Skoda Kodiaq 1.4 TSI – skazana na sukces?

Nowicjusz, który natychmiast chce stać się prymusem – tak można określić aspiracje nowej Skody Kodiaq. Aspiracje, które są jak najbardziej uzasadnione.

To tak naprawdę zastanawiające, dlaczego Czesi tak długo zwlekali z rozszerzeniem swojej oferty SUVów. Obecne na rynku od wielu lat Yeti, choć bazuje na Octavii, zadowolić może najwyżej nieduże rodziny. W gamie wyraźnie brakowało czegoś większego. Wreszcie doczekaliśmy się jednak pseudoterenówki w rozmiarze Superba.

Pierwsze wrażenie, kiedy podchodzimy do Kodiaqa? To naprawdę kawał samochodu. Co prawda mierząc niecałe 4,7 m jest o ponad 15 cm krótszy od Superba kombi, ale szerokość (1,88 m) i wysokość (1,68 m) skutecznie ten fakt maskują. Auto zwraca też uwagę na ulicy swoją stylistyką - tylne światła przypominają, wspominanego już, Superba, ale przód to zupełnie nowy projekt. Design ten pojawi się w następnych modelach Skody - na przykład w Karoq, czyli następcy Yeti.

Reklama

Jak można się spodziewać, we wnętrzu Kodiaqa znajdziemy naprawdę mnóstwo miejsca. Kierowca i pasażer z przodu mają go pod dostatkiem, podobnie jak osoby siedzące w drugim rzędzie siedzeń, chociaż... przestrzeni na wysokości kolan nie ma tu tak dużo, jak w Superbie. Nogi na nogę tutaj nie założymy. Na jaw wychodzi nie tylko różnica w długości, ale także rozstawie osi obu modeli - czeski SUV ma 2791 mm, podczas gdy kombi 2841 mm. Kodiaq pozwala jednak na przesuwanie tylnej kanapy i regulowania kąta jej oparcia, co jest bardzo przydatne, jeśli zamówiliśmy trzeci rząd siedzeń.

Tak jak w każdym SUVie tej klasy, aby można było w miarę wygodnie usiąść "w bagażniku", konieczne są negocjacje w podróżującymi z drugim rzędzie siedzeń. Kompromis pozwalający na zabranie siedmiu dorosłych osób na pokład jest możliwy, ale miejsca będzie wtedy "na styk". Nie polecamy jednak sadzania w trzecim rzędzie osób o wzroście powyżej 170 cm.

Prawdziwy nadmiar przestrzeni Skoda obiecuje natomiast w bagażniku - do dyspozycji mamy mieć aż 720 l. Niestety, nie dotyczy to wszystkich wersji. Jeśli mamy siedmioosobowego Kodiaqa, a do tego odsuniemy do tyłu kanapę i odchylimy oparcie, do wykorzystania będziemy mieli jedynie 560 l.

Nadal jednak nie jest to mało, a do tego pochwalić musimy pomysłowość czeskich inżynierów. Za schowanym w podłodze trzecim rzędem siedzeń znajduje się schowek, w którym możemy ukryć roletę - coś o czym zapomina większość producentów. Co więcej, każdy siedmioosobowy Kodiaq ma dojazdowe koło zapasowe i to ukryte w bagażniku, a nie podwieszone pod autem. Trzeci rząd siedzeń można podnieść do góry (pomagają w tym siłowniki), a pod nim znajdziemy "zapas", zaś w "zapasie" ukryto subwoofer. Do tego dochodzi oczywiście możliwość złożenia drugiego rzędu siedzeń pociągnięciem dźwigni w bagażniku, a także lampka oświetlająca kufer, którą można wyjąć i używać jak latarki. Nasz egzemplarz wyposażony był też w hak, który ukryty jest za zderzakiem - aby go rozłożyć, wystarczy nacisnąć przycisk w bagażniku.

Pod maską testowanego Kodiaqa pracował "środkowy" silnik benzynowy - 1.4 TSI o mocy 150 KM, zestawiony z manualną skrzynią biegów i napędem 4x4. Zapewnia on wystarczające osiągi (sprint do 100 km/h w 9,8 s), ale trzeba pamiętać, że SUV Skody ma ładowność aż 757 kg. Do spokojnej jazdy, nawet po pełnym załadowaniu, powinien wystarczyć. Producent zapewnia, że odmiana ta zużywa w mieście 8,3 l/100 km, ale w praktyce jest to raczej około 10 l/100 km.

Jak na auto rodzinne przystało, Skoda Kodiaq zapewnia wysoki komfort jazdy. Zawieszenie potrafi wręcz bujać na dużych nierównościach, co nie znaczy jednak, że czeski SUV źle się prowadzi. Auto zachęca raczej do zrelaksowanego stylu jazdy, ale nieźle trzyma się drogi, a układ kierowniczy zapewnia dobrą precyzję.

Testowany Kodiaq wyposażony był w napęd na wszystkie koła realizowany przez sprzęgło Haldex. Domyślnie moc trafia więc na przednią oś, ale system działa "przewidująco" - jeśli wykryje ryzyko uślizgu kół, przekaże część mocy na tył, wyprzedzając moment utraty przyczepności. Sprawdza się to całkiem nieźle, również gdy zjedziemy z utwardzonych dróg. Czeski SUV ma prześwit wynoszący 188 mm, co jest niezłą wartością, a do tego jednym z dostępnych trybów jazdy jest "offroad", aktywowany osobnym przyciskiem. Zmienia on ustawienia kontroli trakcji, ESP i ABSu tak, aby wspomagały jazdę w terenie. Auto ma również asystenta zjazdu oraz tryb "śnieg". W prawdziwy teren się nie zapuścimy, ale do rekreacji sprawdzi się świetnie.

Na koniec pozostawiliśmy kwestię ceny, która okazuje się być całkiem atrakcyjna. Cennik Kodiaqa startuje od 92 400 zł, co jest kwotą o 7 tys. zł mniejszą od Volkswagena Tiguana, na którego przedłużonej platformie powstał SUV Skody. Testowana odmiana 1.4 TSI 4x4 Style kosztuje już 126 400 zł. Dużo? Niekoniecznie, szczególnie kiedy spojrzymy na listę wyposażenia standardowego. Obejmuje ono między innymi automatyczną klimatyzację trójstrefową, system bezkluczykowy, w pełni LEDowe światła, adaptacyjny tempomat, 19-calowe alufelgi, czujniki parkowania z przodu i z tyłu oraz system multimedialny z 8-calowym ekranem dotykowym. Trzeci rząd siedzeń wymaga dopłaty 4000 zł, a my doliczylibyśmy jeszcze 9000 zł za skrzynię DSG. Sześciobiegowy "manual" działa bardzo przyjemnie, ale "automat" lepiej pasuje do rodzinnego i zrelaksowanego charakteru Kodiaqa.

Wracając do myśli z początku artykułu - czy SUV Skody ma szanse zostać prymusem w swojej klasie? Zdecydowanie tak. Ma wszystkie ceny, za które cenimy modele czeskiego producenta - przestronne wnętrze (choć nie tak jak w Superbie), bardzo dobre zachowanie na drodze, przemyślane rozwiązania i rozsądną cenę. Dodaje do tego wyróżniającą się stylistykę, a także wysoką jakość materiałów wykończeniowych (to już poziom droższych modeli Volkswagena). Konkurenci powinni się bać.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy