Lubisz ryzyko? Kupiłbyś używane auto po firmie?

Sytuacja na rynku samochodów flotowych z drugiej ręki zmieniła się w ostatnich latach na lepsze. Negatywne stereotypy ustępują, a klienci coraz częściej szukają takich aut.

Gdy znajomi grzmią, by nie kupować samochodu po flocie, bo jest "skatowany", wypada tylko uśmiechnąć się z politowaniem. Rzeczywiście, jeszcze kilka lat temu pokutowało przekonanie, że "najlepszy samochód to samochód służbowy", a kierowcy użytkujący auta firmowe eksploatują je ponad miarę, w ogóle nie dbając o ich stan.

Te dobre (dla kierowców, niekoniecznie dla firm) czasy odeszły ostatecznie w niepamięć. Dziś żadna firma nie może pozwolić sobie na tak lekkomyślne zarządzanie swoimi zasobami. Kierowcy firmowi otrzymali limity zużycia paliwa wyrażone w l/100 km, a dodatkowo auta są regularnie sprawdzane pod kątem tego, aby nie zachodziło ich podwyższone zużycie. Wiele z nich ma odbiorniki i nadajniki GPS, dzięki czemu łatwo można sprawdzić, czy kierowca nie jedzie o wiele za szybko.

Reklama

Na skutki takich działań nie trzeba było długo czekać: pojazdy użytkowane we flotach mają mniejsze przebiegi i są ogólnie mniej wyeksploatowane po zakończeniu okresu służby niż miało to miejsce jeszcze 5-7 lat temu. Dodatkowo, praktycznie wszystkie samochody flotowe są stale i regularnie serwisowane w ASO - co akurat nie zawsze trzeba poczytywać za zaletę, ale o tym piszemy w dalszej części tekstu.

Życie auta flotowego

Firmy kupują samochody osobowe głównie dla przedstawicieli handlowych i kadry zarządzającej. Ci pierwsi przemierzają swój wyznaczony rejon w celu pozyskania i utrzymania klientów. W zależności od firmy, rejon może obejmować np. tylko teren jednego dużego miasta, a czasem nawet kilka województw. Stąd nie ma reguły, jaki przebieg pokona dany samochód w najczęstszym, 3-letnim okresie użytkowania.

Warto jednak pamiętać, że duży przebieg nie musi oznaczać dyskwalifikacji - podczas jazdy w trasie samochód zużywa się wielokrotnie mniej niż gdy stale uruchamia się go "na zimno", przejeżdża kilka kilometrów po mieście i gasi.

Po 3 czy 4 latach firma pozbywa się samochodu, bo skończył się okres leasingu lub możliwość amortyzacji (odpisywania wartości samochodu od przychodów firmy). Wiele pojazdów kupują sami pracownicy danego przedsiębiorstwa i zwykle są z nich zadowoleni. Równie dużo aut trafia do sprzedaży poza firmę.

Do niedawna było normą, że wszystkie pojazdy odkupywały hurtowo wyspecjalizowane autokomisy (tanio) i sprzedawały na swoich placach (drożej). Niedawno pojawiła się także możliwość zakupu samochodów flotowych, którym skończył się okres leasingu, na licytacjach w internecie. Może w nich wziąć udział każda osoba fizyczna. Nie trzeba prowadzić działalności gospodarczej - wystarczy zarejestrować się na stronie.

Ceny bywają naprawdę atrakcyjne, np. kwota wywoławcza za Passata B6 2.0 TDI z 2009 r. to 39 tys. zł, podczas gdy w ogłoszeniach te samochody kosztują 47-49 tys. zł (i to sprowadzone, bez polskiej historii). Jednak zdarzają się też samochody zdecydowanie droższe niż średnia w ogłoszeniach - nie ma tu wyraźnej reguły.

Co wyróżnia auto flotowe?

Na potrzeby stworzenia tego materiału sprawdziliśmy kilkadziesiąt ofert samochodów wycofanych z floty w kilku dużych autokomisach. To, co rzuca się w oczy, to różnorodność oferowanych pojazdów. Gama bynajmniej nie ogranicza się do Opla Astry, Forda Focusa i Skody Octavii. Znaleźliśmy nie tylko sporą "wyprzedaż" rocznych Mitsubishi Coltów, ale też tak nietypowe we flotach pojazdy jak Renault Scenic 1.9 dCi (model aktualny), a nawet BMW 318i E90.

Firma wybierając samochody do swojej floty kieruje się pragmatycznością. Prestiż stawia się na dalszym miejscu. Najważniejsze jest małe zużycie paliwa i tania eksploatacja. Niezbyt dużo uwagi przykłada się do trwałości konstrukcji - w sumie samochody te służą dość krótko, a póki są nowe, nie psują się w ogóle (producenci bardzo dbają, żeby podczas gwarancji nie zdarzały się poważne awarie).

Wybiera się wersje bazowe, pozbawione wszelkich uprzyjemniających jazdę dodatków - jednak z wyjątkiem klimatyzacji, bonie do pomyślenia jest, by na spotkanie z klientem przyjeżdżać spoconym. Zarządcy flot preferują kombi - w razie potrzeby mogą one służyć jako małe dostawczaki.

Jeszcze niedawno prawie wszystkie samochody flotowe miały silniki Diesla, nawet małe pojazdy miejskie, jak Opel Corsa. Dziś sytuacja nie jest już taka oczywista: wprawdzie wśród pojazdów użytkowanych przez managerów królują wersje wysokoprężne (dlatego przywołujemy BMW 318i jako ciekawy wyjątek), ale w segmencie aut małych pojawia się sporo bazowych wersji benzynowych - np. Renault Clio 1.2 16V, często z instalacją LPG.

Wśród kompaktów diesle stanowią ok. 90% ofert. Reszta to proste modele benzynowe, głównie Skody Octavie 1.6 i Fabie 1.2.

Wszystkie samochody flotowe cechował prawie całkowity brak typowego dla handlarzy "przygotowania do sprzedaży" z użyciem dużej ilości środków czyszczących i zapachowych. W samochodach po flocie wnętrze nosi ślady normalnego zużycia (często też nie jest zbyt czyste), a silnika nikt nawet nie dotykał. Większość handlarzy myje go, wiedząc, że klienci "kupują oczami" - a przy okazji można w ten sposób zmyć ewentualne wycieki.

Kompakty przegrywają

W kwestii wyposażenia samochodów po flocie trzeba wyróżnić dwa rodzaje pojazdów: używane przez tzw. management, czyli zarząd i dyrektorów - te należą zwykle do klasy średniej i są odpowiednio bogato wyposażone. Mniejsze auta pozostają w rękach przedstawicieli handlowych i są zazwyczaj wyposażone nadzwyczaj ubogo, natomiast praktycznie zawsze mają klimatyzację, co jeszcze kilka lat temu nie było oczywiste.

Niestety, o ile zupełny brak dodatków w tanim samochodzie miejskim można zaakceptować, o tyle auta klasy kompaktowej z nieprzyjemną w dotyku, plastikową kierownicą, szczeliną zamiast radia i klimatyzacją z pokrętłami w stylu lat 80. przegrywają z ofertami aut sprowadzonych, prawie wszystkich w bogatszych odmianach wyposażeniowych.

Jest i druga strona medalu, coraz częściej doceniana przez wielu kierowców: uboższe wyposażenie to o wiele mniejsze prawdopodobieństwo awarii.

Jak są serwisowane?

W okresie gwarancji, czyli najczęściej podczas pierwszych 2 lat eksploatacji, samochody flotowe regularnie odwiedzają ASO na przeglądy, których termin bywa sygnalizowany przez komputer pokładowy. Nie oznacza to wcale, że wszystkie czynności wykonywane są w ASO - nikt nie odwozi tam samochodów na wymianę opon czy żarówek, również w przypadku szkód blacharskich autem niekoniecznie zajmuje się zakład autoryzowany.

Oczywiście to, że samochód jest serwisowany w ASO jest zaletą tylko pod tym warunkiem, że ASO ów serwis wykonuje prawidłowo. Znamy historię floty aut japońskiej marki, do których od nowości wlewano najtańszy, niewłaściwy dla typu silnika olej mineralny. Na szczęście wszelkie takie informacje znajdują się w bazie firmy leasingowej, do której należą sprzedawane samochody.

Jeśli na szali po jednej stronie postawi się samochody flotowe z ich ubogim wyposażeniem, ale wiarygodną historią, a po drugiej oferty sprowadzone bez żadnej wiedzy o ich przeszłości, to samochody flotowe wygrywają. Znacznie cenniejsza jest udokumentowana wiedza o przebiegu danego egzemplarza niż elektroniczne gadżety w wyposażeniu.

Coraz łatwiej też kupić samochody flotowe - jest wiele komisów, które je oferują w szerokim wyborze. Nie jest prawdą, że wszystkie samochody flotowe mają ogromne przebiegi i są zużyte. Ceny w wielu przypadkach są atrakcyjne, choć często wymagają doliczenia VAT-u. Auta po flocie można często ponownie wziąć w leasing.

tygodnik "Motor"
Dowiedz się więcej na temat: sytuacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy