Dojedziemy do granicy, a potem drzewa i krzaki

Po polskiej stronie budowa, po ukraińskiej - cisza, drzewa i krzaki.

Po polskiej stronie budowa, po ukraińskiej - cisza, drzewa i krzaki.

Oto obraz szumnie zapowiadanego przejścia granicznego Budomierz-Hruszew na Podkarpaciu - alarmuje "Nasz Dziennik".

Jak podkreśla Józef Michalik, starosta powiatu lubaczowskiego, na terenie którego trwają prace, inwestycja przed Euro 2012 nie będzie wprawdzie gotowa, ale na czas mistrzostw odprawy w Budomierzu po polskiej stronie zostaną uruchomione. Pytanie tylko po co. "Wszystko bowiem wskazuje na to, że polscy pasażerowie dojadą do granicy i na tym się ich podróż zakończy" - prognozuje starosta lubaczowski.

Zaniechania budzą obawy marszałka województwa podkarpackiego, który jest inwestorem budowanej drogi dojazdowej do przejścia. "Zastój w Budomierzu powoduje naruszenie całej struktury granicy polsko-ukraińskiej" - ocenia marszałek Mirosław Karapyta. Podkreśla, że wielokrotnie monitował w tej sprawie u władz ukraińskich, ale jak dotąd bez widocznych rezultatów.

Reklama

Przejście Budomierz-Hruszew ma być przeznaczone dla samochodów do 3,5 tony. Plan obejmuje powstanie tam 17 pasów o przepustowości około trzech tysięcy pojazdów i około ośmiu tysięcy osób na dobę. Koszt inwestycji to ponad 200 mln zł. Z perspektywy niełatwej sytuacji na podkarpackim rynku pracy, nowe przejście to szansa na ożywienie współpracy gospodarczej po obu stronach granicy, z czym wiążą nadzieje lokalne władze i przedsiębiorcy.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy