Dobre rady? Te mogą cię kosztować majątek!

"W zimie nie myję samochodu, bo zaschnięty bród stanowi dobrą barierę ochronną przed wodą". To tylko jeden z wielu popularnych mitów, jaki często przewija się przez fora internetowe. Inne "złote" rady dotyczą np. skrobania szyb kartami kredytowymi czy polewania ich gorącą wodą.

Niestety, stosowanie tego rodzaju pomysłów w praktyce może wpędzić nas w niezłe tarapaty. Ich finansowe następstwa mogą przyprawić o ból głowy...

Niechęć kierowców do mycia auta w zimie nie jest do końca bezzasadna. Wielu obawia się np. że woda dostanie się do zamków i uszczelek, co - po jej zamarznięciu - uniemożliwi dostanie się do samochodu. W rzeczywistości zabezpieczenie uszczelek jest dziecinnie proste - wystarczy przesmarować je wazeliną techniczną lub zawczasu (przed nastaniem mrozów!) potraktować jednym z powszechnie dostępnych w marketach lub na stacjach benzynowych preparatów na bazie silikonu.

Reklama

Rezygnowanie z regularnego mycia auta zimą to jawne proszenie się o kłopoty. Trzeba zdawać sobie sprawę, że głównym składnikiem zimowego "brudu", oblepiającego karoserię naszego pojazdu, jest stosowana przez drogowców sól. To właśnie ona odpowiada za charakterystyczny biały nalot na szybach i lakierze. Nie trzeba chyba dodawać, że - w ogromnym stopniu - przyczynia się ona do szybkiej korozji blach stalowych. Pozostawianie jej na karoserii powoduje, że kwaśne związki przedostają się przez mikropęknięcia w lakierze i ze spotęgowaną siłą atakują stalowe elementy pojazdu. Właśnie z tego względu - zwłaszcza zimą! - powinniśmy regularnie myć nasze auto i nie szczędzić środków na chemie ochronną (woski). Stosowanie się to tej prostej zasady pozwoli przedłużyć żywot naszego pojazdu o ładnych kilka lat. Pamiętajmy również, by po zimie zafundować naszemu autu gruntowne mycie podwozia!

Inna z popularnych "złotych rad" dotyczy skrobania szyb przy pomocy kart kredytowych czy plastikowych dokumentów, jak np. dowody osobiste. Niestety, takie pomysły również nie należą do najszczęśliwszych. Plastik z którego wykonano dokumenty i "elektroniczne pieniądze" w kontakcie z lodem szybko twardnieje, co może skutkować jego złamaniem. Efektem będzie więc obowiązkowa wycieczka do banku lub urzędu. Kolejny problem jest taki, że w kontakcie z lodem i szronem krawędzie plastikowych kart szybko ulegają wyszczerbieniu, a pojawiające się w nich bruzdy mogą łatwo uszkodzić przednią szybę. Problem daje o sobie znać zwłaszcza w nowoczesnych pojazdach, w których szyby czołowe są zaskakująco delikatne. Nawet incydentalne wyskrobanie lodu kartą kredytową może skończyć się "wyrzeźbieniem" głębokich rys w szybie.

Wśród najpopularniejszych zimowych "rad" wymienić też można polewanie zamarzniętych szyb gorącą wodą. Wielu kierowców decyduje się na taki krok nie zdając sobie sprawy z faktu, że nagła zmiana temperatury wywołuje w tafli szkła ogromne naprężenia. W przypadku laminowanej szyby czołowej mogą one skutkować pojawieniem się pęknięć. Jeszcze gorzej, gdy w podobny sposób będziemy chcieli usunąć lód z solidnie zmrożonej, hartowanej szyby bocznej. Jest wielce prawdopodobne, że po takim manewrze tafla rozsypie się na tysiące kawałków... Oczywiście praktyka tysięcy kierowców dowodzi, że wiele aut toleruje tego typu zachowania. Pamiętajmy jednak, że z czasem uszczelki (lub klej do szyb) tracą swoje właściwości i twardnieją. Może się wiec okazać, że któregoś razu tafla szyby nie zdoła się bezpiecznie "rozprężyć". Czy kilka minut pracy skrobaczką naprawdę warte jest ryzykowania 500 czy 1000 zł, jakie kosztować nas będzie wymiana szyby czołowej?

Pamiętajmy, że najlepszym sposobem na szybkie i bezstresowe rozprawienie się z lodem na szybach jest inwestycja w odmrażacz na bazie alkoholu, jaki kupić można w każdym z supermarketów. Polecamy zwłaszcza te z ręczną pompką (nie w aerozolu), które - po prostu - są wydajniejsze.

Z ogromną ostrożnością powinniśmy też podchodzić do dobrych rad dotyczących stosowania uszlachetniaczy i dodatków do paliwa. Wielu właścicieli aut z silnikami wysokoprężnymi, obawiających się o poranny rozruch, funduje tego rodzaju specyfiki swoim pojazdom. Wypada jednak zdawać sobie sprawę, że tzw. "zimowy" olej napędowy trafia na stacje benzynowe już w październiku, a stosowanie dodatków do paliwa może narazić nas wydatki idące w tysiące złotych.

Najniebezpieczniejsze są te, które - jak czytamy na etykietach zachwalających ich działanie - "pozwalają utrzymać układ paliwowy w czystości". W przypadku starszego auta z silnikiem Diesla oznacza to po prostu, że są w stanie rozpuścić wszelkie nagromadzone latami osady, które - w najlepszym przypadku - zatkają wkrótce filtr paliwa. W gorszym trafią do pompy wtryskowej i wtryskiwaczy, co może oznaczać konieczność remontu całego układu wtryskowego! Podsumowując? Zamiast liczyć na cudowne działanie rożnej maści specyfików, systematycznie wymieniajmy filtr paliwa. Efekty będą zdecydowanie lepsze i nie narażą nas na nieplanowane koszty.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy