Ten popularny patent to zabójstwo dla samochodu! Nigdy tak nie rób!

Już w latach siedemdziesiątych badania prowadzone przez producentów aut (m.in. Porsche) dowiodły, że właściciele bardzo rzadko decydują się na wycofanie pojazdu z eksploatacji ze względu na usterki mechaniczne. Głównym czynnikiem, przez który samochody kończyły swój żywot w stacjach demontażu, była rdza.

Nie dziwi więc, że z biegiem czasu, część producentów znacząco obniżyła jakość blach i powłok lakierowych. Inni (dotyczy to głównie aut z Kraju Kwitnącej Wiśni) niemal zupełnie zrezygnowali ze stosowania konserwacji podwozia ograniczając ją wyłącznie do miejsc łączenia blach.

Niestety, naprawy blacharsko-lakiernicze nie należą do tanich, więc z biegiem czasu, wielu kierowców próbuje walczyć z rdzą we własnym zakresie. Duża część z nich, często nieświadomie, przyczynia się do znacznego przyspieszenia procesów korozyjnych!

Reklama

Najwięcej problemów rodzi odbudowa progów. Jeśli postanowimy przyoszczędzić i wykonać ją samodzielnie posiłkując się internetowymi "patentami", możemy wydać na nasze auto wyrok śmierci!

Chcąc uporać się z dziurami w progach (by uzyskać upragnioną pieczątkę w dowodzie rejestracyjnym) młodzi właściciele starych aut często posiłkują się szpachlówką lub matami z prasowanego włókna szklanego wzmacnianymi żywicą epoksydową. W takim podejściu nie ma nic złego - jeśli nie zależy nam na wyglądzie, zwłaszcza ten ostatni sposób pozwala przywrócić poszyciu progu część pierwotnej wytrzymałości. Problem w tym, że modelowanie kształtu w ociekającym żywicą włóknie jest bardzo trudne. Z tego względu często stosowanym "patentem" jest zaaplikowanie w progi niskoprężnej pianki montażowej. Ta zastygając wypełnia wszelkie ubytki, więc - po jej przycięciu - można łatwo odwzorować pierwotny kształt. Co w tym złego?

Mało kto zdaje sobie sprawę, że sam próg ma niewielki wpływ na sztywność karoserii. Pełni on z reguły funkcję ochronną dla podciągów, czyli nośnych elementów, do których przymocowane są chociażby słupki. To właśnie ich korozja jest wyrokiem śmierci dla pojazdu. Problem w tym, że pianka sama w sobie ma właściwości higroskopijne, czyli - przekładając z naukowego na nasze - "pije wodę". Co gorsza, rozprężając się pianka skutecznie zatka wszystkie otwory odpływowe. W konsekwencji, po pierwszym deszczu we wnętrzu modelowo wyprofilowanych progów będziemy mieć... basen. A raczej bagno.

Wilgoć, która nie będzie mogła wydostać się odpływami spotęguje korozję, a ta, od wewnątrz i w ekspresowym tempie, strawi podciągi. Pół biedy, jeśli dane nam będzie złomować auto. Gorzej, jeśli w kilka czy kilkanaście miesięcy po tak przeprowadzonej naprawie, staniemy się ofiarą wypadku. Nadgryzione rdzą elementy nośne mają zaledwie ułamek fabrycznej wytrzymałości - konsekwencje nawet niewielkiej stłuczki mogą się okazać tragiczne.

Podsumowując - korozja progów powinna być dla nas sygnałem ostrzegawczym. Świadczy ona najczęściej o niedrożnych otworach odpływowych i wyznacza ostatni moment, w którym można jeszcze pokusić się o skuteczne przedłużenie życia pojazdu. Najlepszym rozwiązaniem jest rzecz jasna odstawienie auta do blacharza. Naprawa powinna obejmować wycięcie całego progu, solidne czyszczenie i zakonserwowanie podciągów i wspawanie nowego progu (bądź jego reperaturek). Usługi blacharzy - wbrew pozorom - nie są wcale koszmarnie drogie. W tym przypadku zaoszczędzić można chociażby na lakierniku decydując się jedynie na zastosowanie czarnej powłoki ochronnej (tzw. baranka).

Jeśli, dysponując bardzo ograniczonym budżetem, decydujemy się na samodzielną naprawę, pamiętajmy, że trzeba ją zacząć od udrożnienia odpływów i solidnego oczyszczenia całego progu. Następnie szlifierką kątową trzeba będzie wyciąć wszystkie zainfekowane rdzą części progu i dopiero wówczas zająć się jego "sztukowaniem". Pomocne w modelowaniu kształtu mogą okazać się chociażby - oferowane w marketach budowlanych - narożniki z siatką do gipsowania. Za ich pomocą będziemy mogli utworzyć stelaż, do którego, warstwami, korzystając z coraz większych arkuszy włókna, nanosić będziemy żywicę. Po końcowym oszlifowaniu całość trzeba będzie jeszcze zabezpieczyć tzw. "barankiem", a w same progi zaaplikować dużą ilość preparatu do konserwacji profili wewnętrznych. Pamiętajmy, by po tej ostatniej czynności, raz jeszcze, sprawdzić drożność otworów odpływowych. Niewykluczone, że - dla własnego dobra - trzeba będzie wywiercić w progu nowe!

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy