacza  utratę przepustki uprawniającej do wstępu na teren zakładu, czyli praktycznie natychmiastowe zwolnienie z pracy.

- I dobrze. Dzięki temu nie muszę, jak bywało dawniej, obwąchiwać swoich ludzi przed rozpoczęciem zmiany - chwali nasz rozmówca.

Hm... A gdyby tak, wzorując się na regułach obowiązujących w ArcelorMittal Poland,  wprowadzić zasadę, że sprawcy wykroczeń drogowych dostają szlaban na wjazd do miejscowości, w których je popełnili? A recydywiści, nagminnie łamiący przepisy ruchu drogowego na ulicach swojego miasta, tracą prawo zamieszkania? Jak to mawiali starożytni Rzymianie: dura lex sed lex. Twarde prawo, ale prawo. Jak twierdzą niektórzy, tylko takie może być rzeczywiście skuteczne...      

A                          

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama