Nie daj się nabić w... numery

Każdy, kto kupował samochód używany wie, że przypomina to nieco stąpanie po polu minowym.

Jeśli trudną drogę wyboru, oceny technicznej i prawnej pojazdu przejdziemy bez potknięć, będziemy szczęśliwi. Wiele osób daje się jednak ponieść emocjom i zapomina o wymogach bezpieczeństwa, czego konsekwencje mogą być niezwykle bolesne (zwłaszcza dla portfela).

Polski rynek pojazdów używanych jest niezwykle ubogi w samochody, które z technicznego punktu widzenia rokują jeszcze nadzieję na przyjemną eksploatację. Poszukiwania prawdziwie bezwypadkowego samochodu z realnym przebiegiem ciągną się niekiedy miesiącami, gdy w końcu udaje się taki znaleźć, szybko decydujemy się na zakup. Niestety, takie postępowanie rodzi duże ryzyko zakupu pojazdu, którego stan prawny nie jest do końca jasny. Jeśli będziemy mieli pecha i kupimy kradzione auto, stracimy i samochód i pieniądze.

Reklama

Nie bądź pochopny

Nie są to wcale odosobnione przypadki. Policjanci często zabezpieczają kradzione samochody, z których rejestracją w Polsce nie było najmniejszych problemów. Cierpią na tym głównie nieświadomi właściciele, którzy zakupili tego typu auto. Pojazd odholowywany jest na policyjny parking, a odzyskanie zapłaconych za niego pieniędzy graniczy z cudem. Często trzeba również udowadniać, że nieświadomi pochodzenia samochodu nabyliśmy go w dobrej wierze. Za paserstwo grozi bowiem w Polsce od trzech miesięcy, do pięciu lat więzienia!

Co więcej, nawet jeśli kupimy taki samochód w komisie, a nie od osoby prywatnej, szanse na to, że odzyskamy nasze pieniądze są raczej nikłe. Ten ostatni ma wprawdzie obowiązek dołożyć wszelkich starań, by sprawdzić legalność pojazdu, ale pracownicy firm pośredniczących nie mają możliwości dokładnego sprawdzenia historii konkretnego auta. Dlaczego?

Dziurawe prawo

Wydawać by się mogło, że czasy przebijania numerów dawno odeszły w zapomnienie. Nic bardziej mylnego. Złodzieje i handlarze często decydują się na przebijanie numeru VIN samochodu na tzw. "klona". Trefny samochód otrzymuje wówczas numery innego pojazdu, który specyfikacją (rocznik, kolor, itd) odpowiada kradzionemu. Dzięki temu kupujący nie nabiera żadnych podejrzeń (może nawet sprawdzić historię pojazdu!) a samochód nie figuruje w systemie informacyjnym Schengen, jako skradziony.

W legalizacji samochodów pomaga dziurawe prawo. Urzędy, które rejestrują samochody w Polsce, nie mają obowiązku sprawdzenia dokumentów z oryginałem i występowania do zagranicznego urzędu celem weryfikacji, czy auto zostało wyrejestrowane lub np. zezłomowane. Zgodność dokumentów sprawdzana jest przez wydziały komunikacji wyłącznie w przypadku pojazdów krajowych. Samochody z krajowych salonów to jednak niewielki ułamek oferty rynkowej, co więcej jeśli kradziony pojazd zostanie już zarejestrowany, nie będzie żadnych problemów z jego odsprzedażą. Zweryfikowane przez urząd dokumenty będą przecież jak najbardziej prawidłowe.

Problem w tym, że jeżeli dwa różne samochody jeżdżą z tym samym numerem VIN prędzej czy późnej legalne auto zostanie zezłomowane lub np. skradzione. Policjanci mający dostęp do systemu informacyjnego Schengen po numerze VIN szybko lokalizują obecnego, zazwyczaj zupełnie nie zdającego sobie sprawy z historii własnego auta, właściciela.

Niestety ustalenie, na jakim etapie doszło do przebicia numerów i sfałszowania dokumentów nie jest łatwe, w tym czasie pojazd stoi na policyjnym parkingu. Tego typu przypadki często kończą się zwróceniem auta prawowitemu właścicielowi (najczęściej obywatelowi innego kraju) i wówczas osoba, która nabyła auto w Polsce nie ma najmniejszych szans, na jego odzyskanie.

Jak się chronić?

Niestety nie jest to ani łatwe, ani tanie. By mieć odrobinę pewności, co do przeszłości auta wypadałoby skontaktować się bezpośrednio z poprzednim właścicielem pojazdu zagranicą, by ten potwierdził, dane jakie znajdują się w dokumentach. Trzeba dokładnie sprawdzić takie informacje, jak np. adres zamieszkania. Działania tego typu uspokoją nieco ducha, ale na pewno nie dadzą nam pewności co do tego, że nikt nie ingerował np. w pola numeryczne.

Pewność co do numerów możemy mieć wyłącznie po przeprowadzeniu badania mechanoskopijnego pola numerycznego wykonanego przez rzeczoznawcę. Koszt takiego badania wynosi około 240 zł netto (+ koszt dojazdu rzeczoznawcy do klienta). Wybierając rzeczoznawcę trzeba jednak zwrócić uwagę, czy ten wpisany jest na listę i posiada certyfikat Polskiego Związku Motorowego. W przeciwnym wypadku, ocena taka będzie bardzo łatwa do podważenia np. w sądzie.

Dopiero dysponując tego typu opinią, zwłaszcza w przypadku pojazdów o dużej wartości rynkowej, warto skorzystać z usług firm, które zajmują się weryfikacją legalności pojazdów. Usługa polegająca na dokładnym sprawdzeniu dokumentów, wewnętrznych firmowych baz danych oraz rejestrów pojazdów utraconych kosztuje przeważnie nieco ponad 200 zł. Co ważne, firmy tego typu działają stosunkowo szybko, już w 48 godzin po dostarczeniu dokumentów powinniśmy otrzymać stosowny raport. To ważna informacja, bo jeśli rzeczoznawca nie będzie miał do auta zastrzeżeń, śmiało będziemy je mogli zaliczkować, nie obawiając się, że nasza "okazje" przepadnie.

Stuprocentowej pewności nie będziemy mieć nigdy, ale dopiero opinia rzeczoznawcy, wraz z opinią firmy badającej legalność pojazdów pozwoli nam spać spokojnie. Problem w tym, że obie ekspertyzy kosztować mogą nawet 700 zł, a to odstrasza kupujących. Wypada jednak zauważyć, że to i tak niewielki ułamek tego, co możemy stracić kupując kradzione auto.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pojazd | samochody | Auta | auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy