Niebezpieczne hybrydy

Fani brytyjskiego Top Gear pamiętają zapewne odcinek, w którym Jeremy Clarkson w typowy dla siebie sposób wytykał największe wady samochodów hybrydowych.

Pojazdom z tego rodzaju napędem dostało się nie tylko za pozorną ekologię i ogromne rzeczywiste zużycie paliwa, ale również za ich bezgłośność. Clarkson nabijał się, że przejeżdżając hybrydą przez wioskę jest niemal pewne, że wprost pod koła wybiegnie nam goniące za piłką dziecko, które nie usłyszy zbliżającego się samochodu.

Okazuje się, że problem nie jest wcale błahy. Na wniosek stowarzyszenia zrzeszającego niewidomych, kwestią tą zajęła się właśnie NTHSA - czyli amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Jej członkowie zaproponowali stworzenie przepisów, które regulowałyby kwestie dotyczące natężenia hałasu emitowanego przez samochody elektryczne i hybrydowe. Amerykanie chcą, by przez najbliższe półtora roku opracować projekt ustawy regulującej te kwestie. Nowe przepisy miały by zacząć obowiązywać za około trzy lata.

Reklama

Nowe regulacje dotyczyć mają kwestii wyposażania pojazdów elektrycznych i hybrydowych w specjalne alarmy dźwiękowe, które ostrzegałyby przechodniów przed zbliżającym się samochodem. Póki co, nie istnieją jeszcze żadne wymogi formalne dotyczące tej kwestii, nie wiadomo również jaki dźwięk miałyby wydawać samochody.

Co ważne, sami producenci hybryd nie uchylają się od problemu. Niektóre samochody koncepcyjne - jak np. smart brabus high voltage EV - wyposażone są już w systemy, które za pomocą zewnętrznych głośników mogą emitować dowolny, modulowany w zależności od prędkości jazdy, dźwięk (od brzęczącego roju pszczół, przez niezatapialnego 1,9 TDI a na amerykańskich V8 kończąc).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: niebezpieczeństwo | samochody | hybrydy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama