Czy to już koniec CB radia?

"Mobilki, mobilki, jak ścieżka na Cieszyn?" CB radio czas swojej świetności ma już dawno za sobą. Powodów jest kilka, w tym ten najbardziej zaskakujący – chamstwo. Od ciągłego "k..." i "ch..." w eterze głowa boli. Żeby dowiedzieć się gdzie stoi policja, lepiej wybrać jakąś aplikację. Tylko czy do tego służy CB?

Dobre radio z filtrami to wydatek 500 zł, do tego półtorametrowa antena za 180 zł i strojenie na samochodzie za 30 zł. Bez tego można spalić końcówki mocy. Za zestaw trzeba więc wydać ponad 700 zł. Drogo. Dużo taniej, a w zasadzie za darmo, można zainstalować "apkę" na smartfonie. Ostrzeże przed suszarkami, piknie, gdy na drodze jeździ nieoznakowany patrol, a na dodatek pomoże w nawigowaniu. Na dodatek nic nie trzeszczy, nic nie szumi. Nie trzeba też instalować dodatkowego urządzenia.

- Spadek zainteresowania radiami CB widzimy już od kilku lat. Po boomie na tanie urządzenia, kupowane głównie przez kierowców samochodów osobowych, dzisiaj CB traci popularność - opowiada właścicielka warszawskiego sklepu i serwisu z CB radiami. - Szacuję, że sprzedaż spadła o ok. 80 proc. Nasi klienci to głównie kierowcy samochodów ciężarowych i kierowcy zawodowi. Tam jeszcze CB się przydaje, ale nawet handlowców jest już coraz mniej - dodaje.

Reklama

Jeszcze parę lat temu wystarczyło wyjechać za miasto, by na trasie naliczyć setki samochodów z antenami. Dzisiaj osobówka z "batem" na dachu to rzadki widok. Jakie są tego powody?

Sami użytkownicy CB zauważają ich kilka. Przede wszystkim potaniały inne technologie. Kiedyś w dobie drogich telefonów stacjonarnych i drogich połączeń komórkowych, CB radio było jedynym darmowym sposobem komunikacji. Teraz abonamenty bez limitu, internet, media społecznościowe przybliżyły nas do siebie.

Nawigacje stały się wszechobecne, mają też coraz więcej funkcji. Poza tym pojawiły się aplikacje ostrzegające przed korkami i patrolami policji. A przecież wielu kierowców osobówek właśnie z tego powodu kupowało CB radio.

Kolejny powód to jazda na nasłuchu. A przecież ideą CB radia - radia obywatelskiego - jest wymiana informacji. Nie tylko tych o policji. Z czasem wśród użytkowników CB pojawiły się dwa wrogie obozy. Pierwszy, starej szkoły (głównie kierowcy ciężarówek) i drugi, (kierowców osobówek) uznawany za drogowych cwaniaków. Byli oni w stanie wygenerować jedyny komunikat: "mobilki, mobilki jak tam ścieżka na Cieszyn". Jeśli nie dostali informacji, rzucali wyzwiskami. A od tego było już o krok do wrogości i wzajemnej niechęci. Swoje trzy grosze dołożyli kierowcy ciężarówek, którzy też z kulturą byli na bakier.

Nie brakuje więc opinii, że CB nie zabiły wcale nowe technologie komunikacji, tylko zwykłe ludzkie chamstwo i brak kultury słowa. Kierowcy ciężarówek sami przyznają, że po wjechaniu za granicę np. do Niemiec wstyd odzywać się po polsku, bo tam opinia o kulturze polskojęzycznych użytkowników CB jest bardzo negatywna.

Jednak popularność tej formy komunikacji w przypadku zawodowych kierowców zostaje niezmienna. To dzięki CB radiu mogą oni szybko trafić na rozładunek lub ustalić trasę. Wbrew pozorom spadek popularności CB radia może je odrodzić. Bo jak podkreślają miłośnicy tej formy komunikacji, służy ona nie tylko informacji o patrolach policji. Przez CB można dowiedzieć się jak najszybciej dojechać we wskazane miejsce, zorganizować obławę na pijanego kierowcę, co pokazuje niedawny przypadek, w którym to kierowcy właśnie dzięki CB dokonali obywatelskiego zatrzymania, ostrzec o niebezpieczeństwie czy pomóc w dotarciu służb ratunkowych do wypadku.

Są też bardziej prozaiczne pytanie: gdzie dobrze zjeść na trasie lub zwyczajne rozmowy podczas długich podróży. Bo przecież do dyspozycji radiowcy mają 40 kanałów, nie tylko nr 19.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama