15 lat na jednym oleju. I jeździ

Siedem lat gwarancji. Takim hasłem od dłuższego czasu kuszą klientów reklamy Kii. Okazuje się jednak, że nie tylko Koreańczycy starają się dbać o nabywców swoich pojazdów przez dłuższy czas. Oto ciekawa historia pani Dagmary i jej mocno pełnoletniego już mercedesa, która rozegrała się na naszym, polskim podwórku.

Historia zaczęła się 25 lat temu, gdy pani Dagmara gorączkowo poszukiwała dla siebie nowego auta. Poprzednie - sportowy fiat 128 "skasowane zostało" przez znajomego i rodzina musiała zaopatrzyć się w nowe cztery kółka.

Odbiór nastąpił już w 10 dni od zamówienia

Chociaż pani Dagmara - niezwykle miła i światowa dama - nie kryje zamiłowania do luksusu, wybór mercedesa był raczej dziełem przypadku. Szukając auta nasza bohaterka udała się do warszawskiego Intraco, gdzie tworzyły się wówczas zalążki przedstawicielstw poszczególnych marek. "Jadąc windą zauważyłam malutką strzałkę z napisem Mercedes. Postanowiłam, że zapytam..." - wspomina.

Reklama

Kilkuletnie kontrakty zagraniczne sprawiły, że z pieniędzmi nie było dużego problemu, bardziej liczył się czas - żadnego nowego auta nie można przecież było dostać "od ręki". Mimo to, przedstawiciel Mercedesa skontaktował się ze Stuttgartem i okazało się, że "na stanie" jest jeden, czerwony W201 190D, z zakupu którego zrezygnował podobno jakiś taksówkarz. Kolor przypasował.

Zgodnie z zapewnieniami sprzedawcy - odbiór nastąpił już w 10 dni od zamówienia samochodu. Auto kosztowało wówczas 25 tys. marek, czyli około 8 tys. dolarów. W złotówkach trzeba było jeszcze zapłacić 900 tysięcy cła. Sprzedawca przekonując panią Dagmarę, że dokonała właściwego wyboru dodał również, że po 25 latach jazdy tym autem, w Mercedesie będzie mogła liczyć na specjalne traktowanie, być może - nawet - na nowe auto.

W 1985 roku czerwony 190 D z czterobiegową skrzynią rozpoczął trudną służbę pod nogą pani Dagmary. Chociaż model przezywany był mianem "baby benz'a" w pełni zasłużył na gwiazdę na masce.

Pozbyć się czerwonego "złomu"

Przez kolejne lata bezawaryjnie woził właścicielkę, przy czym ta ostatnia - jak na damę przystało - niezbyt przejmowała się kondycją auta. Po kilkunastu latach rodzina zaczęła namawiać panią Dagmarę, by pozbyła się czerwonego "złomu". Jak sama wspomina - gdy kiedyś odwoziła syna na szkolną wycieczkę, "chciał, bym wysadziła go trzy ulice wcześniej, było mu wstyd, że mama jeździ takim zabytkiem".

Faktycznie - samochód - nie miał lekko. Do dziś pory przejechał wprawdzie dopiero 240 tys. km, ale np. pytana o wymiany oleju pani Dagmara przypomina sobie, że "dolewała go, gdy zapaliła się jakaś kontrolka". Stary nie był jednak spuszczany przez "dobre 15 lat". Mimo tego, właścicielka nie miała najmniejszego zamiaru pozbywać się "staruszka". Prosta, solidna i pozbawiona elektroniki konstrukcja sprawiała, że przez kolejne lata mercedes nie sprawiał najmniejszych trudności. Czasami w zimie zdarzało się jedynie, że "zamarzała ropa" ale za to, na pewno nie można winić samochodu.

W maju minęło 25 lat, od kiedy właścicielka po raz pierwszy usiadła za kierownicą swojego mercedesa. Pani Dagmara przypomniała sobie wówczas o deklaracji sprzedawcy, który - z całkiem poważną miną - przekonywał ją o tym, że po takim czasie może liczyć na specjalne względy. Jak sama mówi - "raczej dla draki niż licząc na cokolwiek", właścicielka, po angielsku, napisała do centrali Mercedesa w Stuttgarcie, powołując się na deklarację sprzedawcy.

Mercedes uświadomił sobie, z jakim rodzynkiem ma do czynienia

Co ciekawe, odpowiedź przyszła z Maastricht, co więcej - w języku polskim. Panie które się pod nim podpisały w grzeczny sposób zasugerowały, by właścicielka sama określiła czego od firmy oczekuje. Jak na damę z wyższych sfer przystało, ironiczny ton pisma, wydał się pani Dagmarze niezbyt elegancki. Napisała więc kolejne...

Gdy o sprawie - w kategorii zabawnej anegdotki - na warszawskich salonach zrobiło się głośno, polski oddział Mercedesa uświadomił sobie, z jakim rodzynkiem ma do czynienia. Mercedesy z lat osiemdziesiątych kupione w Polsce jako nowe policzyć można na palcach jednej ręki, ten służył swojej właścicielce bezawaryjnie przez ćwierć wieku i nigdy nie myślała nawet o tym by go sprzedać.

Generalny remont "190"

Polska centrala - zgodnie z zasadą "noblesse oblige" - skontaktowała się ze starszą panią. Przedstawiciel niemieckiej marki zaproponował, że zabiorą jej samochód na kilkanaście tygodni, a w tym czasie Pani Dagmara otrzyma szereg samochodów zastępczych - oczywiście marki Mercedes. Rozłąka z ulubionym pojazdem jest niezbędna, bo przedstawiciele firmy - na koszt marki - postanowili przywrócić czerwonej "stodziewięćdziesiątce" stan, w jakim opuściła ona bramy niemieckiej fabryki.

W czwartek, w Kaliszu odbędzie się uroczyste przekazanie odrestaurowanego pojazdu właścicielce, na którym na pewno nie zabraknie przedstawicieli mediów. Prostym gestem Mercedes zapewnił więc sobie rozgłos, a klientka już za dwa dni cieszyć się będzie mogła niemal fabrycznie nowym pojazdem, którym przejeździła ostatnie ćwierć wieku!

Pani Dagmarze gratulujemy wytrwałości, przywiązania i odwagi, Mercedesowi - gestu. Miło jest wiedzieć, że nawet w dzisiejszych, przesiąkniętych komercją czasach wciąż istnieją jeszcze firmy, którym zależy nie tylko na wynikach sprzedaży...

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: firmy | sprzedawcy | Auta | właścicielka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama