Dwie ciężarówki i auto osobowe. Koszmar kierowcy

Jeśli wierzyć statystykom, kierowcy ciężarówek powodują przeszło dwukrotnie (!) mniej wypadków niż pozostali uczestnicy ruchu drogowego.

Mimo tego, z racji wymiarów i mas, wypadki z udziałem samochodów ciężarowych często goszczą na pierwszych stronach gazet. Wypacza to nieco obraz statystycznego kierowcy "tira" - mało kto zdaje sobie sprawę, że spowodowane przez nich zdarzenia odpowiadają za niespełna 10 proc. wszystkich ofiar śmiertelnych na naszych drogach.

Nie zmienia to jednak faktu, że prowadzenie ważącej blisko 40 ton ciężarówki to ogromna odpowiedzialność. Konsekwencje chwilowej dekoncentracji mogą być dramatyczne.

Doskonale uzmysławia to próba zderzeniowa, jaką przeprowadzili eksperci niemieckiej Dekry. W kontrolowanych warunkach odtworzony został częsty scenariusz wypadku z udziałem ciężarówki - gdy ciągnik z naczepą uderza w stojące za inną ciężarówką auto osobowe.

Reklama

W teście brały udział dwa zestawy (ciągnik i naczepa) o masie 38,5 ton oraz samochód osobowy. Pierwsza z ciężarówek rozpędzona została do prędkości 43 km/h. Pojazd - bez hamowania - uderzył w stojący na pasie ruchu samochód wpychając go pod naczepę stojącego przed osobówką "tira". Efekt tak przeprowadzonej próby śmiało określić można słowem "przerażający".

Samochód osobowy w całości wepchnięty został pod poprzedzający pojazd. Auto zostało doszczętnie zniszczone - eksperci Dekry nie pozostawiają wątpliwości, że wszyscy jego pasażerowie ponieśliby śmierć na miejscu.

Wnioski? Najważniejszy jest taki, by w korku - zwłaszcza na autostradzie czy drodze szybkiego ruchu - zawsze zostawiać przed poprzedzającym pojazdem zapas miejsca, który pozwolić może na wykonanie szybkiego manewru wymijania w sytuacji awaryjnej. Nie można też zapominać o pilnej obserwacji lusterek i tym, by - pod żadnym pozorem - nie wyłączać silnika! Tylko takie postępowanie, przy uważnej obserwacji sytuacji za samochodem, w podobnych sytuacjach może uratować nam życie!

Inspektorzy Dekry sprawdzili też, jak wielkie zmiany zaszły w konstrukcji samych pojazdów ciężarowych na przestrzeni dwóch ostatnich dekad. W tym celu przeprowadzono testy hamowania zestawów o masie 38,5 tony - współczesnego i z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W identycznych warunkach drogowych oba zestawy musiały zatrzymać się awaryjnie z prędkości 80 km/h. Współczesny zestaw potrzebował na to 41 metrów. Dla porównania zestaw z 1997 roku (w pełni sprawny) zatrzymał się na dystansie... 57 metrów. Różnica 16 metrów to blisko cztery(!) długości przeciętnego auta segmentu C!

Co jednak najważniejsze, od listopada 2015 roku nowo rejestrowane samochody ciężarowe muszą być wyposażone w system hamowania awaryjnego, który uruchomi hamulce, gdy nie zrobi tego kierowca. Dzięki temu nie będą możliwe tak dramatyczne wypadki, jak ten na wideo.

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy