Jechał na sygnale, zabił dwie osoby. Zawinił?

Przed Sądem Rejonowym w Słupsku (Pomorskie) ruszył w czwartek proces 31-letniego Mirosława K., policjanta, który w październiku ub. r. kierując radiowozem na sygnałach, doprowadził do zderzenia z taksówką; w wypadku zginęły dwie osoby.

Przed Sądem Rejonowym w Słupsku (Pomorskie) ruszył w czwartek proces 31-letniego Mirosława K., policjanta, który w październiku ub. r. kierując radiowozem na sygnałach, doprowadził do zderzenia z taksówką; w wypadku zginęły dwie osoby.

Prokuratura Rejonowa z Chojnic (Pomorskie), która prowadziła śledztwo, w akcie oskarżenia zarzuciła funkcjonariuszowi ze Słupska, że umyślne naruszył zasady ruchu drogowego, gdyż kierował pojazdem z prędkością niedostosowaną do warunków panujących na jezdni, wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle i doprowadził do zderzenia z taksówką, w wyniku, czego zginęły dwie podróżujące nią osoby.

Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Policjant nie przyznaje się do winy. W czwartek przed sądem powiedział, że bardzo współczuje rodzinom ofiar, bo było to dla nich dramatyczne przeżycie. Złożył wyjaśnienia, odmówił jednak odpowiedzi na pytania sądu i prokuratora.

Reklama

Z wyjaśnień Mirosława K. wynika, że w momencie wypadku ruch na drodze był mały, radiowóz na skrzyżowaniu miał zielone światło, a taksówka wjechała na nie gwałtownie. Jak tylko ją zauważył, zaczął hamować. Samego momentu zderzenia oskarżony już nie pamiętał, bo stracił przytomność. Prędkość radiowozu określił na 80 km/godz., bądź mniej.

W śledztwie, co wynika z odczytanych przez sąd wyjaśnień, policjant mówił, że nie pamięta, jakiego koloru światło było na skrzyżowaniu; nie pamiętał również natężenia ruchu na drodze ani prędkości, z jaką jechał radiowóz.

Pierwszego dnia procesu sąd przesłuchiwał córkę taksówkarza oraz policjantów, którzy byli bezpośrednimi lub pośrednimi świadkami wypadku. Nie byli oni w stanie powiedzieć, jakiego koloru światło było w chwili zderzenia na skrzyżowaniu. Jeden z funkcjonariuszy zeznał natomiast, że wielokrotnie jeździł na interwencje z Mirosławem K. i ten zawsze "kierował się na drodze zdrowym rozsądkiem".

Do wypadku doszło 9 października 2010 r. ok. godz. 21.30 w Słupsku na skrzyżowaniu ulic Szczecińskiej, Braci Gierymskich i Małcużyńskiego. Według powołanych przez prokuraturę biegłych sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu działała prawidłowo, w chwili wypadku jadący radiowóz miał czerwone światło i wjechał na skrzyżowanie z prędkością 100 km/godz., która uniemożliwiała jego kierowcy uniknięcie zderzenia z taksówką. Radiowóz uderzył w prawy bok taksówki; zginęli 56-letnia pasażerka pojazdu i prowadzący samochód 62-latek, dwaj jadący radiowozem policjanci zostali ranni. Radiowóz po uderzeniu w taksówkę zapalił się.

Według prokuratury radiowóz miał włączone sygnały świetlne i dźwiękowe, a do wypadku częściową przyczynił się także kierowca taksówki. Biegli uznali, że gdyby obserwował on przestrzeń po prawej stronie prowadzonego przez siebie pojazdu, zauważyłby radiowóz i uniknąłby zderzenia.

Z opinii biegłych jednoznacznie wynika jednak, że bezpośrednią winę za wypadek ponosi policjant kierujący radiowozem.

Radiowóz, który Mirosław K. prowadził, był jednym z czterech pojazdów wysłanych ze Słupska do pobliskich Bolesławic w celu wsparcia policjantów interweniujących w sprawie 50 kibiców awanturujących się na stacji benzynowej. Oskarżony nadal pracuje w policji.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: czwartek | sygnały | W wypadku zginęły dwie osoby | Na sygnale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy