Lexus UX 250h. ​Taki mały, taki ładny, taki...

Zacznę nie od Lexusa, a od... drogi wojewódzkiej nr 250. Liczącego zaledwie 14 kilometrów odcinka, łączącego dalekie przedmieścia Torunia z niewielką wioską Służewo. Biegnącego niemal w całości przez teren poligonu artyleryjskiego. "Dwieście-pięćdziesiątka" to trasa o ograniczonej dostępności - w czasie ćwiczeń wojsko stawia na jej końcach posterunki, wyłączając ją z ruchu. Ma jednak kilka innych zalet.

Kiedyś była usiana dziurami niczym szwajcarski ser, lecz gdy w 2016 roku w Toruniu zawitał na dłużej liczny amerykański kontyngent, droga przeszła istotny lifting. Asfaltową nawierzchnię wymieniono i poszerzono, choć i tak "dwieście-pięćdziesiątka", jak się okazało, stanowiła nie lada wyzwanie dla amerykańskich kierowców i ich pojazdów. Wciąż relatywnie wąska, z ostrymi zakrętami i ograniczoną lasem widocznością, nie przypadła Jankesom do gustu. Nie raz i nie dwa udowodnili, że po Polsce to oni jeździć "nie umiom".

Reklama

Co innego miejscowi (i tacy jak ja, którzy mieli okazję tę drogę poznać). Dla nich "poligonówka" to idealny skrót oraz miejsce, gdzie można poćwiczyć rajdowe umiejętności. I tu wreszcie czas na pojawienie się "gwiazdy wieczoru" - Lexusa UX 250h. Auta wyposażonego w hybrydowy napęd o mocy 178 KM, w testowanej wersji z napędem 4x4. Lex, jak go nazwałem na własny użytek, musiał przejść ów poligonowy test.

Oczywiście, miałem świadomość, że jadę crossoverem - nie spodziewałem się więc wielkich "wodotrysków". Niemniej wcześniejsza podróż z Krakowa do Torunia - w większości na autostradowych odcinkach - przekonała mnie, że mam do czynienia z samochodem dynamicznym i "miękko" współpracującym z kierowcą. Ujawnił się przy tym jeden feler, ale o tym napiszę za chwilę.

No więc stanąłem w Służewie, z postanowieniem przetestowania każdego z trybów jazdy. Szybko zrezygnowałem z emeryckiego "eco" i przeszedłem na "normalny". Kręte drogi to jednak nie jest naturalne środowisko UX-a. Rozbudowany system kontroli trakcji nie pozwala w zasadzie na żadną zabawę!

Jazda UX-em to nie tylko moje pierwsze zetknięcie z Lexusem - marką premium, słynącą przecież z komfortu - ale też z bezstopniową skrzynią biegów CVT. Efekt - klasyczny dysonans poznawczy. Z jednej strony świetnie wygłuszona kabina i wysoki komfort - z drugiej - irytujące wycie skrzyni biegów dające o sobie znać przy mocniejszym wciśnięciu pedału przyspieszenia...

W trybie "sport" było na szczęście lepiej, znacznie lepiej. Ale wciąż brakowało mi tej werwy, która... I właśnie wówczas zdałem sobie sprawę, że popełniam poważny błąd. Przedmiotem mojego wcześniejszego poligonowego testu było przecież Porsche 911! "Potwór" z trzy razy mocniejszym silnikiem, stworzony do harców. Tak wysoko postawionej poprzeczki UX nigdy nie pokona - nie po to przecież został stworzony! Pokornie wróciłem więc do ustawień "eco", od tej chwili traktując pedał gazu z należytą subtelnością.

Lex "płynął" wówczas, szumiąc przy tym cicho (auto samoczynnie przechodzi na napęd eklektyczny, gdy posiada odpowiedni zapas energii), a ja właśnie uświadamiałem sobie, po co i dla kogo został stworzony.

UX to samochód miejski, nadający się też na dłuższe wyprawy w trybie marszowym. W fotel nie wgniata - przyśpieszenie do setki zajmuje mi dziewięć sekund - ale później jest już znacznie lepiej. Czuć zapas mocy i efekt, jaki daje relatywnie niska waga tego crossovera (od 1,4 do 1,6 tony). Producent jako grupę docelową zdefiniował 30-latków bez rodziny. Dodajmy: zamożnych 30-latków - auto bowiem kosztuje, w zależności od wersji, od 150 do 200 tys. złotych. Ale czy jest samochodem "męskim"?

W czasie toruńskiej wyprawy spotkałem się z grupą dawnych klasowych kolegów - czterdziestoparolatków, z których każdy miał bogate doświadczenie motoryzacyjne. Widok UX lekko ich rozczarował. "Mały" - komentowali. "Ale ładny" - dodał któryś. "Ładny, tyle że taki... babski" - podsumował kolejny. Cóż, Lexus ma sylwetkę pełną krzywizn, jest autem nisko zawieszonym, lecz - mimo wszystko - ów wygląd nie nadaje mu agresywnego charakteru.

No i to wnętrze. W testowanym modelu znalazły się białe skórzane fotele - oczywiście wentylowane i ogrzewane. Obszyty skórą kokpit, przyjemne w dotyku tworzywo, jakim pokryto drzwi. Świetny system multimedialny (choć z nieco irytującym gładzikiem służącym do jego obsługi, umiejscowionym w tunelu środkowym).

Zarówno kierowca, jak i pasażer, mogą się cieszyć sporą przestrzenią. Wygodę podróży zwiększa fakt, że siedzenia regulowane są w kilku płaszczyznach. Można wszak przy tej okazji mocno się zdziwić. Producent zapewnia, że auto stworzono z myślą o europejskich odbiorcach - nieco wyższych (i zwykle też tęższych...) niż Japończycy. Tymczasem gdy ustawiłem sobie zagłówek na maksymalnej wysokości, a fotel chciałem unieść tak, by nie siedzieć w pozycji "na rajdowca", problemem szybko okazał się sufit. Kompromisowe ustawienie nie było złe, lecz nie udało mi się pozbyć wrażenia, że to nadal auto dla Azjaty. Albo dla kobiety.

I to singielki. Tylna kanapa bez trudu pomieści dwie osoby - pod warunkiem, że nie będą miały ponadnormatywnych wymiarów. Zaś bagażnik - o objętości 283 lub 320 litrów - nadaje się co najwyżej na przewiezienie dwóch-trzech średniej wielkości walizek. Albo tygodniowych zakupów.

UX, to oczywiste, ma wszystko, czego po samochodach tej klasy należy się spodziewać. Układ przeciwkolizyjny, zdolny do wykrywania pieszych i rowerzystów w nocy, układ utrzymania pasa ruchu, system rozpoznawania znaków drogowych, aktywny tempomat a nawet wyświetlacz HUD. O kamerach i czujnikach parkowania nie wspomnę. Słowem, wszystko, co czyni jazdę bezpieczniejszą, i co sprawia, że nie jest on "surowym wozem" dla miłośników analogowej motoryzacji.

W Lexusie znajdziemy też odtwarzacz płyt kompaktowych - nieco archaiczne urządzenie w czasach, kiedy większość kierowców słucha muzyki z nośników pamięci podłączonych do gniazda USB. I nie jest to żaden zapomniany przez nieuwagę artefakt. Tuż po premierze modelu producent przyznał, że duża część jego klientów wciąż preferuje dźwięk zapisany na krążkach CD. Stąd łatwo wywieźć wniosek, że UX to także auto dla nieco starszych kierowców. Takich, którzy nie potrzebują już "rodzinnej kolubryny", a wygodnego i bezpiecznego samochodu o rozsądnych wymiarach, z prestiżowym znaczkiem na przedzie.

I ta myśl doprowadziła mnie do następującej konkluzji: nie, jeszcze nie pora na Lexusa!

Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy