Odeszła wielka postać. To on zmotoryzował Niemcy!

Historia motoryzacji pisana jest niemieckimi nazwiskami. Każdy fan czterech kółek doskonale zna takie sławy, jak: Karl Benz, Gottlieb Daimler, August Horch, Rudolf Diesel czy Ferdynand Porsche.

Nie wszyscy niemieccy konstruktorzy mogą jednak liczyć na należą im pamięć, nie wszyscy odnieśli też finansowy sukces pokroju Porsche czy Daimlera. Jedną z osób, bez których niemiecka motoryzacja nie byłaby taka sama, był z pewnością zmarły niedawno Werner Lang - skromny inżynier z Zwickau. To właśnie dzięki niemu swoją przygodę z motoryzacją rozpoczęły miliony Niemców.

Postać Langa bez wątpienia zasługuje na szerszą uwagę. W 1941 roku, gdy Ferdynand Porsche zajęty był opracowywaniem nowych czołgów i dział samobieżnych dla Wehrmachtu, młody Werner powołany został do wojska. W 1944 roku udało mu się zdezerterować we Włoszech, gdzie... przyłączył się do antynazistowskiej partyzantki.

Reklama

Zaraz po wojnie powrócił do Zwickau, gdzie ukończył rozpoczęte w 1940 roku studia na wydziale motoryzacji w tamtejszej Szkole Inżynierskiej, następnie podjął studia na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie.

W 1949 roku Lang rozpoczął pracę w zakładach Horcha. Gdy firma połączyła się z Audi, w 1951 roku awansował na stanowisko głównego konstruktora i szefa produkcji w VEB Sachsenring Automobilwerke w Zwickau. Fabryka - pod nową marką - miała się zająć produkcją małolitrażowego, popularnego samochodu. Tak właśnie rodziła się historia "mydelniczki", czyli popularnego we wszystkich krajach Demokracji Ludowej Trabanta... To właśnie Werner Lang odpowiedzialny był za opracowanie dokumentacji technicznej i uruchomienie produkcji nowego pojazdu.

Konstrukcja auta bazowała na produkowanym wcześniej w Zwickau modelu AWZ P70. Samochód wyróżniał się karoserią wykonaną z duroplastu, czyli żywic epoksydowych wzmacnianych sprasowanymi odpadami bawełnianymi. "Plastikowe" nadwozie osadzone było na metalowej ramie.

Pierwszy Trabant

Pierwszy Trabant - model P50 - zjechał z taśmy montażowej fabryki w Zwickau 7 listopada 1957 roku. Nazwa nowego pojazdu wzięła się od radzieckiego sputnika, który jako pierwszy sztuczny satelita został wystrzelony na orbitę okołoziemską 4 października 1957 roku z kosmodromu Bajkonur.

Władze niemieckiej fabryki postanowiły uczcić te wydarzenie nadając nazwę sputnik (z niemieckiego Trabant) nowemu autu. Tak właśnie powstał "sputnik na kółkach", który z niewielkimi zmianami pozostawał w ofercie fabryki przez 34 lata, aż do 1991 roku.

Przez te lata auto doczekało się wielu modernizacji. Pojawiły się modele P600 i P601. Ten ostatni, wprowadzony w 1964 roku, mógł się już pochwalić pseudoamerykańską stylistyką z typowymi dla dorosłych krążowników szos płetwami, a także wieloma udoskonaleniami technicznymi. Z czasem pojawiła się 12-voltowa instalacja elektryczna, czy pasy bezpieczeństwa. Na liście wyposażenia standardowego wciąż brakowało jednak takich luksusów, jak np. wskaźnik poziomu paliwa. Jego ilość sprawdzało się wsadzając do baku drucik lub patyk...

Silnik

Aż do 1990 roku wszystkie Trabanty napędzane były dwucylindrowym, zamontowanym nad przednią osią, rzędowym silnikiem dwusuwowym. W zależności od modelu jego moc wynosiła 23 KM lub 26 KM. Jednostka rozwijała moment obrotowy ok. 50 Nm. Prędkość maksymalna oscylowała w granicach 100 km/h. Trzeba jednak pamiętać, że osiągi, jak na tamte czasy, były całkiem niezłe. Gotowa do drogi "limuzyna" P601 ważyła zaledwie 615 kg. Zaletą była też prostota konstrukcji. Jeden, niezbyt wprawny mechanik, mógł samodzielnie wyciągnąć z auta silnik w jedno popołudnie. Między naprawami głównymi dwusuwowe jednostki napędowe pokonywały niekiedy po 60 tys. km.

Ostatni akcent

Ostatnia wersja auta, do budowy której wykorzystano podzespoły VW, pojawiła się na rynku w rok po upadku muru berlińskiego. Auto produkowane było jedynie przez dwa lata, do 1991 roku. Ucywilizowany Trabant miał pod maską czterosuwową, litrową jednostkę napędową z VW Polo (o mocy 40 KM). Wyposażono go również w hamulce tarczowe (poprzednie wersje miały hamulce bębnowe), które w końcu przestano żartobliwie nazywać zwalniaczami.

Wypada pamiętać, że Trabant był dla obywateli Niemiec Wschodnich tym samym, czym Garbus, Fiat 500, czy Citroen 2CV dla mieszkańców Europy Zachodniej. Nowy kosztował równowartość dwóch rocznych pensji, na wymarzony egzemplarz czekało się latami.

Jeszcze w latach osiemdziesiątych poczciwe "Kartony" były częstym zjawiskiem na drogach Europy Wschodniej. Po upadku muru berlińskiego pojazdy te szybko zniknęły z szos. Niemcy wstydzili się nimi jeździć. Zachłyśnięci "zachodnią" motoryzacją obywatele NRD pozbywali się Trabantów na różne sposoby. Wiele aut skończyło swój żywot w niemieckich lasach, jako porzucone, z wolna biodegradujące się relikty przeszłości.

Dziś z Trabanta już nikt się nie śmieje. Samochody przeszły w ręce entuzjastów i kolekcjonerów, którzy nie szczędzą czasu, wysiłku i pieniędzy, by utrzymać je w nienagannym stanie technicznym. Jak grzyby po deszczu wyrosły setki klubów zrzeszających miłośników tego pojazdu. Auto zyskało już miano kultowego. Twórca auta - Werner Lang - zmarł 17 czerwca w wieku 91 lat.

Oceń swój samochód. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy