Volkswagen e-Crafter – dostawczak do bardzo konkretnych zadań

Prawdziwa „elektryczna rewolucja” w gamie Volkswagena dopiero nas czeka, a to za sprawą modelu ID.3 – pierwszego ze stworzonych od podstaw „elektryków”. Nie znaczy to jednak, że póki co zwolennicy ekologicznych rozwiązań nie mają czego szukać w salonach niemieckiego producenta. Oprócz miejskiego e-up!’a oraz kompaktowego e-Golfa, Volkswagen oferuje od niedawna również elektrycznego dostawczaka – e-Craftera.

Na początek może wyjaśnijmy, do kogo taki samochód jest skierowany. Auta dostawcze kojarzą nam się z pokonywaniem dużych dystansów, a pojazdy elektryczne... wręcz przeciwnie. E-Crafter nie jest tutaj wyjątkiem - bateria o pojemności jedynie 35,8 kWh (obecnie większe znajdziemy w samochodach segmentu B) pozwala na przejechanie, według producenta, do 173 km (i to przy pomiarze zgodnym z dość "pobłażliwą" normą NEDC). Innymi słowy, samochód ten, długi na niemal 6 m, szeroki na ponad 2 m i wysoki na ponad 3 m, sprawdzi się wyłącznie podczas jazdy po mieście.

Nie powinno to jednak dziwić, ponieważ właśnie z myślą o takim rodzaju eksploatacji był on projektowany. Podczas rozmów na temat niskoemisyjnego transportu, często przewija się określenie "transportu ostatniego kilometra". W ogólnym założeniu, towary są dostarczane do magazynów na obrzeżach miasta, a do punktów docelowych dowożone są właśnie tego typu pojazdami. I tu widoczne są zalety e-Craftera, który jako pojazd w pełni elektryczny może swobodnie poruszać się po niskoemisyjnych strefach, jakie zaczynają się pojawiać w europejskich miastach. W Polsce z kolei takim autem można jeździć buspasami i za darmo parkować w strefach. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, jaką korzyścią dla firmy jest to, że ich dostawczak nie musi stać w korkach.

Reklama

Jako samochód do jazdy po mieście e-Crafter sprawdza się naprawdę dobrze. Silnik generuje co prawda tylko 136 KM, ale aż 290 Nm, które dostępne są przy każdym muśnięciu pedału przyspieszenia. Ten typowy dla motorów elektrycznych sposób pracy sprawia, że niestraszne mu 2,5 t masy własnej (z kierowcą) i naprawdę żwawo rozpędza się do prędkości maksymalnej, która została elektronicznie ograniczona do 90 km/h. Przy wykorzystaniu pełni możliwości przewozowych (ładowność wynosi 1050 kg, chociaż opcjonalnie możliwe jest zwiększenie DMC z 3,5 do 4,25 t) nie będzie już tak dobrze, ale w warunkach miejskich nadal dynamika nie powinna dawać powodów do narzekań.

Warto natomiast odpowiednio planować trasy przejazdów e-Crafterem. Podczas naszego testu samochód zużywał "na pusto" 25,8 kWh/100 km, co oznacza realny zasięg na poziomie 125 km. Volkswagen podaje, że korzystając ze stacji ładującej prądem stałym o mocy 40 kW (tyle maksymalnie bateria jest w stanie "przyjąć"), uzupełnienie energii od 0 do 80% trwa około 45 minut. Decydując się na zakup tego elektrycznego Volkswagena, zdecydowanie najlepiej jest zaopatrzyć się też w ładowarkę naścienną (tak zwanego "wallboxa"), o mocy 7,2 kW. Korzystając z niej, można naładować w pełni baterie w 5 godzin i 2 minuty.

Napęd elektryczny nie pozostał bez wpływu na możliwości przewozowe e-Craftera, ale jest to wpływ bardzo mały. Baterie umieszczono w podłodze części towarowej, przez co jest ona wyższa o 10 cm. To spowodowało zmniejszenie kubatury przestrzeni ładunkowej z 11,3 do 10,7 m3.

Poza tym elektryczny Crafter nie różni się niczym od pozostałych wersji. Największa zmiana to panel wskaźników, na którym obrotomierz został zastąpiony przez wskaźnik wykorzystania mocy oraz siły rekuperacji, a wskaźnik temperatury cieczy chłodzącej, przez wskaźnik dostępności mocy. Kiedy bateria będzie bliska wyczerpania, wskazówka przechodzi na czerwone pole i pojawia się lampka kontrolna w kształcie... żółwia. Informując tym samym, że moc została wyraźnie ograniczona.

Volkswagen e-Crafter dostępny jest tylko jako furgon z podwyższonym dachem i wyceniono go na 275 568 zł netto. Dla porównania napiszemy tylko, że Crafter ze 140-konnym dieslem, skrzynią DSG oraz podobnym wyposażeniem (główne światła LED, nawigacja z 8-calowym ekranem, kamera cofania, dwustrefowa klimatyzacja automatyczna) kosztuje około 140 tys. zł netto.

Michał Domański

A jak e-Crafter sprawdza się w praktyce? O to zapytaliśmy przedstawicieli firmy InPost, która na co dzień korzysta właśnie z takiego samochodu.

Jakie różnice zauważają kierowcy między jazdą e-Crafterem, a spalinowym dostawczakiem?

Elektryczny Crafter jest przede wszystkim bardzo cichy, przez co mniej męczący. Ponadto nie trzeba zmieniać w nim biegów - "automaty" to nadal rzadkość w samochodach dostawczych, podobnie jak klimatyzacja, którą tutaj otrzymujemy seryjnie.

Jakie zalety, z waszej perspektywy, ma e-Crafter w porównaniu do spalinowych dostawczaków?

Największą zaletą jest brak kosztów paliwa, ale także dłuższe interwały serwisowe. Doceniamy także możliwość korzystania z buspasów oraz to, że inni kierowcy zauważają, że korzystamy z elektrycznego dostawczaka, co pozytywnie wpływa na wizerunek firmy.

Ile kilometrów średnio przejeżdżają dziennie samochody w waszej flocie?

Jest to od 60 do 100 km.

Czy zdarzyła się kiedyś sytuacja, że zasięg okazał się niewystarczający?

Nie, samochód był wykorzystywany na trasach paczkomatowych w strefie o długości nie większej niż 70 km.

Gdzie ładujecie baterie e-Craftera?

Z gniazda 230V na terenie magazynu, używając ładowarki dostarczonej wraz z samochodem.

Czy korzystacie z możliwości jazdy buspasami? Jeśli tak, to na ile pozwala to skrócić czas dostarczania przesyłek?

Tak korzystamy, ale dokładny czas jest trudny do określenia i uzależniony od długości pasa występującego na trasie dojazdu do paczkomatów. Ale na pewno pomaga to w codziennej pracy.

Czy mieliście problemy z policją, która nie wie, że auto elektryczne może jechać buspasem, albo z obsługą strefy płatnego parkowania, która "elektróków" nie dotyczy.

Nie, nie mieliśmy takich problemów.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy