Niemcy o Polakach: Znają tylko jeden pedał. Gazu

Niemieccy kierowcy jadą do Polski z dużą dozą obaw. Także do Niemiec dotarła bowiem fama o ryzykanckim stylu jazdy Polaków i anarchii na drogach.

Prawie 80 proc. niemieckich kierowców najbardziej boi się podróży do Polski, pisze portal auto.de w artykule o tym, jak niemieccy kierowcy czują się na drogach za granicą. Ankietę na ten temat przeprowadziła swego czasu wywiadownia GfK na zlecenie towarzystwa ubezpieczeniowego DA Direkt. Nieco ponad połowa respondentów podawała, że obawia się jazdy po drogach we Włoszech. Bezpiecznie niemieccy kierowcy czują się natomiast w Austrii i Szwajcarii.

Tak powszechne obawy istnieją, pomimo, że większość z Niemców nie miała raczej możliwości poznać na własnej skórze, jak się w Polsce jeździ. Ale wystarczy, że poczytają, jak sytuację na polskich drogach przedstawiają mass media i portale podróżnicze.

Reklama

Mają tylko pedał gazu

Tygodnik "Focus" w dziale reportaży podróżniczych pisał już w 2005 roku: "Za kierownicą wielu Polaków jakby zapominało, że ich samochód ma także pedał hamulca. Pasy bezpieczeństwa? Dla wielu kierowców to tylko dekoracyjny element, nieprzewidziany do codziennego użytku. Zakaz korzystania z telefonów komórkowych w czasie jazdy nie jest w stanie powstrzymać większości kierowców od telefonowania i prowadzenia samochodu jedną ręką".

Autorka artykułu przypomina przy tej okazji, że prawdopodobieństwo zginięcia w wypadku samochodowym jest w Polsce czterokrotnie wyższe, niż przeciętna europejska. Dwie trzecie śmiertelnych wypadków jest wynikiem agresywnego zachowania kierowców.

"Kierowcy nie biorący względu na innych, stosujący prawo silniejszego, i wychodzący z założenia, że inni już odpowiednio wcześniej usuną się im z drogi - to jedno. Drugie, to stan wielu polskich dróg, który przyczynia się do tak wielu wypadków".

Polski fenomen

Także portal ferienland-polen.de uważa, że kulturę jazdy w Polsce można porównać bardziej do Włoch, niż do Niemiec. "Większość kierowców jeździ szybko i ofensywnie, często wyprzedza, także na niebezpiecznych odcinkach drogi, i odnosi się to zarówno do ulic w mieście jak i szos. Niektóre główne drogi mają dość szeroki pas pobocza, przewidziany właściwie dla rowerzystów i pieszych, który faktycznie wykorzystywany jako trzeci pas ruchu" - jak tę polską "specjalność" opisuje autor poradnika, wymieniając także cztery największe źródła zagrożeń na polskich drogach: ryzykancki styl jazdy kierowców, piesi i rowerzyści, poruszający się nocą po poboczach bez żadnego oświetlenia, niestrzeżone przejazdy kolejowe i dziurawe drogi.

Poradnik podróżniczego wydawnictwa i portalu Merian zwraca także uwagę na stan dróg, pisząc z lekkim przymrużeniem oka: "Jeżeli ktoś wybiera się do Polski samochodem, musi liczyć się z tym, że część drogi przebędzie po sławetnych, polskich szosach. Co prawda obowiązuje na nich ograniczenie szybkości do 90 km/h, lecz bardziej przyjęta jest tam szybkość 140 km/h. Jeżeli drewniane krzyże, stojące przy drogach dla upamiętnienia ofiar wypadków drogowych, skłoniłyby kogoś - wbrew przyjętym tu zwyczajom - do zdjęcia nogi z gazu, ten musi wykazać więcej respektu wobec pędzących kierowców. Zjazd na pobocze ułatwi manewr wyprzedzającemu, za co ten podziękuje mignąwszy światłami":

Bezbronni na pasach

Autorzy poradników i artykułów zwracają uwagę na jeden newralgiczny punkt w ruchu drogowym w Polsce. Merian pisze: "Co prawda w Polsce jest dużo przejść na pasach, ale jako pieszy należy podchodzić do nich z dużą dozą ostrożności. Należy koniecznie poszukać kontaktu wzrokowego z kierowcą i poczekać na zachęcający do przejścia gest, zanim się wejdzie na pasy".

Portal n-tv.de pisze: "Nadzieja, że kierowca przepuści kogokolwiek na pasach nawet przy ulewnym deszczu czy zamieci śnieżnej, jest płonna".

Także portal sueddeutsche.de przygotowuje pieszych: "Kiedy w Polsce chce się przejść przez ulicę, nie ma co liczyć na to, że któryś kierowca w ogóle zauważy stojącą na krawężniku osobę. Wedle przepisów polskiego kodeksu drogowego, nie musi się też zatrzymać przed kimś, kto chce wejść na pasy, tylko przed pieszym, który już jest na pasach. Czyli lepiej nie ufać żadnym pasom.

Jeżeli samemu siedzi się za kierownicą, nie wolno być uprzejmym, by kogoś przepuścić, bo nikt z Polaków i tak nie wejdzie na przejście, nawet pomimo zachęcających gestów. Najpóźniej, kiedy za tobą zaczną trąbić, należy zrezygnować ze wszelkich kurtuazji" - ironicznie pisze autor poradnika sueddeutsche.de. "Tak naprawdę to polscy kierowcy mają tylko pedał gazu - i ma to dramatyczne następstwa. Porównanie statystyk wypadków drogowych powinno skłonić do tego, by z ostrożnością podchodzić tu do ruchu drogowego".

Niebezpieczna zabawa

"Sueddeutsche Zeitung", także w dziale podróżniczym, opublikowała w maju 2010 r. artykuł pod tytułem "Kto się boi, przegrywa", zaczynający się od ostrzeżenia:" Na polskich drogach nie obowiązują żadne reguły i umowy. Chodzi tylko o to, by zachować zimną krew. W Polsce można zasiąść za kierownicą tylko, kiedy jest się odważnym i czuje w sobie wojownika. Kto się waha i wątpi, ten przegrywa".

Autorka pisze: "Zabawa na polskich drogach nazywa się 'Kto jest lepszy?' i napawa strachem nawet tubylców. Solidni, spokojni kierowcy aut na zagranicznych numerach często są w niej wyzywani na pojedynek. Czy ktoś ruszy jako pierwszy ze skrzyżowania, zależy tego, jak zielone wyda się komuś palące się jeszcze żółte światło, i jakie przyspieszenie ma jego samochód. Jeżeli poczeka się ułamek sekundy za długo, samochód z tyłu bierze się za wymijanie, najchętniej z piskiem opon i całym ogonem innych aut za sobą.

Nikt nie wie, dlaczego ten kraj tak się strasznie spieszy. W rozwiązaniu tej zagadki nie pomaga ani znajomość języka, ani polskiej mentalności. Trzeba włączyć się w ten pęd albo zjechać na bok, odstawić samochód i przesiąść się do autobusu".

Porzuć kurtuazję!

Autorka artykułu pisze o jeszcze jednym polskim fenomenie: braku zrozumienia dla przyjaznych gestów. "Wielu Polaków tak przyzwyczaiło się do agresywności innych użytkowników drogi, że nie są nawet w stanie rozpoznać zachęcającego gestu, kiedy chce ich się przepuścić. I nawet, kiedy dwie przyjazne sobie dusze pokonają wzajemną nieufność, zgrabnemu wyklarowaniu sytuacji na drodze stoją na przeszkodzie inni kierowcy. Bo zawsze ktoś inny nagle się decyduje, by wziąć skrót przez chodnik i samemu wskoczyć w lukę. Tak dochodzi przeważnie do kraksy. Niestety tak już w Polsce jest, że na drogach można poruszać się bezpieczniej, kiedy samemu przyłączy się do tego koncertu klaksonów i pisku opon - wszyscy inni wychodzą, bowiem z założenia, że tak się właśnie zachowuje na drodze".

Małgorzata Matzke

(Deutsche Welle)

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy