Łoś to śmiertelne zagrożenie. Lepiej uważaj

W niedzielę nad ranem na autostradzie A2 w okolicach Emilii, w Łódzkiem, doszło do tragicznego w skutkach wypadku. W znajdującego się na drodze łosia uderzył samochód.

W wyniku zderzenia kierujący samochodem osobowym 59-letni mieszkaniec województwa mazowieckiego zginął na miejscu, a trzej pasażerowie - obywatele Ukrainy - zostali ranni i trafili do szpitala w Zgierzu.

Ze wstępnych ustaleń wynika, że zwierzę kilkanaście minut przed wypadkiem znajdowało się na pasie zieleni pomiędzy obiema nitkami jezdni. Rzecznik łódzkiej Prokuratury Okręgowej Krzysztof Kopania poinformował, że najprawdopodobniej łoś zszedł z pasa zieleni.

Prokuratura będzie sprawdzać, czy autostrada była prawidłowo zabezpieczona przed wtargnięciem dzikich zwierząt.

Reklama

Rzecznik łódzkiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Maciej Zalewski zapewnił, że ogrodzenie przy autostradzie spełnia wszystkie wymogi. Zapowiedział jednak, że dyrekcja przyjrzy się temu problemowi bliżej.

Zalewski podkreślił również , że nie ma norm precyzujących wysokość siatek, ale obecne rozwiązania dotychczas się sprawdzały. Ogrodzenie przy autostradzie ma około półtora metra wysokości.

Wypadek na A2:

Tymczasem leśnicy z łódzkiego nadleśnictwa mówią, że łoś potrafi przeskoczyć nawet 2,5-metrowy płot.

Problem z odszkodowaniem

Wypadki z udziałem zwierząt skończyć się mogą tragicznie nie tylko na autostradzie. Co gorsza, zwykle nie można liczyć na ubezpieczenie inne niż własne.

W marcu 2010 roku na drodze krajowej nr 61, na obrzeżach Biebrzańskiego Parku Narodowego, który jest ostoją łosia, doszło do podobnego wypadku, w którym również kierowca samochodu poniósł śmierć.

Rodzina zmarłego wystąpiła z powództwem przeciwko oddziałowi Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Białymstoku, Lasom Państwowym - Nadleśnictwu Rajgród oraz firmie ubezpieczeniowej, wnosząc o zapłatę przez pozwanych kwoty 818,2 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania oraz po 3 tys. zł miesięcznie renty.

Odpowiedzialność Skarbu Państwa oparto o fakt, że jest on właścicielem drogi. W ocenie rodziny kierowcy doszło do zaniedbania polegającego na braku stosownego oznakowania drogi z ostrzeżeniem o możliwości pojawienia się tam zwierząt leśnych.

W styczniu bieżącego roku Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalił powództwo, uznając, że powodowie nie udowodnili związku między wypadkiem a działaniem bądź zaniechaniem np. drogowców, choć w miejscu wypadku nie było znaków ostrzegających przed możliwością wtargnięcia zwierząt leśnych na jezdnię.

"W tej sprawie wypadek był efektem przypadkowego zbiegu okoliczności. Powódka i jej mąż mogli mieć świadomość wystąpienia ewentualnego niebezpieczeństwa, gdyż tą drogą zwykle poruszali się autem i obserwowali ruch zwierząt w jej sąsiedztwie" - uznał sąd pierwszej instancji. Ocenił też, że nie można było przyjąć, że gdyby stał tam znak ostrzegawczy, to kierowca jechałby ostrożniej i udałoby się wtedy uniknąć zderzenia z łosiem.

Rodzina kierowcy złożyła już odwołanie, sprawą zajmie się Sąd Apelacyjny w Białymstoku.

Co radzi adwokat?

Czy kierowca, który potrąci dzika lub inne dzikie zwierzę ma więc szanse na uzyskanie odszkodowania? O pomoc poprosiliśmy jedną z kancelarii adwokackich. Oto jej stanowisko:

Zwierzęta na drodze to specyficzna sprawa. Z jednej strony jest przepis, który mówi, że kto zwierzę chowa, ten jest odpowiedzialny za naprawienie szkód z tego wynikających. W tym wypadku chowającym jest skarb państwa i jako taki on winien szkody naprawiać . Ma to miejsce w wypadku szkód w płodach rolnych itp, a wypłacającym w tych wypadkach są koła łowieckie.

W przypadkach gdy jest, lub powinien stać, znak drogowy ostrzegający o zwierzętach, odpowiedzialność przejmuje zarząd dróg, ale i tu jest problem co do kompetencji, a w szczególności co do odpowiedzialności.

Zwykle zarządy dróg nie są ubezpieczone w zakresie OC z tytułu prowadzenia działalności, nie ma więc towarzystwa ubezpieczeniowego, które mogłoby w takich wypadkach tę odpowiedzialność przejąć. Dlatego też te sprawy niestety zwykle muszą swój finał znaleźć w sądzie.

Jednakże trudność sprawia tu określenie strony pozwanej, a w szczególności kto ma pozwanego, czyli skarb państwa, reprezentować w sądzie, koło łowieckie, zarząd dróg, a może wojewoda.

Wbrew pozorom każda z tych kandydatur jest i dobra i zła, a źle kreślone powództwo podlega odrzuceniu. Dlatego kolizja z dzikim zwierzęciem, jeśli to możliwe, jest likwidowana zwykle z AC, a w innych przypadkach jest ciernista droga w odzyskaniu odszkodowania. Łatwiej jest z odzyskaniem takiego odszkodowania w przypadku zdarzeń na autostradzie lub - co jest niesłychanie rzadkie - gdy ZDIK ma polisę.

Sprawa jest niezwykle trudna i czasowo rozciągnięta w przypadku procesu sądowego. Uzyskanie odszkodowania nie jest jednak niemożliwe. Przy odpowiedniej wytrwałości i w pewnych okolicznościach takie odszkodowania udaje się uzyskać.

Do podobnego wypadku doszło również w czerwcu ubiegłego roku koło Puław (Lubelskie). Efektem zderzenia volvo z łosiem, była śmierć kierującego.

Znak to nie wszystko

Przed dzikimi zwierzętami kierowców ostrzega specjalny znak, czyli żółty trójkąt z narysowanym w środku jeleniem - nie można go ignorować, ponieważ jest to informacja, że na danym terenie wybieganie dzikich zwierząt pod koła samochodów może występować szczególnie często. Widząc ten znak należy zwolnić i jechać ze stałą prędkością, aby w obliczu zagrożenia mieć czas na odpowiednią reakcję.

O odszkodowanie może być trudno również wtedy, gdy do zderzenie nastąpi na drodze, gdzie znaku nie ma. Zarządy dróg stawiają znaki na wniosek kół łowieckich. Nie było wniosku, nie ma znaku, nie ma odpowiedzialnego. Nie ma AC - nie ma odszkodowania...

Zwierzęta chodzą swoimi ścieżkami

Zachowania zwierząt wybiegających na jezdnię nie da się przewidzieć - mogą one nagle zatrzymać się na środku drogi lub biec z pełnym impetem wprost na jadący samochód. Jadąc w nocy i widząc dziką zwierzynę należy wyłączyć długie światła, które powodują, że przerażone zwierzę zastyga w bezruchu zamiast uciekać.

Niektórzy naukowcy twierdzą, że zwierzęta, widząc światła samochodów, traktują je jako masywny obiekt i w naturalnym odruchu starają się go przeskoczyć, dlatego szczególnym zagrożeniem dla kierowcy może być wbicie się zwierzęcia w przednią szybę samochodu.

Należy pamiętać, że zwierzęta zazwyczaj przemieszczają się w stadzie i jeśli w zasięgu wzroku pojawi się np. jedna sarna czy dzik, można się także spodziewać kilku innych.

Warto mieć świadomość, że dwudziestokilogramowa sarna przy prędkości samochodu wynoszącej 100 km/h uderzy w pojazd z siłą przedmiotu o wadze blisko pół tony. Tymczasem samce łosi mogą ważyć nawet 700 kg (samice są nieco mniejsze, ważą zwykle około 400 kg). Stąd tak często wypadki kończą się tragicznie. Hamujący samochód łamie nogi zwierzęcia, a jego korpus wpada wprost na przednią szybę.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy