Koniec z włamaniami do aut? Popłoch wśród złodziei!

Chociaż w wielu europejskich krajach policja coraz lepiej radzi sobie z tzw. przestępczością samochodową, prawdziwą plagą stają się włamania do pojazdów.

Kradzież samochodu wymaga specjalistycznej wiedzy i sporych umiejętności - by zabrać z wnętrza telefon, laptopa czy radio wystarczy jedynie wybić szybę lub uporać się z zamkiem.

Z drobnymi złodziejami walczy się na wiele sposobów - zwiększając liczbę nocnych patroli czy inwestując w osiedlowy monitoring. Na ciekawy pomysł pozwalający rozprawić się z amatorami cudzej własności wpadli ostatnio policjanci z brytyjskiego Brent.

W różnych częściach miasta natknąć się można na tzw. samochody pułapki. Chociaż ich stosowanie nie jest w policji niczym nowym, taktyka stosowana przez Brytyjczyków zasługuje jednak na szczególną uwagę.

Reklama

Do tej pory auta pułapki "uzbrajane" były w pokładowe kamery, mikrofony, czy system automatycznego ryglowania drzwi. Metoda miała kilka wad - przygotowanie auta wymagało sporych nakładów, po kilku akcjach złodzieje wiedzieli już, których pojazdów unikać.

Wiedząc, że większości kradzieży dokonują ci sami ludzie, policjanci z Brent zmienili podejście. Teraz, zamiast montować w aucie kosztowne urządzenia, wnętrze samochodu pułapki spryskiwane jest specjalnym niewidocznym gołym okiem płynem, który intensywnie świeci w ultrafiolecie.

Roztwór chemikaliów jest bezpieczny dla zdrowia, nie niszczy też samochodowej tapicerki. Jego największą zaletą jest to, że bardzo trudno usunąć go z ubrania i skóry, na której potrafi utrzymywać się nawet przez kilka tygodni.

Nowa metoda okazała się bardzo skuteczna. W rejonach, w których pojawiły się oznakowane auta liczba włamań do samochodów zdecydowanie spadła.

Jednym ze złodziei, którzy "sparzyli" się na oznakowanych autach jest 28-letni Yafed Askale. Mężczyzna zatrzymany został po jednym z włamań, w czasie którego z podstawionego samochodu zniknął m.in. laptop. Nie zdając sobie sprawy z podstępu funkcjonariuszy, w czasie przesłuchania mężczyzna zeznał, że ze sprawą nie ma nic wspólnego...

Niestety, ani policjanci, ani sąd nie dał wiary jego wyjaśnieniom. Askale ukarany został nakazem prac społecznych i grzywną w wysokości 400 funtów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy