Czy wymiana opon na zimowe ma sens? Tekst polemiczny. Dyskutuj

Ta dyskusja powraca co jakiś czas i jej końca nie widać. Chodzi o wprowadzenie prawnego obowiązku wymiany opon na zimowe. Jednak im więcej zadawałem o to pytań, tym wyraźniej widziałem, że choć wszyscy mają usta pełne sloganów o bezpieczeństwie, to tak naprawdę jest to tylko pretekst. A jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o...

Kiedyś myślałem, pewnie tak jak wy: zimą zakłada się zimówki, bo tak jest bezpieczniej. Kto ich nie założy, jest głupcem i powinien dostać mandat. Koniec, kropka i po dyskusji.

Branża oponiarska jest oczywiście również za. "Jeśli zatem będzie rozważane wprowadzenie obowiązku jazdy samochodów osobowych na oponach zimowych, to oczywiście Polski Związek Przemysłu Oponiarskiego będzie popierał taką inicjatywę" - mówi Piotr Sarnecki, dyrektor generalny PZPO. Motywuje to oczywiście względami bezpieczeństwa.

Warto zauważyć, że mowa wyłącznie o samochodach osobowych.  "Uważamy, że obowiązek ten powinien dotyczyć jedynie samochodów osobowych, tylko w miesiącach typowo zimowych w naszym klimacie, czyli grudzień, styczeń i luty" - to znowu Sarnecki. 

Reklama

I  już to powinno zapalić w nas światełko ostrzegawcze. Jeżeli wszystkim tak bardzo zależy na bezpieczeństwie, to dlaczego przepis ten nie ma dotyczyć ciężarówek, TIR-ów czy autobusów? Pamiętajmy, że stanowią one znaczną część całego ruchu kołowego. Z jakiegoś powodu o rzekomo bezpieczne poruszanie się tych pojazdów (a więc o bezpieczeństwo nas wszystkich, bo wszyscy spotykamy je na drogach) nikt nie dba. Dlaczego?

Powodów jest kilka. Jednym z nich są oczywiście pieniądze. Przy średnio licznej flocie autobusów czy ciężarówek nikogo nie stać na taką operację: nie wystarczą  tu przecież 4 sztuki, jak w przypadku samochodów osobowych, a i cena takiej opony jest odpowiednio wyższa. Wyobraźmy sobie zakład komunikacji miejskiej, który musi kupić opony zimowe  do wszystkich autobusów i dwa razy w roku ponieść koszt ich wymiany...

Dochodzimy tu do drugiego istotnego elementu: profesjonaliści z branży transportowej są dużo mniej podatni na manipulację i trudniej wywołać u nich psychozę pod tytułem: "Jak nie będziemy jeździć na zimówkach, to wszyscy zginiemy na drogach".

Co innego przeciętny kierowca, który im bardziej będzie przestraszony i poddany naciskowi, tym chętniej sięgnie do kieszeni, żeby dokupić drugi komplet opon i dwa razy do roku zasilać gotówką zakład wulkanizacyjny. Często zupełnie bez sensu.Dlaczego?

Po pierwsze, wiele z opon sprzedawanych u nas jako zimówki wcale nimi nie jest. Są to jedynie "pseudozimówki", oznaczane symbolami M+S (mud&snow), a takie symbole znajdują się również na gumach całosezonowych. Prawdziwe zimówki mają  oznaczenie tzw. 3PMSF, czyli Three Peak Mountain Snow Flake - płatka śniegu na tle trzech górskich szczytów.

Czy w naszym klimacie zimówki się przydają? Też nie do końca. Zwykle, zapewne podobnie jak większość z was, jeżdżę po mieście lub głównymi drogami międzymiastowymi. Oczywiście, jak wszyscy narzekam na drogowców, ale wspomniane drogi są jednak zazwyczaj w miarę odśnieżone i nie ma problemu z przejazdem. Okazuje się, że zimą tak naprawdę bardzo rzadko jeździmy po śniegu czy lodzie, dużo częściej po wodzie lub po nawierzchni mokrej. A w tych warunkach zimówki nie sprawdzają się najlepiej.

Oczywiście, zdarzają się śnieżne kataklizmy i są tereny, gdzie zimą z trudem (albo w ogóle) nie można się dostać, ale... ja tam nie jeżdżę. W kataklizmach uczestniczymy, oglądając je w TV. Ktoś z was wybiera się w takich warunkach w podróż czy raczej siedzicie w domach? A tym, którzy gdzieś utknęli w naprawdę ekstremalnych warunkach, nie pomoże nawet najlepsza opona "zimowa". To samo dotyczy lodu - tu żadna opona nie da rady, chyba, że kolcowana.

Teraz pytanie: jeśli ktoś jeździ raz w tygodniu do najbliższego hipermarketu i  kościoła, i to tylko przy dobrych warunkach drogowych, a przez większość zimy jego samochód stoi w garażu, to czy należy na niego nakładać prawny obowiązek zakładania zimówek? Czy nie wystarczy mu jeden komplet uniwersalny? Przecież sporo renomowanych firm oponiarskich ma takie produkty w swoich katalogach i zapewnia nas o ich pełnym bezpieczeństwie.

"Opony całoroczne z technicznego punktu widzenia oferują zrównoważone osiągi zarówno zimą, jak i latem, przy umiarkowanym sposobie użytkowania oraz łagodnych warunkach atmosferycznych. Przeznaczone są one specjalnie dla właścicieli aut, którzy nie wymagają od swoich pojazdów ekstremalnych osiągów, ani nie posiadają wysokich przebiegów" - mówi  Roberto Traverso z Pirelli Polska.

Potwierdza to również Sarnecki, który mówi, że są to opony odpowiednie dla "tych, którzy posiadają małe samochody z mocą silnika do 90 KM, poruszają się zimą tylko po mieście i robią małe przebiegi roczne". Mimo to, takie osoby również byłyby karane za brak zimówek.

Skoro mowa o karach, odwróćmy sytuację. Skoro rzeczywiście to takie ważne, żeby nasze  ogumienie było odpowiednie do pory roku, to dlaczego nikt nie myśli o wprowadzeniu  prawnego obowiązku jazdy latem na oponach letnich? Moim zdaniem sytuacja, kiedy ktoś na zimówkach jedzie z rodziną nad morze przy temperaturze powyżej 30 stopni, też należy do średnio bezpiecznych. Ale jakoś nikt o tym nie myśli.

Co na to branża? "Jazda na oponach zimowych latem nie jest zbyt bezpieczna, ale nie aż tak jak jazda na letnich oponach zimą. Różnica w drodze hamowania będzie wynosić kilka, a nie kilkanaście metrów jak w tym drugim wypadku. Oczywiście czasem właśnie tych kilku metrów może zabraknąć do uniknięcia wypadku. Niemniej jazda na oponach zimowych latem, to w naszych kategoriach oceny raczej brak rozsądku." - mówi Piotr Sarnecki. Dla mnie to trochę pokrętne rozumowanie. Zwłaszcza, że jazdę zimą na letnich oponach określa się również jako "brak rozsądku" i uzasadnia się tym konieczność wprowadzanie nowych przepisów.

Nie zrozumcie mnie źle: nie chcę nikomu zabronić jeździć zimą na oponach zimowych, albo nakazywać komukolwiek używania wyłącznie opon całorocznych. Uważam tylko, że wrzucanie wszystkich do jednego worka z etykietką "wszyscy muszą jeździć na zimówkach" jest błędem. Każdy powinien sam decydować o tym, wiedząc czym i jak jeździ. Jeśli ktoś pokonuje rocznie miliony kilometrów ze średnią prędkością 150 km/h w każdych warunkach pogodowych, to pewnie są mu przydatne. Dla kogoś, kto ma w aucie pod maską 50 koni mechanicznych i jeździ raz na tydzień kilometr w tę i z powrotem, i to wyłącznie przy dobrej pogodzie, wydawanie pieniędzy na dwa komplety opon jest niepotrzebną ekstrawagancją.

Warto też pamiętać, w jakim kraju żyjemy. U nas nic nie jest tym, na co wygląda. Podejrzewam, że po wprowadzeniu obowiązku jazdy zimą na zimówkach na rynku pojawią się od razu opony, które w ogóle nie powinny być użytkowane, ale na pewno będą miały wszystkie konieczne oznaczenia i spełniały wszelkie przepisy. Z kolei ograniczenie wspomnianego obligu wyłącznie do samochodów osobowych dowodzi braku wyobraźni lub znajomości polskich realiów. Są bowiem w Polsce ciężarówki niespotykane w żadnym innym kraju, np. Porsche Panamera czy Skoda Fabia. Przy tak sformułowanych przepisach może się okazać, że samochody z "kratką"  nie będą podlegały temu obowiązkowi, a takie same auta, ale zarejestrowane jako osobowe, już tak. Absurd? Ani pierwszy, ani ostatni....

Pamiętajcie, że każdej firmie oponiarskiej zależy na tym, żeby sprzedać swoich produktów jak najwięcej. Myślę, że już niedługo będą sobie chciały rozszerzyć rynek poprzez wprowadzenie nowych kategorii opon.  Najpierw pewnie powstaną opony "przejściowe" (wiosenno-jesienne; trzeci komplet do kupienia i dwie dodatkowe wizyty u wulkanizatora). Uzasadnienie to samo, co zwykle: bezpieczeństwo i specyfika warunków pogodowych w tym okresie. A potem już poleci: inne opony na deszcz, upał, śnieg, na deszcz przy niskich temperaturach, przy wyższych etc. No bo przecież w każdych warunkach opona zachowuje się inaczej a najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo. Niemożliwe? W czasach mojego dzieciństwa i młodości o zimówkach nikt nawet nie słyszał...

Tomasz Bodył

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy