Małe tragedie przechodzą bez echa

Po tragicznym w skutkach wypadku polskiego autokaru pod francuskim Grenoble w mediach rozpętała się prawdziwa burza.

Przerażający bilans ofiar sprawił, że przez kilka dni wydarzenie nie schodziło z pierwszych stron gazet, prezydent ogłosił żałobę narodową. Jak wszyscy, także i my byliśmy mocno wstrząśnięci tym, co się stało.

Cała sprawa zaczęła jednak przybierać dziwny obrót. Być może dlatego, że każdego dnia przekazujemy Wam najświeższe informacje z polskich dróg, w których, niestety, roi się od śmierci i nieszczęść szybko udało nam się otrząsnąć z szoku, jakim niewątpliwie była skala tragedii.

Śledząc uważnie doniesienia agencji prasowych zaobserwowaliśmy pewną smutną prawidłowość. Otóż, z każdą kolejną minutą o ofiarach tragedii mówiono coraz ciszej, coraz głośniejsze były za to głosy polityków, dla których wypadek stał się okazją do pokazania się w mediach.

W serwisie "Motoryzacja" ukazały się wówczas dwa teksty przedstawiające nasz, subiektywny punkt widzenia. Mieliśmy pewne obawy, zanim zdecydowaliśmy się je opublikować. Rolą mediów nie jest przecież dzielenie się z odbiorcami odczuciami redakcji, lecz przekazywanie rzetelnie sprawdzonych informacji. Ostatecznie jednak zapadła decyzja, że teksty pojawią się na emisji, mimo wciąż trwającej żałoby narodowej i ogólnego przygnębienia.

Obawialiśmy się tego, że nasz punkt widzenia jest wynikiem codziennego obcowania z drogowymi tragediami, których wymiar nie jest może aż tak "spektakularny", ale w gruncie rzeczy równie tragiczny. Ciepłe przyjęcie i setki pozytywnych komentarzy są najlepszym dowodem na to, że nie tylko w nas reakcje władz i mediów budziły mieszane uczucia.

Reklama

Dziękujemy za słowa poparcia, głosy krytyki również przyjmujemy z pochyloną głową. Naszym celem było jedynie zwrócenie uwagi, na to, że podobne tragedie dzieją się u nas codziennie.

Każdego dnia na polskich drogach giną ludzie, z weekendowych wycieczek co tydzień nie wraca do domów kilkanaście, a czasami nawet kilkadziesiąt osób. Gdzie wówczas skierowane są obiektywy fotoreporterów, gdzie są wówczas politycy? Czy ktoś ogłasza z tego względu żałobę narodową, czy przekazuje się pieniądze rodzinom poszkodowanych? Czy szuka się winnych?

Masowa śmierć pielgrzymów spowodowała burzliwą dyskusję o tym, kto zawinił. Media pośmiertnie wydały wyrok na kierowcę, sugerowano też, że za wypadek odpowiada firma, której autokar był niesprawny.

Gdy jednak każdego dnia w wypadkach na terenie Polski ginie kilka lub kilkanaście osób, mało kto zajmuje się fatalnym stanem naszych dróg, ich bezsensownym oznakowaniem, czy przerażającym stanem technicznym wielu poniemieckich wraków, wciskanym kierowcom jako "prawie nówki" przez nieuczciwych handlarzy.

Minister transportu nie zwołuje konferencji prasowych, rodziny ofiar walczą z ubezpieczycielami o żałosne ubezpieczenia, które często nie pokrywają nawet kosztów pogrzebu. Pojedyncza śmierć to zbyt błahy powód, by wykazać się przed opinią publiczną pokazowym działaniem i zaskarbić sobie sympatię wyborców.

Małe tragedie zawsze przechodzą u nas bez echa.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama