Wiemy, kiedy rozpadnie się twój samochód

Niezależnie od tego, czy władze stosują metodę kija w postaci dodatkowych obostrzeń, czy też dealerzy wabią nas "marchewką" oferując duże rabaty, Polacy wciąż omijają salony samochodowe.

Jakkolwiek nie przekalkulowalibyśmy swojego budżetu, większość z nas dojdzie do podobnych wniosków - na fabrycznie nowe auto po prostu nas nie stać. Nie zmienia to jednak faktu, że czymś jeździć trzeba - chciał nie chciał, jesteśmy więc zmuszeni szukać czterech kółek na rynku wtórnym.

Tu o wartości danego pojazdu decydują przeważnie dwa czynniki: rocznik i przebieg. Wbrew pozorom i panującej powszechnie opinii nowsze nie zawsze oznacza jednak lepsze. Profilaktycznie "odświeżanie rocznika" może nas wpędzić w niemałe kłopoty finansowe...

Dla większości rodaków auto w wieku 5-6 lat to odległe marzenie, które można zrealizować wyłącznie posiłkując się wieloletnim kredytem. Sęk w tym, że dla producenta pojazdów ten sam samochód nie przedstawia już żadnej wartości poza tą, jaka wynika z masy wykorzystanej do jego produkcji stali. Po jakim przebiegu współczesne samochody zaczną rozpadać się na kawałki?

Reklama

Liczy się klient, który kupuje nowe

Trzeba zdawać sobie sprawę z faktu, że dla wytwórcy ważny jest wyłącznie klient, który zakupi fabrycznie nowe auto w salonie. Ten, jak wynika z licznych badań rynkowych, rzadko kiedy użytkuje swój pojazd dłużej niż przez 5-7 lat. W tym czasie, eksploatowany na średnich dystansach samochód pokona między 100 a 150 tys. km. I właśnie po takim przebiegu powinniśmy zacząć rozglądać się za kolejnym nowym autem...

Czasy, gdy samochody bezawaryjnie pokonywać miały setki tysięcy kilometrów minęły bezpowrotnie z zakończeniem produkcji takich motoryzacyjnych ikon, jak Mercedes W124 czy Volvo serii 900. Dziś, około 70 proc. przychodów generowanych przez Autoryzowane Stacje Obsługi dotyczy pogwarancyjnych napraw samochodów. Sprzedaż nowych samochodów to - co najwyżej - 30 proc. dochodów danego punktu dealerskiego.

Planowe postarzanie

W świecie motoryzacji coraz głośniej mówi się dziś o tzw. "planowym postarzaniu produktu". Czy sprawność poszczególnych podzespołów rzeczywiście limitowana jest osiągnięciem przez nie z góry założonego przebiegu?

Wszystkie nowe samochody objęte są gwarancją producenta. W zależności od marki ta trwać może od jednego, aż do siedmiu lat. Każda limitowana jest jednak konkretnym przebiegiem - najczęściej około 100 tys. km. Najkorzystniejsze oferty zakładają maksymalny przebieg 150 tys. km. Po jego osiągnięciu, żaden z producentów, nie chce już brać finansowej odpowiedzialności za swój produkt. Nie bez przyczyny...

Swego czasu mieliśmy okazję porozmawiać z Polakiem zatrudnionym na stanowisku inżyniera w jednej z renomowanych, niemieckich marek. Wyznał, że jego zespół otrzymał właśnie premię za to, że udało się mu osiągnąć planowany interwał zużycia alternatora wynoszący około 160 tys. km.

Oczywiście tego typu zabiegi dotyczą również innych mechanizmów - rozruszników, przepustnic czy przekładni kierowniczych. Każdy z tych elementów cechuje z gry założona żywotność - to, że usterki zaczną pojawiać się zaraz po upływie gwarancji nie jest żadnym przypadkiem.

Ile przejedzie nowy diesel?

Ostatnio, w czasie prezentacji nowego samochodu, na chwilę szczerości pozwolił sobie również główny inżynier, który - przy kolacji - zasypywał nas szczegółami technicznymi dotyczącymi konstrukcji nowego silnika. Zapytany przez nas wprost, na ile określa jego żywotność, po krótkim zastanowieniu i zwilżeniu ust kolejnym łykiem wina, z rozbrajającą szczerością stwierdził, że jednostka wytrzyma 240 tys. km. Na Niemcach czy Francuzach nie zrobiło to żadnego wrażenia, ale twarze dziennikarzy z Polski zrobiły się blade i zapanowała taka cisza, że nieznośne stało się tykanie zegarków. Jak sądzicie, skoro nowy diesel wytrzymać ma 240 tys. km, po jakim przebiegu rozsypie się turbodoładowany silnik benzynowy zbudowany zgodnie z ideą "downsizingu"?

Nazwy producenta nie podajemy celowo. Nie ma tutaj nic do rzeczy. Określanie interwałów awarii jest dziś bowiem powszechną praktyką i dotyczy absolutnie wszystkich marek. Z perspektywy pierwszego użytkownika nie stanowi to żadnego problemu - logicznym jest, że po okresie obowiązywania gwarancji, najrozsądniej byłoby wymienić samochód na nowy. Z problemem mierzyć się muszą kolejni właściciele a ci - skoro nie stać ich na nowy pojazd - nie leżą w obszarze zainteresowań sprzedawców. Nie oznacza to jednak, że i na nich nie można zarobić - coraz większa liczba nowych pojazdów projektowana jest w taki sposób, by z konkretnymi awariami radziło sobie wyłączne ASO. Modułowa budowa sprawia, że koszty napraw lawinowo rosną.

Jeśli więc, podobnie jak większości rodaków, nie stać was na zakup fabrycznie nowego pojazdu, zanim zdecydujecie się zamienić swój 10 czy 12 letni samochód na młodszy, lepiej dobrze się zastanówcie. Koszty serwisowania nowszego pojazdu, wbrew pozorom, często są zdecydowanie wyższe aut sprzed 10 czy 15 lat.

Decydując się na stosunkowo młody samochód z rynku wtórnego kierujcie się zasadą, którą w "Poszukiwaczach zaginionej arki" sformułował niegdyś Indiana Jones: "Lata nieważne. Przebieg się liczy!"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody używane
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy