Urzędnik się pomylił. Kierowca musi zapłacić 12 tys zł!

Media żyją ostatnio sprawą pana Jerzego Wiśniewskiego, który - w wyniku powodzi, która w 2010 roku nawiedziła Bogatynię - utracił leciwego Volkswagena Golfa.

Fala porwała samochód i zniosła na okoliczne drzewa. Zanim właściciel zdążył usunąć wrak, auto "zniknęło". Pan Jerzy był przekonany, że zdezelowanym autem zaopiekowali się złomiarze.

Po sześciu latach okazało się jednak, że usunęły go służby porządkowe, po czym wrak trafił na policyjny, strzeżony (!) parking. Teraz właściciel pokryć musi koszty parkowania, czyli - bagatela - 12 tys. zł. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że przez sześć lat (w czasie których auto zostało zezłomowane!) z panem Jerzym nikt się nie skontaktował. Okazało się bowiem, że po odholowaniu pojazdu, ktoś błędnie spisał jego numer VIN, co skutecznie utrudniło identyfikację właściciela.

Reklama

Pomyłkę odkryto dopiero po sześciu latach, za urzędniczy błąd - jak to zwykle w Polsce bywa - zapłacić ma teraz szary obywatel.

W jaki sposób można uchronić się przed tego rodzaju przykrymi konsekwencjami? Mieszkaniec Bogatyni nie musiałby brać odpowiedzialności za błędy urzędników, gdyby dopilnował ciążącego na nim obowiązku wyrejestrowania utraconego pojazdu. Jak to zrobić?

Trzeba pamiętać, że polskie prawo nie przewiduje możliwości czasowego wyrejestrowania samochodu osobowego. Raz wyrejestrowanego auta nie można ponownie zarejestrować - wyrejestrowanie jest dla urzędników równoznaczne z jego zezłomowaniem. Wyjątek stanowią jednak spełniające szereg określonych kryteriów pojazdy historyczne lub utracone w wyniku kradzieży. Te można ponownie zarejestrować, jeśli organom ścigania uda się je odzyskać. Co więc zrobić, gdy padniemy ofiarą kradzieży lub - jak w przypadku pana Wiśniewskiego - nasze auto "zniknie" w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach?

By nie narażać się na przykre konsekwencje (auto nie tylko może trafić na policyjny parking, ale też np. posłużyć do dokonania przestępstwa), w pierwszej kolejności trzeba powiadomić o kradzieży policję. To właśnie wydane przez mundurowych zaświadczenie o zgłoszeniu kradzieży (lub postanowienie o umorzeniu dochodzenia) stanowi podstawę do wyrejestrowania pojazdu.

Dysponując takim zaświadczeniem trzeba będzie osobiście udać się do urzędu, w którym rejestrowaliśmy auto. Oprócz zaświadczenia z policji niezbędną okaże się jeszcze: oświadczenie o kradzieży pojazdu (odpowiedzialność karna za składanie fałszywych zeznań), komplet dokumentów (dowód rejestracyjny, karta pojazdu lub oświadczenia o ich utracie) i stosowny wniosek. Trzeba też będzie uiścić opłatę 10 zł (za wydanie decyzji administracyjnej) i - dodatkowe - 17 zł, jeśli w urzędzie reprezentować nas będzie pełnomocnik. 

Decyzja o wyrejestrowaniu pojazdu wydawana jest z reguły na miejscu, ale "w szczególnie skomplikowanych sprawach", wymagających przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego, czekać możemy nawet dwa miesiące. Niestety, to jedyna droga, by uniknąć przykrych konsekwencji, jakie spotkały chociażby pana Jerzego z Bogatyni. Postanowienie o wyrejestrowaniu pojazdu zwalnia nas również z obowiązku opłacania ubezpieczenia OC, co biorąc pod uwagę kary nakładane przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, pozwala oszczędzić ponad 3 tys. zł...

Z podobnych powodów nie warto lekceważyć ciążącego na właścicielu obowiązku zawiadomienia urzędu o zbyciu pojazdu. Zgodnie z obowiązującym prawem (art. 78 ust. 2 ustawy - Prawo o ruchu drogowy) "Właściciel pojazdu zarejestrowanego jest obowiązany zawiadomić w terminie nie przekraczającym 30 dni starostę o nabyciu lub zbyciu pojazdu". Do urzędu powinniśmy udać się dla własnego dobra. Złożenie zawiadomienia (do czego potrzebować będziemy umowy sprzedaży, dowodu osobistego i stosownego wniosku) zabezpiecza nas chociażby przed nieplanowanymi wezwaniami ze strony urzędników czy organów ścigania (gdyby sprzedany pojazd padł ofiarą zdjęcia z fotoradaru czy wykorzystany został do celów przestępczych).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy