Dzień Bez Ofiar Śmiertelnych Na Drogach. Fikcja?

21 września obchodzony jest Europejski Dzień Bez Ofiar Śmiertelnych Na Drogach. Oznacza to, że kierowcy we wszystkich krajach członkowskich Unii Europejskiej spodziewać się mogą wzmożonych kontroli ze strony drogówki.

W całej UE prowadzona jest właśnie akcja o nazwie EDWARD (od European Day Without of A Road Death, czyli Europejski Dzień Bez Ofiar Śmiertelnych). Działania, w które zaangażowana jest również polska policja, koordynowane są przez Europejską Organizację Policji Ruchu Drogowego TISPOL. Swoje wsparcie dla tej inicjatywy wyraziły też Komisja Europejska i Europejska Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (ETSC).

Akcja EDWARD, która ma na celu zwiększenie świadomości użytkowników dróg, promuje deklarowaną przez państwa członkowskie "wizję zero". Chodzi o to, by 21 września, na europejskich drogach nie zginęła ani jedna osoba. Zadanie jest bardzo ambitne i ociera się o utopię - trzeba bowiem pamiętać, że statystycznie każdego dnia na Starym Kontynencie dochodzi aż do 70 wypadków śmiertelnych! Nadrzędnym celem akcji jest jednak zwrócenie uwagi wszystkich uczestników ruchu na kwestię przestrzegania przepisów ruchu drogowego.

Reklama

W Polsce główne przyczyny wypadków drogowych nie zmieniają się od lat. Najwięcej ofiar śmiertelnych powodują: niedostosowanie prędkości do warunków ruchu, nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu i nieprawidłowe zachowania wobec pieszych. Właśnie z tego względu w czasie działań EDWARD policjanci kontrolować będą głównie prędkość pojazdów oraz zachowanie kierujących w stosunku do niechronionych uczestników ruchu. Nie można zapominać, że w Polsce aż 1/3 wszystkich ofiar wypadków drogowych stanowią właśnie piesi!

Warto przypomnieć, że 21 września 2016 roku na drogach 30 państw, biorących udział w akcji EDWARD, zginęły 43 osoby. Do wizji "zero" brakuje więcej niż sporo, ale ofiar i tak było o 39 proc. mniej niż 21 września roku 2015.

Każdego dnia w wypadkach drogowych ginie na świecie 3 400 osób. Rocznie daje to liczbę 1,24 mln ofiar śmiertelnych. Europejskie władze od lat mierzą się z problemem poprawy drogowego bezpieczeństwa. Chociaż problem jest złożony i wymaga ogromnych inwestycji, można już mówić o umiarkowanym sukcesie. W 2015 roku na drogach Starego Kontynentu zginęło 26 112 osób. Dla porównania, jeszcze w roku 2001, liczba ofiar śmiertelnych wynosiła 54 300! Skąd wzięła się tak spektakularna poprawa?

W latach 2009 i 2014 w Europie zaktualizowano obowiązkowe wyposażenie samochodów. Obecnie wszystkie auta sprzedawane w UE muszą mieć m.in. obowiązkowy ABS, czujniki ciśnienia w oponach i ESP (elektroniczny program stabilizacji toru jazdy). Szacuje się, że tylko ten ostatni system w samej Europie pozwala uratować co roku 4 tys. osób. Ekspercie wskazują też, że np. dzięki upowszechnieniu się układów hamowania awaryjnego o 28 proc. spadła liczba osób poszkodowanych w wyniku uderzenia w tył auta.

Duży wpływ na taki stan rzeczy ma niezależna organizacja Euro NCAP, która przeprowadza testy zderzeniowe samochodów i sukcesywnie podnosi wymagania konieczne do uzyskania dobrych ocen.

W walkę o poprawę drogowego bezpieczeństwa czynnie włączają się też producenci pojazdów. Krokiem milowym ma być w tym zakresie upowszechnienie się samochodów autonomicznych. Z analiz Komisji Europejskiej wynika, że do powstawania 95 proc. wypadków drogowych w pewnym stopniu przyczynia się tzw. "czynnik ludzki". Eksperci szacują, że aż 75 proc. wypadków to wyłącznie wynik ludzkiego błędu!

Ambitny plan ma np. Volvo, które ogłosiło program Vision 2020. Zgodnie z jego założeniami od tej daty w samochodach Volvo nie powinni już ginąć ludzie.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy