Skoda Kodiaq 2.0 TDI Sportline – rozsądnie, acz z pazurem

Kodiaq zdobył popularność jako praktyczny i bardzo przestronny, rodziny SUV. Nie znaczy to jednak, że nie ma nic do zaoferowania dla osób, które patrzą na samochody nie tylko w sposób czysto pragmatyczny.

Najciekawszą wersją Kodiaka jest oczywiście usportowiona wersja RS, której wizualne dodatki w połączeniu z odpowiednim lakierem, potrafią wyróżnić go na ulicy. Ale ponieważ nie każdy potrzebuje auta tak mocnego (albo odstrasza go bazowa cena wynosząca prawie 200 tys. zł), Skoda ma alternatywę - odmianę Sportline.

To nic innego jak wersja wyposażenia, ale mająca kilka zmian stylistycznych, nadających jej bardziej drapieżnego charakteru. Na przykład przedni zderzak, który jest niemal identyczny z tym stosowanym w RSie, a grill polakierowano na czarno i ma czarną obwódkę. Do tego czarne lusterka, czarne relingi oraz zmieniony tylny zderzak z listwą udającą dwie końcówki wydechu (takie czasy niestety). Testowany egzemplarz był wyprodukowany stosunkowo niedawno, więc załapał się też na zmianę znaczka na klapie bagażnika na dumny napis SKODA znany z najnowszych modeli. Przy okazji wszystkie oznaczenia są czarne, co jest miłym dla oka drobiazgiem.

Reklama

Dopełnieniem nieco bardziej drapieżnej prezencji Kodiaka Sportline są 19-calowe, antracytowe felgi (w opcji do wyboru dwa wzory 20-calowych obręczy) oraz odpowiedni lakier. W przypadku testowanego auta był to "Czerwień Velvet" ale równie ciekawy jest "Błękit Race" (kojarzący się z Octaviami RS) oraz "Szary Steel" mający trochę odcień podkładu, podobny do barwy chętnie ostatnio stosowanej przez Audi oraz Porsche.

O sportowych aspiracjach starają się nas przekonać także fotele ze zintegrowanymi zagłówkami, pokryte skórą oraz perforowaną alcantarą. Miłym dodatkiem jest też mocno wyprofilowana, spłaszczona u dołu kierownica, pokryta perforowaną skórą. Oba te elementy są takie same, jak w RSie, podobnie jak wstawki ozdobne imitujące włókno węglowe. Całości dopełniają wirtualne zegary z widokiem prezentującym centralnie umieszczony obrotomierz oraz dodatkowymi wskaźnikami, informującymi o wykorzystywanej chwilowo mocy oraz o temperaturze oleju.

Innymi słowy, czy to z zewnątrz, czy też w środku, łatwo pomylić Sportline’a z RSem. A co pod maską? Tutaj nic nas nie ogranicza - do wyboru standardowa gama Kodiaka, czyli dwa silniki benzynowe i dwa wysokoprężne, w obu przypadkach o mocy 150 oraz 190 KM. Nasz egzemplarz miał najbardziej optymalny z tych napędów - 190-konnego diesla, współpracującego z siedmiobiegową przekładnią DSG oraz napędem na wszystkie koła.

Ta wersja odznacza się naprawdę przyjemną dynamiką i pozwala na sprawne wyprzedzanie oraz rozpędzanie się na autostradzie. A jeśli uważacie, że 8,4 s do 100 km/h jest zbyteczne w aucie rodzinnym, to weźcie pod uwagę, że po załadowaniu Kodiaq może ważyć nawet 2,4 t, więc 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego naprawdę się przydaje. Także podczas ciągnięcia przyczepy, której dopuszczalna masa wynosi 2,3 t. Z drugiej strony zużycie paliwa w mieście na poziomie 9 l/100 km pozwala utrzymać koszty na rozsądnym poziomie.

Jeśli zależy wam na tym, żeby wasz Kodiaq Sportline zapewniał zarówno wysoki komfort, jak i niezłe prowadzenie, koniecznie zamówcie do niego adaptacyjne zawieszenie (4000 zł). W ustawieniu Comfort auto resoruje naprawdę dobrze, bujając się lekko na dużych nierównościach. Z kolei przechodząc na Sport robi się dość twardo, samochód robi się wyraźnie bardziej zwarty i może dać trochę przyjemności z szybszej jazdy, co jest warte odnotowania z uwagi na to, że mówimy tu cały czas o dużym, rodzinnym SUVie.

Przyjemność z dynamicznej jazdy psuje nieco skrzynia DSG, która zmienia biegi bardzo sprawnie, ale jest częściowo odpowiedzialna za dużą zwłokę po mocnym wciśnięciu gazu. Gdy chcemy gwałtownie przyspieszyć musimy poczekać około dwóch sekund, aż przekładnia zredukuje, a turbina się rozkręci i odjedziemy nagle na fali momentu obrotowego. Przełączenie silnika i skrzyni w tryb Spot nie zmienia tutaj wiele. Z tego też powodu, jeśli nie robicie dużych przebiegów, warto rozważyć tańszą o 10 tys. zł odmianę benzynową. Mimo takiej samej mocy jest wyraźnie szybsza (sprint do 100 km/h w 7,5 s), a czas reakcji na ruch prawej stopy około połowę krótszy.

Wspominaliśmy wielokrotnie, że Kodiaq to auto rodzinne i to tak naprawdę jest jego główna i najważniejsza funkcja. Jak na Skodę przystało, ilość miejsca w środku jest po prostu ogromna, co robi wrażenie szczególnie w drugim rzędzie siedzeń. Nie przeszkadza szczególnie nawet wystający tunel środkowy z umieszczoną na nim konsolą z nawiewami, sterowaniem trzecią strefą klimatyzacji, ogrzewaniem kanapy oraz gniazdkami (230V, 12V oraz USB). Do tego dochodzi jeszcze przepastny bagażnik oferujący 650 l, chyba że przesuniemy maksymalnie kanapę do przodu - wtedy otrzymamy aż 835 l. Tak na marginesie testowany egzemplarz jest pierwszym pięcioosobowym Kodiakiem, jaki do nas dotarł. Różnica w pojemności bagażnika między tymi wersjami wynosi 90 l i to widać.

A jak cenowo wypada usportowiony Kodiaq? Wcale nie tak źle - bazowa wersja Ambition kosztuje 108 tys. zł podczas gdy Sportline to wydatek 129 600 zł. W zamian za to otrzymujemy, poza zmianami w stylistyce, 19-calowe felgi, kamerę cofania, czujniki parkowania z przodu, diodowe reflektory główne, przyciemniane szyby, radio z 8-calowym ekranem, nastrojowe oświetlenie oraz sportowe, podgrzewane fotele, elektryczną regulację fotela kierowcy oraz tapicerkę ze skóry i alcantary. Wyraźnie drożej się robi, kiedy weźmiemy pod uwagę testowaną odmianę, wycenioną na 175 100 zł, którą w przypadku naszego egzemplarza wzbogacono o dodatki za 45 tys. zł.

Skoda Kodiaq to przede wszystkim bardzo przestronny i praktyczny samochód. Natomiast jego odmiana Sportline pozwala sprawić, żeby nie zginął on na ulicy pośród srebrno-czarnych SUVów. Jedynym jej mankamentem jest tak naprawdę brak możliwości wyboru rodzaju tapicerki oraz jej koloru. Mamy wrażenie, że nikt by się nie obraził, gdyby na liście opcji pojawia się możliwość zamówienia na przykład jasnoszarej tapicerki oraz wersji w pełni skórzanej. Podobnie jak opcję zmiany imitacji włókna węglowego na aluminium. Niestety czarne wnętrze kojarzy się ze sportem i na jednolitą czerń musimy się zgodzić. Z kolei dynamika i prowadzenie Kodiaka nie pozostawiają wiele do życzenia, pod warunkiem, że odpowiednio głęboko sięgniemy do kieszeni.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy