Gumy są tylko na raz!

Znienawidzona skrobaczka do szyb powoli odchodzi w zapomnienie, a to znak, że dla warsztatów oponiarskich zaczyna się właśnie prawdziwe Eldorado.

Pora już dać odpocząć skatowanym ciepłym asfaltem oponom zimowym i ustawić się w kolejkę do ich wymiany. Niestety, rozpoczynający się sezon letni dla wielu kierowców oznacza kłopoty. Zimówki trzeba przecież czymś zastąpić.

Komplet nowych opon do średniej klasy samochodu to wydatek co najmniej 800 zł, czyli niewiele mniej, niż pół średniej krajowej. Może warto porwać się na tzw. wariant ekonomiczny i kupić np. opony bieżnikowane?

Odpowiedź na tak postawione pytanie nie jest łatwa. Często zapominamy, że to właśnie opony są jedynym łącznikiem, jaki spaja nasz samochód z nawierzchnią. O tym, że na bezpieczeństwie nie powinno się oszczędzać wiemy wszyscy, niestety teoria sobie, a życie sobie. Kwestie finansowe są często najważniejszym kryterium.

Na aukcjach internetowych aż roi się od tzw. opon "regenerowanych". Pod tą nazwą nie kryje się nic innego, jak popularne w PRL i znienawidzone przez wielu kierowców "nalewki", czyli opony bieżnikowane na gorąco. Oczywiście od tego czasu sporo się zmieniło, ale technologia pozostała. Karkas, czyli zużyta opona, zostaje odpowiednio oczyszczony, po czym nakłada się na niego tzw. "surową mieszankę". Następnie opona taka trafia do prasy wulkanizacyjnej, gdzie odciska się na niej odpowiedni bieżnik. Tyle teoria.

Reklama

Jak opony takie zachowują się w praktyce? Świetnie, pod warunkiem że jeździmy ciężarówką lub ciągnikiem siodłowym. Właściciele firm przewozowych od dawna stosują w swoich pojazdach tego typu opony (przeważnie są one bieżnikowane metodą "na zimno" polegającą na doklejaniu do karkasa podwulkanizowanego pasa z odpowiednim bieżnikiem) i mało który powie o nich coś złego. Większość fabrycznie nowych opon do aut ciężarowych zaprojektowano z myślę o bieżnikowaniu. Dla nich taka operacja nie jest niczym szczególnym.

Niestety, w przypadku aut osobowych sytuacja nie wygląda już tak różowo. Producenci opon dosyć dokładnie określają ich żywotność. W zależności od stylu jazdy, po danym przebiegu nadają się one już tylko do ponownego przetworzenia. Nie można zapominać, że opona składa się nie tylko z bieżnika. Swoją wytrzymałość ma też np. kord, czyli włókna stosowane jako wewnętrzna warstwa wzmacniająca.

Trzeba pamiętać, że parametry nowej opony, w dużym uproszczeniu, są sumą kompromisów pomiędzy masą, składem mieszanki i bieżnikiem. Przy oponach regenerowanych "poprawie" ulega jedynie ten ostatni. Najbardziej niepokojący jest fakt, że po takim zabiegu opona rośnie i przybiera na wadze, często do wartości, jakiej przy projektowaniu nie uwzględnił jej producent. Oprócz pogorszenia się masy nieresorowanej (a co za tym idzie gorszego prowadzenia i komfortu) oznacza to większe obciążenia z jakimi musi sobie radzić np. kord, którego zakładana żywotność najczęściej i tak została już przekroczona. Powoduje to również częste problemy z odpowiednim wyważeniem koła. Oczywiście nie jest to regułą, ale...

Do tego dochodzi jeszcze kwestia prędkości z jakimi się poruszamy. O ile w samochodach ciężarowych nie odgrywa ona znaczącej roli, o tyle samochód osobowy bez trudu osiąga 130 km/h, a znając ułańską fantazję znacznej grupy kierowców, często i więcej. Indeks prędkości podawany przez producenta w takim przypadku możemy śmiało włożyć między bajki. Wypada dodać, że przeciętny kierowca nie jest w stanie opanować samochodu wpadającego w poślizg z prędkością większą, niż 60 km/h. Dobrze mieć to na uwadze, gdy wybierzemy się na takich oponach poza miasto.

Czy lepszym wyborem okażą się opony używane? Być może, ale tutaj również mamy do czynienia z rosyjską ruletką. Za takim rozwiązaniem przemawia jednak fakt, że ich stan jest dużo łatwiejszy do oceny, a opony nie były poddawane żadnych "chałupniczym" zabiegom. To oznacza, że siły z jakimi muszą się mierzyć były brane pod uwagę przy ich projektowaniu. Oczywiście istnieje spore ryzyko, że kupimy "nadwyrężoną" oponę z auta powypadkowego, tylko jaka jest pewność, że rozważana wcześniej "nalewka" nie ma dokładnie takiej samej przeszłości?

Być może zabrzmi to propagandowo i moralizatorsko, ale prawda jest taka, że wariant oszczędnościowy zawsze jest wariantem złym. Każda fabrycznie nowa opona (może poza robiącymi ostatnio furorę oponopodobnymi produktami made in China) będzie wyborem lepszym niż regenerowana, nawet jeśli na tą ostatnią dostaniemy 12 miesięcy gwarancji. Co nam po niej, jeśli pewnego dnia jej kord nie podoła autostradowym 130 km/h...?

TUTAJ znajdziesz nasz specjalny serwis poświęcony oponom.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: opona | opony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy