Bezkarność taksówkarzy

To co się czasem dzieje na warszawskich ulicach przechodzi moje (i nie tylko moje) pojęcie. Nie wiem jak jest w innych miastach Polski czy Europy, ale swoją opinię poprę wyłącznie obserwacjami Stolicy.

Przedstawię sytuację, które przyprawiają mnie o drżenie rąk choć z natury jestem człowiekiem spokojnym i wyrozumiałym. Pierwsza z nich to choroba taksówkarska pod tytułem: "ukradli mi manetkę do włączania kierunkowskazu".

Ludzie! (zwracam się tutaj do taksówkarzy). Czy wy do cholery jasnej nie rozumiecie, że w ten sposób zajeżdżacie drogę niczego niespodziewającym się innym kierowcom? Wygląda na to, że niestety nie zdajecie sobie z tego sprawy bo codziennie kilka razy widzę taką sytuację a sam byłem w niej prawie poszkodowany 3 razy w tym tygodniu.

Reklama

Za pierwszym razem kończył się pas więc co pan kochany taksówkarz zrobi? Wjedzie na drugi pas tak jakby nikogo dookoła nie było. Klakson - raz, drugi. Jaka reakcja? Żadna. Ani przepraszam, ani dziękuję, ani mam cię w... poważaniu.

Przy drugiej sytuacji dostałem ataku szału ponieważ, jadąc przepisowo, wrzuciłem kierunkowskaz i zacząłem zmieniać pas. Pan taksówkarz też wpadł na ten pomysł, ale w momencie kiedy już byłem w połowie manewru. Oczywiście kierunkowskazu brak ale to nic - mam wszystkich gdzieś to mogę sobie jeździć tak jak mi się podoba.

Nie muszę chyba pisać, że pan taksówkarz zmienił pas zmuszając mnie do ostrego hamowania. Nie ukrywam, że ze złości uderzyłem w klakson. Jaka odpowiedź taksówkarza? Też klakson.

Teraz jak na to patrzę to mi się śmiać z niego chce. Ten człowiek jest po prostu biedny bo ograniczony i bez wyobraźni. Za 5 minut komu innemu zajechał drogę, ale tamten musiał chyba się ostro ratować ucieczką na inny pas bo nie zatrąbił.

Trzecia sytuacja dotyczy ogólnego slalomu między pasami ruchu bez kierunkowskazu. Jakież to zdziwienie na twarzy pana taksówkarza się namalowało kiedy znów chciał zmienić pas bez "kierunku" a ja byłem obok niego i mu przeszkodziłem. Szkoda, że nie miałem jak zrobić zdjęcia?

Druga z sytuacji czy też chorób taksówkarskich nosi tytuł: "zaparkuję w takim miejscu, żeby przeszkadzać w ruchu a żaden z zaparkowanych samochodów nie mógł wyjechać bo go zastawię".

Zanim źle ocenicie to co napisałem, chcę coś zastrzec. Rozumiem sytuację kiedy wsiada lub wysiada klient (choć w tym drugim przypadku można poszukać dobrego miejsca). Tylko że sytuacja "przymusowego" zatrzymania się nie powinna trwać według mnie dłużej niż kilkadziesiąt sekund.

Nie raz i nie dwa widziałem jak taksówkarze stali dosyć długo w miejscach niedozwolonych bez wyraźnego powodu utrudniając ruch w stopniu znacznym. Nie chodzi tu już tak bardzo o to zastawianie - można przecież się "przesunąć", to nie jest problem.

Problem jest wtedy kiedy pan taksówkarz ustawia swoją bryczkę np. na prawym pasie alei Jerozolimskich na odcinku między dworcem centralnym a rotundą w stronę Wisły. Nie będę tego komentował. Warszawiacy wiedzą o co chodzi.

I jeszcze ostatnie zdanie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy tak postępują i wielu taksówkarzy jest bardzo kulturalnych, co też widać na drodze.

Zatem apeluję do tych pozostałych: wrzucajcie kierunkowskazy i rozglądajcie się dookoła bo nie jesteście sami! Może w ten sposób uchronicie kogoś niewinnego przed zderzeniem się z wami.

Opisane powyżej sytuacje dotyczą nie tylko samych taksówkarzy. Jednak na podstawie własnych doświadczeń stwierdzam, że im zdarza się to najczęściej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy