Handel używanymi autami jest teatrem. Science fiction najczęściej

​Nadzór nad handlem używanymi samochodami powinien pozostawać w gestii Ministerstwa Kultury i Sztuki. Powody? Oczywiste. Przecież ogłoszenia z ofertami sprzedaży aut to czysta literatura, gatunkowo bliska science fiction, chociaż bez przesadnego nacisku na "science".

Sama sprzedaż przypomina z kolei wielki teatr. Spektakl, rozłożony zazwyczaj na kilka aktów i często obfitujący w zaskakujące momenty. Aktorzy owego komediodramatu, czyli sprzedawcy, roztaczają przed widownią, czyli potencjalnymi klientami, baśniowy świat ułudy. Zawodowcy czynią to tak sugestywnie, że rzesze odbiorców dają się wciągnąć w tę grę, nie bacząc na słone ceny biletów i przestrogi przed późniejszym brutalnym zderzeniem z daleką od artystycznych wyobrażeń rzeczywistością.

Niestety, wciąż trafiają się w polskim społeczeństwie jednostki, które nie potrafią lub nie chcą uczestniczyć w zaproponowanej im inscenizacji; wierzyć bezkrytycznie w to, co słyszą i czytają. Do takich nieszczęśników należy nasz Czytelnik, który zgłosił zastrzeżenia do pewnego rekwizytu, pochodzącego wprost z opisanej wyżej krainy literacko-teatralno-motoryzacyjnej fikcji. "Zgłosił zastrzeżenia" to zresztą zbyt mało powiedziane, bowiem w liście, który otrzymaliśmy, padają słowa takie jak: "oszust", "prawo", "policja" itp.

Reklama

Wspomnianym rekwizytem jest oferowana w jednym z komisów samochodowych Honda. "Topowa wersja Civic Type R. Fotele Recaro dedykowane Type R. Navi, dvd, climatronic, komputer pokładowy, ESP sport,
6 biegów, alcantara, bi xsenon. 201 koni mech niesamowite wrażenia z jazdy motor kręci się do 8.500 /min szpera itd. Rewelacyjne osiągi i niezawodność w cenie masz pytania dzwoń zamiana raty".

Pierwsze, co oburzyło naszego Czytelnika, to niejaka sprzeczność informacji w kwestii rodowodu pojazdu. W rozmowie telefonicznej sprzedawca twierdził, że samochód pochodzi z Włoch. Na miejscu okazało się, że jednak chyba z Niemiec, chociaż prawdę mówiąc... nie wiadomo skąd.

Pochodzenie, pochodzenie... W dzisiejszych czasach wręcz niezręcznie i niepolitycznie jest o nie pytać. Zresztą Włoch czy Niemiec? Jakie może to mieć znaczenie w zjednoczonej Europie? A poza wszystkim Honda jest przecież marką japońską...

Według komisu oferowany pojazd to "autko w pedantycznym stanie wizualnym i technicznym bez wkładu finansowego". Tymczasem, jak czytamy w rzeczonym liście: "Po kontakcie telefonicznym sprzedawca informuje, że auto miało naprawę błotnika, ale jest bez szpachli - kłamstwo, szpachla, rozbita szyba przód, nieoryginalny lewy kierunkowskaz tył, nieoryginalny lewy halogen przód, zderzak kompletnie nie pasuje do maski, na dodatek odstaje; po zwróceniu uwagi handlarz uderza w niego pięścią, aby schował się do środka i zapewnia, że z przodu auto jest nie naruszone".

I po co te nerwy? Kluczem do wyjaśnienia wymienionych niezgodności opisu w ogłoszeniu ze stanem faktycznym jest określenie "pedantyczny". Znamy dżentelmena, który uważa się za pedanta, ponieważ regularnie zmienia bieliznę osobistą. Regularnie, czyli w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Formułka "bez wkładu finansowego" wynika z kolei z rutynowego kliknięcia w odpowiednią pozycję szablonu w serwisie ogłoszeniowym. Tak robią wszyscy i trudno mieć o to pretensje.

Idźmy dalej. W ogłoszeniu: "czysty pachnący bez śladu użytkowania". Po weryfikacji: "popalone papierosami tapicerki drzwi, siedzenia, mieszek skrzyni biegów powycierany, siedzenia również, przebieg pojazdu zupełnie mija się z prawdą, a na miejscu okazuje się, że brak papierów, a przecież telefonicznie zapewniane było, że jest udokumentowany".

Cóż... Czysty? Patrz: "pedant". Pachnący? Pachnieć można na różne sposoby. To co jednemu pachnie, innemu wręcz przeciwnie. Rzecz subiektywna. Podobnie jak stwierdzenie: "bez śladu użytkowania". Być może chodziło o brak śladów obcasów damskich szpilek na podsufitce. Pytanie o rzeczywisty przebieg pojazdu świadczy o naiwności pytającego. Zostają zatem luki w papierach. Fakt, trochę głupio... Ale tylko trochę. Nie bądźmy znowu tacy drobiazgowi.

W ogłoszeniu: "Lakier bez rysy absolutnie bezwypadkowy". Według naszego Czytelnika: "Samochód mocno uszkodzony z przodu, miał malowaną całą lewą stronę, brak fabrycznych oznaczeń na słupku, odstający wlew paliwa, w komorze bagażnika przestawiona kanapa, jakby była wspawana ćwiartka".

Zwróćmy uwagę, że oferent, jako urodzony esteta, skupia się na wyglądzie, to znaczy "stanie wizualnym" lakieru. Szczegółami technicznymi nie zawraca sobie głowy. Prawdopodobnie w ogóle nie zna i nie rozumie pojęcia: "wspawać ćwiartkę". Czy można mu z tego powodu czynić zarzuty? A "absolutną bezwypadkowość" należy traktować tak, jak "szanownego pana" na początku listu do komornika. Zwrot czysto zwyczajowy. Bez rzeczywistego znaczenia.

Sprzedawca Hondy zakończył rozmowę konstatacją, że oferowany przez niego wóz ma już 6 lat, a jak się szuka samochodu idealnego, to trzeba iść do salonu. Uwaga cenna, pokazująca, że chociaż handel używanymi autami jest teatrem, jednak, jak przystało na prawdziwą sztukę, nie ucieka od przekazywania narodowi prostych, oczywistych prawd.


poboczem.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy