Jak kupować używany cz. 2

W poprzednim odcinku naszego poradnika podpowiadaliśmy jak w prosty sposób sprawdzić, czy auto ma wypadkową przeszłość. Tym razem skupimy się na ocenie mechanicznej kondycji pojazdu.

Od kiedy samochody stały się w zasadzie mobilnymi komputerami, ryzyko trefnego zakupu wielokrotnie wzrosło. Oszuści kręcący liczniki przerzucili się z wiertarek i śrubokrętów na laptopy, podłączając współczesne auto do komputera można je dziś nie tylko odmłodzić (o setki tysięcy kilometrów), ale również "naprawić" kilka prześladujących je usterek.

Oględziny dobrze jest rozpocząć od najprostszej, wręcz błahej czynności, jaką jest przysłowiowy rzut oka na kontrolki. Ważne jest nie tylko to, które z nich zapalają się po przekręceniu kluczyka, ale również to, czy i w jakiej kolejności gasną. Przykładowo kontrolka poduszek powietrznych powinna zgasnąć zanim jeszcze przekręcimy kluczyk w pozycję start (włączenie rozrusznika), nie powinno się to jednak stać dokładnie w tym samym momencie, w którym przestanie świecić się np. lampka od ABSu. Sztandarowym trikiem nieuczciwych sprzedawców jest podpinanie "niewygodnych" kontrolek pod sprawne systemy (w tym celu przelutowują oni ścieżki w licznikach), dzięki czemu nieświadomy nabywca ma wrażenie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Trzeba pamiętać, że zapalenie się danej kontrolki nie zawsze oznacza awarię któregoś z układów. Dla przykładu w niektórych starszych modelach opla (jak np. calibra) montowano lampkę, która nie zgaśnie, dopóki nie naciśniemy pedału hamulca (standardowa procedura sprawdzenia), w lanciach (np. "rządowy" model kappa) migająca czerwonym światłem kontrolka z napisem "check" oznaczać może chociażby niedomknięte drzwi, a w kilku modelach alfy romeo trafiają się nawet kontrolki sygnalizujące... przepalenie się jednej z kontrolek.

Pamiętajmy! Zanim wybierzemy się na oględziny konkretnego samochodu dobrze jest zapoznać się (chociażby szukając trochę w internecie) z opisem kontrolek danego modelu. Zajmie nam to niewiele czasu, a oszczędzi nerwy, gdy w czasie jazdy próbnej zabłyśnie lampka informująca chociażby o niskim poziomie płynu w zbiorniczku spryskiwaczy, którą widzimy pierwszy raz w życiu.

Mimo że kontrolka na desce rozdzielczej, która nie gaśnie po uruchomieni silnika zawsze oznacza kłopoty, nie zawsze wiąże się to z dużymi wydatkami.

W kilkuletnich samochodach często lubi dać o sobie znać kontrolka ABSu. Ponieważ ten ostatni związany jest z układem hamulcowym może to budzić pewne obawy. Najczęstszą usterką, jaka przytrafia się samochodom wyposażonym w ten układ jest awaria któregoś z czujników zlokalizowanych przy kołach, czy też, po prostu, zabrudzone styki.

Reklama

W obu tych przypadkach nie wiąże się to, na szczęście, z kosmicznymi kosztami. Sprawne czujniki ABSu do popularnych marek z łatwością dostaniemy na motoryzacyjnych szrotach, cena zamiennika kupionego w sklepie też nie będzie raczej zaporowa (średnio ok. 100-300 zł). Jazda z uszkodzonym czujnikiem ABS nie jest oczywiście wskazana, ale hamulce pozostają w pełni sprawne (tyle tylko, że nie działa system antypoślizgowy). Na pewno palenie się tej kontrolki w czasie jazdy nie dyskwalifikuje samochodu, stanowi jednak mocny argument do zbicia z ceny.

Bardziej dotkliwe finansowo jest mruganie/żarzenie się kontrolki ładowania. Jeśli na wyższych obrotach gaśnie, przeważnie wystarczy jedynie naciągnięcie, a raczej wymiana, paska napędu (uwaga - w niektórych samochodach ten ostatni kosztować może nawet kilkaset zł). Gdy jednak mamy wrażenie, że żarzy się ona ciągle oznacza to problemy z alternatorem, lub z regulatorem napięcia. Wymiana tego ostatniego to przeważnie koszt w granicach 100 - 200 zł. Regeneracja alternatora to już wydatek od 500 zł w górę.

Z finansowego punktu widzenia lepiej nie decydować się na zakup samochodu, w którym w czasie jazdy zapalona pozostaje żółta lub czerwona kontrolka silnika. Nawet jeśli jednostka napędowa czy automatyczna skrzynia biegów wydają się pracować idealnie świecąca się lampka "check engine" zawsze wygląda kosztownie.

Raczej nie można też wierzyć w zapewnienia sprzedawcy, że usterkę usunął i wystarczy jedynie podpiąć samochód pod komputer i skasować błędy (ZAWSZE PRZED ZAKUPEM WARTO JEST SPRAWDZIĆ BŁĘDY W KOMPUTERZE, usługa kosztuje od 50 do 150 zł i można ją przeprowadzić w większości warsztatów).

Gdyby wszystko było tak banale rozsądny człowiek zrobiłby to od razu, by nie zrażać potencjalnych klientów. Niestety paląca się w czasie jazdy kontrolka "check engine" oznaczać może właściwie wszystko (od usterki czujnika temperatury po awarię komputera). Jeśli po jakimś czasie okaże się, że problem dotyczy tego drugiego, oprócz nerwów i czasu poświęconych na zdiagnozowanie przyczyny, oznaczać to może również koszty idące w tysiące złotych.

W czasie jazdy próbnej wiele o aucie powiedzą nam też zegary. Przykładowo skacząca wskazówka prędkościomierza świadczyć może o przecierającej się lince, ale może być też oznaką, że ktoś majstrował przy liczniku. Jeśli w czasie jazdy prędkościomierz na chwilę się wyłączy lub jego wskazówka jadąc np. 40 km/h nagle podskoczy do 120 km/h najpewniej dzieje się tak już od dłuższego czasu.

Do przebieg trzeba więc podchodzić z rezerwą. Wiele samochodów wyposażonych jest w prędkościomierze, w których zamiast linki zastosowano elektronikę. Wówczas usunięcie tego typu objawów jest nie tyle drogie, co często niezwykle pracochłonne. Mimo że teoretycznie wystarczy przeważnie przeczyścić lub przylutować nadpalone styki (u elektryka to raczej groszowe sprawy) konieczność rozbierania połowy deski rozdzielczej (np. citroen xantia) potęguje czas, koszty i nerwy.

Zachowanie obrotomierza może nas też poinformować o działaniu elektryki czy klimatyzacji. Prawa Ohma i Kirchhoffa są nieubłagane i nawet w fabrycznie nowych autach po włączeniu podgrzewania tylnej szyby, lusterek, czy foteli wskazówka zawsze odrobinę "przysiądzie". Być może sprawność tych urządzeń w kilkuletnim samochodzie nie wydaje się być priorytetem, ale naprawa podgrzewanego fotela kończy się przeważnie na jego wymianie. Koszt takiej zabawy to, co najmniej, kilkaset złotych.

Obrotomierz jest nam też w stanie dużo powiedzieć o kondycji silnika, alternatora, czy przepustnicy. Ale o tym, w jaki sposób sprawdzić, czy jednostka napędowa i jej osprzęt nie błagają właśnie o eutanazję, opowiemy w kolejnym odcinku naszego poradnika.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy