Jakie auta w Polsce zaliczają się do kategorii "złom"?

.
.Informacja prasowa (moto)

"Rząd zdecydował. Auta sprzed roku 2005 pójdą na złom!". Tak zatytułowaną wiadomość z pewnością przeczyta każdy mieszkaniec kraju, w którym zdecydowana większość samochodów liczy grubo ponad 10 lat, a pojazdy wyprodukowane w 2004 r. uchodzą za "prawie nówki".

A zatem czytamy i po chwili możemy odetchnąć z ulgą: uff... chodzi o Chiny, nie o Polskę. To tamtejsze władze, chcąc ograniczyć katastrofalne zanieczyszczenie powietrza w miastach, postanowiły nakazać wycofanie w tym roku z ruchu ponad 5 milionów najbardziej przestarzałych aut. U nas na razie nic się nie zmienia.

Informacja, która nadeszła z dalekiej Azji, skłania do zastanowienia się nad sensem często nadużywanego pojęcia "złomu na kółkach". Co powinno decydować o zaliczeniu pojazdu do tej niechlubnej kategorii?

Raczej nie jego wiek. Jak przyznał w wypowiedzi dla agencji Reuters Li Kunsheng, urzędnik z magistratu w Pekinie, odpowiedzialny za ochronę środowiska w transporcie, wiele samochodów popularnych w ChRL lokalnych marek już w momencie opuszczania bram fabryki nie spełnia jakichkolwiek standardów ekologicznych (co skądinąd musi dziwić).

Z drugiej strony nie brakuje zadbanych, wychuchanych i wypieszczonych, oldtimerów "w idealnym stanie technicznym i wizualnym", wobec których określenie "złom" byłoby głęboko obraźliwe.

Oczywiście technika idzie naprzód i starsze samochody zazwyczaj zużywają więcej paliwa niż te obecnie wchodzące na rynek. Emitują też więcej zanieczyszczeń, bywają hałaśliwsze itp. Zostały jednak zakupione w dobrej wierze, spełniały obowiązujące w chwili zakupu wymogi i trudno winić kogokolwiek, a zwłaszcza ich właścicieli, że nie pasują do aktualnych norm. Odgórny, administracyjny nakaz ich złomowania byłby niesprawiedliwy i zostałby prawdopodobnie uznany za niekonstytucyjny. Równie dobrze można by przecież polecić ludziom, by pozbyli się starych, prądożernych telewizorów i zastąpili je energooszczędnymi odbiornikami nowego typu. Zachęcać - tak, nakazywać - nie.

Na pewno o nazwaniu samochodu "złomem" nie powinny decydować względy estetyczne: porysowany lakier, ślady rdzy na nadwoziu, zaniedbane wnętrze itp. W końcu wyglądem się nie jeździ, a od brzydoty jeszcze nikt nie umarł.

Ważniejszy jest rzecz jasna ogólny stan techniczny pojazdu. Z drugiej strony większość niedomagań mechanicznych i elektrycznych można usunąć. To zasadniczo kwestia kosztów i determinacji właściciela auta. Często samochodu nie opłaca się naprawiać, a mimo to jego właściciel zamiast wóz zezłomować, decyduje się go reanimować, nie bacząc na zdrowy rozsądek i koszty.

Podsumowując: pojazd należy uznać za "złom", gdy wykazuje trwałą niezdolność do przejścia obowiązkowych okresowych badań technicznych; niemożliwe do usunięcia niedomagania, zagrażające bezpieczeństwu jego użytkowników i innych uczestników ruchu drogowego lub powodujące, że samochód nie spełnia wymogów środowiskowych, które obowiązywały w chwili jego nabycia.

Zobacz również:

A tak a propos decyzji chińskich władz... Lubimy krytykować obowiązujące w Polsce rzekomo bardzo restrykcyjne przepisy. A co powiedzielibyśmy, gdyby nasz rząd rzeczywiście zaczął wprowadzać prawo, które funkcjonuje już w wielu innych krajach? Nakazał złomować dziesięcioletnie samochody. Karał za zbyt szybką jazdę bezwzględnym więzieniem. Ograniczył prędkość w terenie zabudowanym do 30 km/godz. a na autostradach do 90 km/godz. Wprowadził opłaty za wjazd do centrów miast i uzależnił prawo do tego wjazdu od spełniania przez pojazd określonych norm ekologicznych. Ustanowił podatki przekreślające sens kupowania aut większych niż miejskie wozidełka ze słabiutkimi silnikami.

Trudno w to uwierzyć, ale na tle świata wciąż pozostajemy krajem motoryzacyjnie całkiem liberalnym...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas